Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Podróże Agnieszka Strażewicz: Indie Południowe od A do Z

Agnieszka Strażewicz: Indie Południowe od A do Z


16 styczeń 2007
A A A

Podróż po Indiach planowana była od dawna. Właściwie nie wiem, czy nie od zawsze. Od momentu, kiedy stałam się studentką indologii Uniwersytetu Warszawskiego wyjazd był nieunikniony. W ramach moich studiów uczę się języka tamilskiego (języka urzędowego stanu Tamilnadu, jednego z urzędowych języków Sri Lanki i Singapuru). Język tamilski jest językiem pochodzenia drawidyjskiego, posiadającym dwie formy językowe - forma pisana i mówiona.

Zgodnie z zasadą, że najlepszą metodą nauczenia się języka obcego jest wyjazd do kraju jego użytkowników, podjęłam (wraz z dwiema koleżankami z roku) decyzję o wyjeździe. Podróż trwała prawie trzy miesiące (04.07.2006 - 24.09.2006 r.) i objęła południowe Indie (cztery stany indyjskie: Tamilnadu, Keralę, Goa i Karnatakę). W czasie naszego pobytu uczestniczyłyśmy w sześciotygodniowym kursie mówionego języka tamilskiego w Pondicherry.

Oto moje relacje ułożone bardziej hasłowo niż chronologicznie i muszą one zastąpić pamiętnik, którego niestety nie prowadziłam. W razie jakichkolwiek pytań dotyczących wyjazdu, które miałyby osoby planujące podróż po Indiach (zwłaszcza południowych), chętnie udzielę rady. Proszę pisać na adres mailowy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Angielski i inne języki - refleksje
Bieda i Bogactwo oraz inne kontrasty
Cuda świata, czyli jak często umierałam...
Dzieci
Entuzjazm, a raczej jego brak
Filmy
Gościnność
Hotele i inne noclegownie
Indie w świadomości jej mieszkańców
Jedzenie
Kobieta i mężczyzna
Body Language
Miłość i Małżeństwo
Naciągacze
Przedstawienia teatralne
Rodzina jako podstawowa jednostka społeczna
Słonie kontra małpy, czyli o zwierzętach
Transport
Ubranie
Wiara, nie tylko w człowieka
Zakończenie

Angielski i inne języki - refleksje

Zgodnie z konstytucją z 1951 roku językiem urzędowym Indii jest język hindi. Konstytucja wspomina także o 18 językach konstytucyjnych oraz języku angielskim jako tzw. link language - języku pomocniczym. Od tego momentu wszystkie ustawy winny być tłumaczone na hindi i język angielski. Język hindi, pomimo swojego wysokiego statusu zagwarantowanego w konstytucji, nie jest językiem powszechnie znanym. Zgodnie ze spisem ludności tzw. Census India z 2001 roku do znajomości hindi przyznało się 402 miliony mieszkańców Indii. Jednak liczba ta zawiera nie tylko liczbę osób, będących rodzimymi użytkownikami języka, dla których hindi jest pierwszym językiem, ale także bardzo liczną grupę tych, którzy komunikują się tym językiem tylko w określonych sytuacjach, na przykład w pracy. Dla takich osób, hindi nie stanowi pierwszego języka i nie jest używany, na przykład w domu.

Na południu Indii, język hindi jest praktycznie nieznany (wyjątek stanowi stan Karnataka i Madras - dziś nazywane Chennai - stolica stanu Tamilnadu). Protesty przeciwko uczynieniu hindi jedynym językiem urzędowym Indii doprowadziły w roku 1965 do poważnych rozruchów w Tamilnadu. Jak wspomina Joanna Kusio w swoim artykule pt. „Język tamilski a problem nacjonalizmu drawidyjskiego - kilka uwag”: „zamieszki objęły cały stan. [...] oficjalne raporty mówią o 52 ofiarach śmiertelnych (według nieoficjalnych danych zginęło około 300 osób) i o trzech wypadkach samopalenia w proteście przeciwko narzuceniu Tamilom języka hindi”.1 Obecnie język tamilski jest najważniejszym językiem Tamilnadu, a wśród jego mieszkańców łatwiej znaleźć osobę mówiącą po angielsku, niż znającą hindi.

