Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Bolesław K. Jaszczuk: Indie po wyborach


04 czerwiec 2009
A A A

Ostatnie wybory w Indiach jeszcze bardziej umocniły władzę Indyjskiego Kongresu Narodowego. Jednak nowy rząd pod kierownictwem dotychczasowego premiera Singha będzie musiał zmierzyć się z poważnymi problemami społecznymi dodatkowo spotęgowanymi przez światowy kryzys.

W tegorocznych wyborach rywalizowały ze sobą trzy bloki: Zjednoczony Sojusz Postępowy (UPA), w którym dominującą pozycję zajmuje INC, prawicowy Narodowy Sojusz Demokratyczny (NDA), skupiony wokół nacjonalistycznej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) oraz Trzeci Front, obejmujący ugrupowania lewicowe i regionalne. Powstał on na bazie startującego w poprzednich wyborach Frontu Lewicy, przyciągając kilka mniejszych ugrupowań zarówno z UPA, jak i z NDA. W trakcie kampanii wyborczej INC eksponował dotychczasowe osiągnięcia rządu, NDA akcentował kwestie bezpieczeństwa obywateli przed zamachami i aktami terroru oraz postulował wymuszenie zwrotu tzw. brudnych pieniędzy ulokowanych w bankach szwajcarskich, Trzeci Front prezentował swój własny program walki z kryzysem, krytykując jednocześnie rządowe plany w tym zakresie.

O prawdziwym sukcesie może mówić jedynie UPA, a przede wszystkim INC, który w porównaniu z poprzednimi wyborami z 2004 r. poprawił swój stan posiadania o 55 mandatów. Na partię tę głosowało niemal 30 proc. wyborców, co jest najlepszym rezultatem w okresie ostatnich 18 lat. NDA stracił 29 mandatów, BJP – 22. Trzeci front, w którym najsilniejszym ugrupowaniem jest Komunistyczna Partia Indii (Marksistowska) – CPI(M), zdobył 80 mandatów – 23 więcej niż Front Lewicy w poprzednich wyborach.

Sukces wyborczy Indyjskiego Kongresu Narodowego można wytłumaczyć kilkoma czynnikami. Pierwszy – to szybki, w ostatnich pięciu latach, wzrost gospodarczy – średnio 8,5 proc. w skali rocznej. Ponadto, w okresie poprzedniej kadencji rząd zyskał sobie zwolenników wśród 20 proc. do tej pory głosujących na prawicę najbogatszych obywateli, którzy w szczególnie wyraźny sposób korzystają z owoców wzrostu gospodarczego. Kolejna grupa społeczna, która ma powody do zadowolenia, to mieszkańcy wsi. Około 44 milionów rolników zostało objętych rządowym programem zatrudnienia w regionach wiejskich, a 43 milionom anulowano zadłużenie, wydatkując na ten cel sumę równą 1,6 proc. PKB. Ponadto INC konsekwentnie opowiada się za państwem świeckim, znajdując dzięki temu poparcie wśród wyznawców religii mniejszościowych. W tegorocznych wyborach na INC głosowała większa niż dotychczas liczba muzułmanów rozczarowanych wobec partii islamskich. W efekcie premierem przez drugą z rzędu kadencję będzie Manmohan Singh, co w Indiach nie zdarzyło się od czasów Jawaharlala Nehru.

Od gospodarki planowej do umiarkowanego liberalizmu

Przez 40 lat Indie rozwijały się według modelu scentralizowanej gospodarki planowej. Funkcjonował monopol państwa w kluczowych dziedzinach gospodarki, do których sektor prywatny był dopuszczany jedynie po uzyskaniu rządowej licencji. Państwo aktywnie wspierało rodzimy przemysł, stosując wysokie cła ochronne na import towarów z zagranicy. Dzięki temu stworzono mocne podstawy gospodarki, m.in. poprzez industrializację, oraz system szkolnictwa pozwalający na wykształcenie wielu fachowców w najbardziej nowoczesnych gałęziach gospodarki. Bez tego niemożliwy byłby sukces gospodarczy Indii w ostatnich latach. Obecnie sektor technologii informatycznej zatrudnia około miliona osób, a jego udział w tworzeniu PKB sięga 4 proc. Przez cały okres obowiązywania gospodarki planowej Indie odnotowywały stały, choć nieoszałamiający, wzrost gospodarczy – średnio 3,5 proc. w latach 1950–1980 i 5,4 proc. w okresie 1980–1991, kiedy to zapoczątkowano reformy gospodarcze.