Madras jest jedynym miejscem w Tamilnadu, gdzie język hindi jest powszechnie używany. W sklepach można znaleźć zarówno czasopisma po tamilsku, angielsku, jak i hindi. W szkołach młodzież ma do wyboru naukę języka hindi lub tamilskiego. Spotkałam na swojej drodze osoby, które, pomimo, że mieszkały w stolicy stanu Tamilnadu, nie znały zupełnie tamilskiego. Powstanie tak kosmopolitycznego miasta, jakim jest Chennai spowodowane jest głównie osiedleniem się w jego granicach dużej liczby osób z północy kraju, będących jednocześnie użytkownikami języka hindi.

Ze znajomością języka angielskiego w Indiach bywa różnie. W ciągu istnienia koloni brytyjskiej między 1803 a 1947 rokiem, Indie wykształciły własną odmianę języka angielskiego z ograniczonym słownictwem i nie zawsze poprawną gramatyką. Gitanjli Kolana - autor książki pt. ”Culture Shock! India“ pisze, że: “większość indyjskich użytkowników języka angielskiego nie używa go do rozmów z obcokrajowcami, ale w rozmowie z innymi mieszkańcami Indii. Jest to tzw. pan - indyjski język przeznaczony zarówno dla studentów, jak i profesorów [...], przedstawicieli kolei i lotnisk, urzędników w banku i na poczcie, personelu hoteli i restauracji. Jest to język businessu, nauki i mediów”.2 W języku angielskim można się porozumieć prawie w całych Indiach na poziomie komunikacyjnym. Według Kolanad Gitanjali - znajomość angielskiego (czy raczej tzw. Indian English) bardziej rozpowszechniona jest na południu, niż na północy Indii. Wśród niewykształconego społeczeństwa znajomość języka Szekspira ograniczona jest do minimum. Warto tu podkreślić, że wielu Hindusów przyznaje się do swojej znajomości angielskiego, ale z jego praktyczną stroną bywa juz gorzej.

We wrześniu pojechałam do Bidźapuru (stan Karnataka), miasta słynącego ze wspaniałych muzułmańskich zabytków. Pierwszy problem z porozumieniem się pojawił się już na początku. Bidźapur nie jest miejscem tłumnie odwiedzanym przez turystów i nie leży na szlaku głównych atrakcji Indii. Miałam problemy w rozmowach zarówno z rikszarzami, jak i lokalnymi sprzedawcami, w czasie których nieobce były mi próby porozumienia się na migi. W hotelu, w którym się zatrzymałam, zaproponowano mi wynajęcie rikszarza, który - jak mnie zapewniono - miał znać język angielski. Jego zadaniem było pokazanie mi najważniejszych miejsc w Bidźapurze. Zgodziłam się. Jakie było moje zdziwienie, kiedy, zamiast mówiącego po angielsku kierowcy, pojawił się człowiek, który jedynie co, to znał kilka wyuczonych na pamięć zdań w języku angielskim opisujących zabytki w mieście. Na każde pytanie odpowiadał: “yes, madam”, a jakakolwiek próba dowiedzenia się od niego czegoś więcej była skazana na niepowodzenie. Jak widać nie warto zawsze polegać na wszechobecnej znajomości języka angielskiego. Podróżując po Indiach warto poznać przynajmniej kilka zwrotów w urzędowym języku stanu, w którym obecnie jesteśmy. Pomoże to uniknąć, nie tylko wielu problemów, ale także przysporzy nam nowych znajomości.

{mospagebreak} 

Bieda i Bogactwo oraz inne kontrasty

Kiedy wylądowałyśmy w Bombaju (dziś Mumbai) o trzeciej nad ranem, wzięłyśmy taksówkę, aby dostać się do dzielnicy Colaba, gdzie znajdował się nasz hotel. Lotnisko jest położone około 30 kilometrów od centrum miasta. Pierwsza rzecz, jaka dało się zauważyć tej nocy to ogromne grupy ludzi, które koczowały lub spały na ulicy. Taki obraz towarzyszył mi w każdym mieście, do którego dotarłam. Rzesze żebraków przewijały się przez miasto. Większość z nich stanowią niedotykalni (grupy ludzi wyrzucone poza margines społeczny; osoby permanentnie skalane rytualnie, które zawierają małżeństwa tylko wewnątrz własnej grupy oraz wykonują określoną pracę, przynosząc skalanie). Ich analfabetyzm oraz niska pozycja nie zawsze pozwalają na znalezienie pracy. Taką rodzinę poznałam w Pondicherry. Matka z czwórką dzieci oraz babcia wnucząt mieszkały na jednej z ulic miasta. Ich całym dobytkiem był wózek przykryty plastikową folią, a mieszkaniem- ulica. Nie wiem, co stało się z mężem kobiety, a ojcem dzieci. W kraju, w którym o dobrobyt w rodzinie dba mąż, taka rodzina nie posiada zbyt wielu perspektyw.

Niedotykalni, zwani dalitami (ich liczbę szacuje się w Indiach na około 80 milionów) wykonują prace związane z garbowaniem skór zwierząt, uprzątaniem padliny, są czyścicielami latryn, asystują przy paleniu zwłok zmarłych. Wszystkie czynności sprawiają, że stają się oni skalani rytualnie. Dość dużą popularnością cieszy się wśród nich zakładanie zespołów muzycznych, w których muzycy graliby na bębnach (dzięki temu jest stały kontakt ze skórą zwierząt). Grupy takie chętnie występują na uroczystościach zaślubin niedotykalnych, czy na innych imprezach promujących m.in. walkę niedotykalnych o polepszenie warunków życia. W czasie mojej podróży poznałam szefa takiego zespołu, który zaprosił mnie na ślub do Tiruvannamalai, trzy godziny drogi od Pondicherry (stan Tamilnadu). Poznałam cały 10-osobowy zespół, który w swoim repertuarze miał głównie piosenki związane z walką niedotykalnych o lepsze jutro, streszczeniem zdarzeń, w trakcie których ginęli dalici. Zresztą sami niedotykalni, których poznałam w Indiach, byli grupą bardzo zrewolucjonizowaną. Byli zwolennikami otwartej walki z rządem Indii i sięgnięcia po broń. Co więcej, uważali, że Europa powinno pomóc indyjskim dalitom w osiągnięciu ich celu, wymuszając na Indiach zmianę swojej polityki względem ich. Pytając ich o środki, jakie miałaby użyć Europa, aby skłonić Indie do rzeczywistego zrównania niedotykalnych i reszty społeczeństwa indyjskiego (pomimo, że wg konstytucji podział kastowy został zniesiony), odpowiadali, że Europa powinna przerwać współpracę handlową z Indiami i jednocześnie wymusić na nich realizację żądań niedotykalnych (więcej o niedotykalności w moim artykule “Różnorodność w jedności, czyli o społeczeństwie indyjskim słów kilka”, który znajduje się na stronie Portalu Spraw Zagranicznych).