Odwrót od systemu gospodarki państwowej nastąpił w 1991 r. – wówczas to ostry deficyt bilansu płatniczego postawił kraj na krawędzi bankructwa. Sytuację tę wykorzystał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, żądając zwrotu zaciągniętych kredytów. Aby spełnić te wymogi, Indie zmuszone były dokonać transferu złota do Londynu w postaci zabezpieczenia kredytowego. Równocześnie MFW wymusił na Indiach przeprowadzenie reform ekonomicznych w kierunku neoliberalnej gospodarki rynkowej. Rozpoczęła się likwidacja państwowych monopoli, obniżono cła i podatki, stworzono możliwość prywatyzacji sektora państwowego, nastąpiło otwarcie na napływ kapitału zagranicznego. Efektem był raptowny wzrost inwestycji zagranicznych – od około 100 milionów dolarów rocznie w latach 80. do niemal 22 miliardów w latach 1996–1997. Ponadto cudzoziemcy uzyskali prawo do posiadania większościowych – 51 proc. – udziałów w spółkach joint venture oraz kupna i sprzedaży akcji na indyjskich giełdach.

Głównym realizatorem polityki liberalizacji był w tamtych latach minister finansów, Manmohan Singh. Ten sam, który stoi dziś na czele rządu kontynuującego tę politykę. Trzeba jednak przyznać, że neoliberalizm w wersji indyjskiej wykazuje pewne symptomy umiarkowania. Istotne ograniczenia dotyczą kapitału zagranicznego. Ma on limitowany dostęp do pięciu kluczowych działów gospodarki, m.in. do telekomunikacji. Jeszcze mniej swobody ma kapitał zagraniczny w sektorze finansowym. Pojedynczy inwestor nie może posiadać więcej niż 10 proc. akcji indyjskiego banku. W rezultacie udziały kapitału zagranicznego w dwóch największych bankach prywatnych wynoszą odpowiednio 65 i 48 proc. Natomiast państwowy sektor bankowy kontroluje ok. 70 proc. całości aktywów. Banki zagraniczne mogą działać jedynie w 16 branżach, podczas gdy Państwowy Bank Indii w 913. Jednemu z banków brytyjskich odmówiono ostatnio otwarcia 100 nowych oddziałów na terenie kraju. Kontrola państwa nad sektorem bankowym realizowana przez Bank Rezerw Indii ma na celu niedopuszczenie do wycofania kapitałów przez mające kłopoty banki zagraniczne, co prowadziłoby do naruszenia finansowej stabilności kraju.

Jak widać, Indie starają zabezpieczyć się przed kryzysem finansowym. Mimo to gospodarka Indii już zaczyna odczuwać skutki światowego kryzysu. O ile w 2007 r. stopa wzrostu gospodarczego osiągnęła poziom 9 proc., to w ostatnim kwartale roku ubiegłego spadła do 5,3 proc. Według danych z ostatnich miesięcy ubiegłego roku, nastąpił spadek wartości eksportu o prawie 10 proc. w ujęciu rocznym, produkcja przemysłowa zmniejszyła się o 0,4 proc., a w przemyśle przetwórczym o 1,2 proc. Ponadto w ciągu zaledwie trzech miesięcy – od września ubiegłego roku do stycznia roku bieżącego – indyjska rupia straciła 12 proc. wartości wobec dolara. Najsilniejsze lewicowe ugrupowanie opozycyjne CPI(M) krytykuje rząd za to, że nie podejmuje zdecydowanych działań interwencyjnych, przeznaczając zbyt skromne środki – rzędu zaledwie 0,5 proc. PKB – na pobudzanie gospodarki, inwestycje publiczne czy kreowanie popytu poprzez wzrost dochodów ludności.