Po miesiącu od mojego przyjazdu do Indii bardzo zachorowałam. Miałam silne bóle mięśni i gorączkę, która wzrastała do 40 º C, po to, aby po kilku godzinach, spaść do 35,5 º C. Były to objawy typowe dla malarii, co jeszcze bardziej mnie przerażało. Zabrano mnie do General Hospital im. Indiry Gandhi w Pondicherry. Czekałam w długiej kolejce do lekarza, czekając na swoją kolej. Znalazłam się w wielkiej sali, gdzie za dwoma biurkami siedziało czterech lekarzy. Kolega, z którym byłam (Hindus) ustawił się w kolejce do rejestracji. Za chwilę przybiegł i śmiejąc się od ucha do ucha pokazał mi moją kartę rejestracyjną. Według karty miałam na imię Amit (jak ten kolega, który zawiózł mnie do szpitala) i byłam 25-letnim mężczyzną z Radżastanu. Zapytałam, czy to on idzie do lekarza, czy ja, ale on tylko machnął ręką i stwierdził, że i tak nikt nie zwraca na to uwagi. Jak się okazało miał rację. Lekarz przyjął mnie, osłuchał (w tym czasie miałam na sobie bluzkę, której nie kazał mi zdjąć), przepisał mi leki i zastrzyk w pośladek. Wizyta trwała może z dwie minuty. Publiczna służba zdrowia jest w Indiach bezpłatna, więc zarówno za wizytę, leki, jak i zastrzyk nie musiałam nic płacić. Tak na marginesie, istnieje w Indiach wspaniały system oszczędzania leków, polegający na tym, że wydaje się tylko leki do trzech dni (czyli na przykład tylko trzy tabletki), a w razie nieustąpienia choroby trzeba ponownie przyjść do lekarza, który znowu zapisze leki na kolejny dzień. Ile razy w Polsce musiałam wyrzucać do kosza stare leki, które już dawno straciły ważność. W Indiach jest inaczej, dostajesz tylko tyle, ile potrzebujesz. Wracając do mojej wizyty, niestety gorączka nie ustępowała, a ja z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Postanowiłam udać się do prywatnej kliniki New Medical Center w Pondicherry. Nowoczesna klinika położona na głównej ulicy Pondicherry wyglądała zupełnie inaczej niż poprzedni szpital. W rejestracji potrzebny był mój paszport i 100 rupii (około 8 złotych). Przyjął mnie lekarz, który świetnie znał angielski. Na początku szczegółowo mnie wypytał o objawy, następnie osłuchał mnie (także przez bluzkę) i zrobił szczegółowe badania (w tym nawet zmierzył mi puls), na końcu wydał opinię, że choruję na gorączkę z Madagaskaru. Źle brzmiąca nazwa okazała się niegroźną chorobą, która dotyka wielu obcokrajowców podróżujących po Indiach. Objawy miały ustąpić po dwóch tygodniach. Lekarz przepisał mi tabletki i... zastrzyk w pośladek. Po dwóch tygodniach byłam całkowicie zdrowa.

Kontrasty widać szczególnie w wielkich metropoliach. W Indiach, w siłę wzrasta nowa klasa średnia, którą widać szczególnie w dużych miastach Indii, jak Delhi, Mumbai i Chennai. Młodzi, przystojni, ubierający się po europejsku ludzie, szalejący w weekendy w nocnych klubach czy umawiający się w drogich restauracjach w centrum miasta, to nowi konsumenci, z którymi rynek musi się liczyć. Outsoursing to gałąź gospodarki, która prężnie rozwija się w Indiach, a kraj “kontroluje 44% światowego rynku outsoursingu w dziedzinach oprogramowania i zadań typu back office. W roku rozliczeniowym zakończonym w marcu 2005 roku działalność ta przyniosła Indiom 17,2 mld dolarów”.3 Popularnością cieszy się praca w call center, prowadzenie księgowości firm amerykańskich czy angielskich. Wielkie firmy zachodnie zdominowały indyjski rynek, w momencie, kiedy zorientowały się, że lepiej zatrudnić hindusa w dziale obsługi klientów, który będzie rozmawiał z klientem na drugiej półkuli niż zatrudniać Amerykanina czy Anglika na tym samym stanowisku w kraju. Wielu pracowników przechodzi specjalne szkolenia, aby ich angielski był bardziej “brytyjski”, czy na przykład, aby Hindus porozumiewał się tylko akcentem amerykańskim z Teksasu, gdyż klientami firmy są tylko ludzie pochodzący z tego stanu. Takie osoby poznałam w Mumbaju, w mieście, które przywitało nas widokiem ludzi koczujących na ulicy.

Cuda świata, czyli jak często umierałam...