Nierozwiązane problemy socjalne

Przez ponad 60 lat od momentu uzyskania niepodległości Indie osiągnęły znaczący postęp w wielu dziedzinach życia. O ponad połowę zmniejszyła się liczba osób żyjących w absolutnej nędzy, znacznie spadła liczba analfabetów, nastąpiła widoczna poprawa w zakresie opieki zdrowotnej. Wiele jednak problemów pozostaje nierozwiązanych, a niektóre w ostatnich latach wręcz się pogłębiają. Obecnie w biedzie wciąż żyje około 300 000 Hindusów, co stanowi około jednej czwartej ludności kraju. Poniżej progu ubóstwa znajduje się 28 proc. ludności wiejskiej i 26 proc. mieszkańców miast. Wprawdzie, według danych porównawczych za lata 1981–2005, zmniejszyła się z 42 do 24 proc. liczba osób zmuszonych do życia za równowartość jednego dolara dziennie oraz z 296 do 267 milionów mających dzienny dochód niższy niż jeden dolar, to jednak z 421 do 456 milionów wzrosła liczba tych, dla których podstawą egzystencji są dochody nieprzekraczające 1,25 dolara.

Liczby te są tak szokujące, że przyćmiewają wizerunek Indii jako kraju wkraczającego w erę dobrobytu, który staje się udziałem nielicznej mniejszości. Obecnie 10 proc. najbogatszych mieszkańców kraju ma dyspozycji 31,1 proc. globalnej sumy dochodów, podczas gdy 10 proc. najbiedniejszych zaledwie 3,6 proc. Pogłębiają się też różnice w poziomie życia poszczególnych stanów. Bogatsze notują szybsze tempo wzrostu gospodarczego, tam też sytuowane są specjalne strefy ekonomiczne będące – podobnie, jak w Chinach – motorem rozwoju gospodarki. Natomiast w sześciu północnych stanach do biednych zalicza się ponad połowa mieszkańców.

Pomimo postępów w ochronie zdrowia sytuacja dużej części obywateli Indii jest wciąż tragiczna. Około 130 milionów ludzi nadal pozbawionych jest podstawowej opieki zdrowotnej, 226 milionów nie ma dostępu do wody nadającej się do picia, a tylko 33 proc. korzysta z sanitariatów. Z powodu niedostatku właściwej opieki i higieny najbardziej cierpią najmłodsi. Niedowagę ma 40 proc. dzieci w wieku poniżej 5 lat i, a 1/3 już rodzi się z niedowagą. Około 48 proc. jest opóźnionych w rozwoju, a wśród 10 proc. rodzin o najniższych dochodach aż 60 proc. Ponadto 70 proc. dzieci cierpi na anemię, na którą również choruje 56 proc. kobiet. Oprócz złych warunków sanitarnych jedną z podstawowych przyczyn chorób jest niedożywienie, które dotyka 33 proc. kobiet i aż 60 milionów dzieci.

Wszystkie te problemy stanowią wielkie wyzwanie dla kolejnych indyjskich rządów. Optymiści wskazują na stały, choć nie raptowny, postęp. Od 1950 r. liczba ludzi żyjących poniżej progu ubóstwa zmniejszała się rocznie o 1 procent. W tym samym czasie liczba analfabetów zmalała z 83 do 20 proc. a w stanie Kerala, gdzie przez lata rządzili komuniści, nawet do 2 proc. Siły rządzące widzą szansę w przyspieszeniu tempa wzrostu gospodarczego. Przewidują, że w latach 2010–2011 osiągnie ono poziom 10 proc. Czy jednak w dobie narastającego kryzysu nie jest to założenie zbyt optymistyczne?

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.

Artykuł ukazał się pierwotnie w "Trybunie Robotniczej" Przedruk za zgodą redakcji.