Indie to kraj wspaniałych zabytków, które zachowały się do naszych czasów. Warto tutaj wspomnieć, że cywilizacja indyjska to czwarta w kolejności, w rankingu najstarszych cywilizacji świata (po sumeryjskiej, egipskiej i chińskiej). To kraj posiadający doskonałe przykłady sztuki hinduskiej, muzułmańskiej, dźinijskiej, buddyjskiej, sikhijskiej, a nawet i chrześcijańskiej. Poprzez różnorodność księstw panujących w Indiach, wiele kolonii, które panowały na terenach obecnych Indii (angielska, francuska, portugalska i plantacje założone przez Duńczyków) czy kontaktów handlowych (na początku z Mezopotamią, później z krajami Zatoki Perskiej, włączenie się w handel Szlaku Jedwabnego, aż wreszcie handel dalekomorski z Półwyspem Indochińskim i wyspami japońskimi) - Indie jeszcze bardziej zyskały. Ponadto kraj jest bardzo zróżnicowany pod względem terenu: wysokie góry (Himalaje) i wspaniałe plaże (Goa), obszary suche (pustynia Thar) i obszary rolnicze (okolice Doabu- między rzeką Indus a Jamuną). W Indiach jest wszystko. To nie kraj- to świat.

Przykłady miejsc, które widziałam i w których powoli umierałam, nie mogąc przestać się zachwycać, było wiele. Stworzyłam mój subiektywny ranking dziesięciu najpiękniejszych miejsc w Indiach Południowych, które widziałam:

1. Hampi (stan Karnataka)- zdecydowany numer jeden na mojej liście- ruiny potężnego imperium Widźajanagaru z XIV wieku n.e.; wpisane na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO oraz Badami- groty świątynne

Świątynia wykuta w skale, VI w.

2. Kodanad (stan Kerala)-centrum treningowe dla słoni; jazda na słoniu, mycie słoni- niesamowite przeżycie

Mycie słoni 

3. Przeprawa łodzią na trasie Kollam-Allapey (stan Kerala) - aż trudno opisać

Na trasie Kollam - Allapey 

4. Munnar (stan Kerala)- plantacje herbaty położone ponad 1500 m. n.p.m.

Plantacje herbaty  Plantacje herbaty

 5. Madurai (stan Tamilnadu)- największa w Tamilnadu świątynia hinduska poświęcona bogini Minakszi

Największa świątynia Tamilnadu poświęcona bogini Minakszi, małżonce Śiwy

6. Śravabelagola (stan Karnataka)- jedno z najświętszych miejsc dźinistów w Indiach Południowych; ogromny 18,5- metrowy posąg Gomadeśwary z X w. n.e. oraz Mysure- pałace i wille radżów z dynastii Wadijarów

Posąg Gomadeśwary 

7. Kannyakumari (stan Tamilnadu)- przylądek Komorin - najbardziej wysunięty na południe punkt Indii; Kannyakumari przypomina swoim wyglądem małe greckie miasteczko nadmorskie

Przylądek Komorin, w tle posąg Tiruvalluvara - legendarnego twórcy pierwszej gramatyki tamilskiej

 

8. Bidźapur (stan Karnataka)- wspaniały przykład muzułmańskich zabytków

Mauzoleum Ibrahima Rozy, inspirowane Tadż Mahalem, Bidźapur

9. Kanchipuram (stan Tamilnadu)- miasto znane z jedwabnych sari (podobno najwspanialszych w całych Indiach) oraz bogatych świątyń (polecam głównie świątynię Kailasanathy- VII/VIII w. n.e.)

Świątynia Kailasanatha, dedykowana Śiwie 

10. Varkala (stan Kerala)- wspaniały przykład plaży położonej na zielonym klifie; wokół mnóstwo palm.

Varkala

Do dziesiątki jako rezerwowe wchodzi 11. plaża w Palolem (stan Goa) - piękna plaża, możliwość zamieszkania w drewnianych domkach tuż przy plaży (niestety mój pobyt tam przypadł na koniec września, czyli na okres opadów) oraz jako 12. Stare Goa- wspaniały przykład katolickich kościołów wzorowanych na najwspanialszych przykładach sztuki sakralnej na świecie (zupełnie inne Indie). Ponadto bardzo gorąco polecam Muzeum Stanowe w Chennei (pomimo biletu wstępu- 250 rupii dla obcokrajowców, dla Hindusów- 10 rupii), w którym znajdują się wspaniałe przykłady sztuki indyjskiej od czasów najdawniejszych (naprawdę najdawniejszych) aż po sztukę współczesną.

{mospagebreak} 

Dzieci

Społeczeństwo indyjskie to społeczeństwo ludzi młodych. Odsetek dzieci jest w tym kraju szczególnie duży. Dzieci stanowią ogromną wartość w Indiach, o czym świadczy między innymi fakt, że nieposiadanie dzieci przez kobietę jest wystarczającym powodem do rozwodu („najcenniejsi” są oczywiście chłopcy, a nie dziewczynki, które z racji przyszłego posagu zmuszają rodziny do uzbierania określonej sumy pieniędzy, czy wartościowych przedmiotów).

Dzieciństwo w Indiach nie należy do najdłuższych. Wiele z nich od najmłodszych lat pomaga swoim rodzicom w pracy lub czasami także zarabia na własne utrzymanie. W Varkala (stan Kerala) poznałam 23-letniego Kaszmirczyka, obecnie właściciela dobrze prosperującego sklepu z biżuterią. Mężczyzna od 10 roku życia pracował na własny rachunek, początkowo jako pomocnik w sklepie jubilerskim w New Delhi, by w wieku 22 lat dorobić się własnego sklepu. W Badami (stan Karnataka) kierowcą rikszy był 13-letni chłopiec. W Hampi (stan Karnataka) poznałam 12-letniego chłopca - właściciela stada kóz. Na swojej drodze spotykałam dzieci, które żebrały na ulicach, prosząc o rupię lub coś do jedzenia. Częstym pytaniem dziecka zadawanym turyście było: „czy masz długopis”?; „czy możesz dać mi monetę swojego kraju”? A później, kiedy ofiarujesz mu to, o co prosi, choć przez chwilę, jesteś świadkiem najszczerszego uśmiechu na świecie (już sobie obiecałam, że w następną podróż po Indiach wybiorę się z kartonem długopisów).

We wszystkich większych ośrodkach turystycznych, to głównie 5-10- letnie dzieci sprzedają turystom pamiątki, przewodniki, mapy i pocztówki. Bo, kto bardziej wzruszy turystę niż dziecko, które zbiera pieniądze „na szkołę czy leki dla młodszego brata”. Czasami sytuacje takie bywają dla biednego turysty zbyt przytłaczające. Pamiętam sytuacje w Mysurze (stan Karantaka), kiedy to otoczyły nas dzieci sprzedające popcorn, gumowe węże, kolorowe parasolki, stykające się magnesy i inne niepotrzebne przedmioty i przekrzykując się nawzajem, starały się wymusić na nas kupno reklamowanych produktów. Usłyszałyśmy, że potrzebują pieniędzy na czesne w szkole, leki dla chorego wujka czy inne mało wiarygodne historie. Przyznam, że dzieci te umiejętnie potrafiły grać na naszych uczuciach. Zwracały się do nas „sister” albo „aunty”, by jeszcze bardziej podkreślić więzy, które rzekomo miały nas łączyć, jednocześnie obligując do kupna czegokolwiek. Muszę przyznać, że najgorszym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest rozmowa z dzieckiem i próba wytłumaczenia mu, że tego nie potrzebujemy/już mamy/nie chcemy. Trzeba brać przykład z samych Hindusów, którzy nagabywani, po prostu sprzedawcę ignorują. Zresztą argument o braku potrzeby kupienia produktu jest niezrozumiały także dla dorosłych już sprzedawców. Niestety w Indiach nadal panuje stereotyp bogatego Europejczyka, który może pozwolić sobie na kupno “czego tylko dusza zapragnie”. Znajomy hindus ochrzcił turystów mianem „walking wallet” i miał niestety racje. Jak wybrnęłyśmy z tamtej sytuacji w Mysurze? Jeden z najgorszych możliwych sposobów- ucieczką. A i najważniejsza rada dla przyszłych turystów- nigdy nie obiecuj niczego, czego nie możesz spełnić (a w szczególności kupno czegokolwiek). Dzieci nie zapominają...

Entuzjazm, a raczej jego brak

Zawsze przychodzi taki moment w podróży (a w szczególności w dłuższej podróży), kiedy nadchodzi kryzys. Także i mnie on nie ominął. Trzeba to powiedzieć otwarcie- Hindusi różnią się od nas. Czasami w czasie mojego pobytu w Indiach nieraz się o tym przekonałam. Pomimo tego, że minęło już trochę czasu od mojego powrotu do Polski, ja nadal nie mogę zrozumieć niektórych sytuacji i nabrać dystansu do Indii, jako do całości.

A więc, co mogę zarzucić jego mieszkańcom. Po pierwsze, dziewczyny miejcie się na baczności. Z moich obserwacji wynika, że Hindusi są dość kochliwi i wcale nie potrzeba wiele, aby Hindus mógł się zakochać (i wcale nie musisz być Pamelą Anderson). Byle rozmowa może oznaczać dla niego oznakę zainteresowania jego osobą. Kiedy sytuacja zaczyna stawać się jeszcze bardziej dramatyczna (deklaracje miłości z jego strony), a Ty nie jesteś nim zupełnie zainteresowania, delikatne dawanie mu tego do zrozumienia, tak na prawdę, nie wiele daje. Nawet stanowcze „nie” nie zawsze odnosi skutek (zaczynam nawet wierzyć, że przynosi to odwrotny efekt od zamierzonego). Moja technika bycia grzecznym na wszelką cenę nie zdała niestety w wielu przypadkach egzaminu. Co robić w takiej sytuacji? Chyba najlepszym wyjściem byłoby, jak w przypadku sprzedawców, ignorancja.

Spotkałam się także z dziwnymi sytuacjami, które dla mnie są zupełnie niezrozumiałe. Podam przykład. Byłam w Margao (stan Goa) na przystanku autobusowym i czekałam na swój autobus. W międzyczasie postanowiłam kupić sobie coś do picia w przydrożnym sklepie. Stojąc obok sklepiku z Mazaą (napój z owoców mango- pyszny) podszedł do sprzedawcy chłopak, który także zamówił coś do picia. Stanął następnie obok mnie, a kiedy sprzedawca upomniał go, aby zapłacił, ten odpowiedział: „zapłaci moja siostra” i bez żenady wskazał na mnie. Poczułam, że jest to próba wykorzystania mnie i ostro oponowałam. A chłopak zupełnie nie zrozumiał, dlaczego ja tak protestuje. Oczywiście nie tylko za niego nie zapłaciłam, ale jeszcze rozstałam się z nim w gniewie, co totalnie zniszczyło moją dobrą karmę (według hinduizmu- suma dobrych i złych uczynków, które decydują o przyszłym wcieleniu człowieka). Sytuacja nie zdarzyła się raz (miałam podobną sytuację w autobusie, kiedy ktoś chciał wymóc na mnie kupno dodatkowych biletów), więc tym bardziej zaczęłam zastanawiać się, czy jest to może jakaś nieznana mi zasada. Do tej pory nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Ogólnie zauważyłam, że Hindusi rzadko używają takich słów, jak „dziękuję”, „proszę”, czy „przepraszam”. Ostatnio mój lektor tamilskiego wyjaśnił mi, że Hindusi nie używają słowa „dziękuję” w sytuacjach, które uznają za rutynowe, zwyczajne, jak np. pożyczenie pieniędzy, roweru sąsiadowi itd. Savoir-vivre nie jest też znany Hindusom, jeśli chodzi o stanie w kolejce. Dla nich jest to zupełnie coś niezrozumiałego. W sklepie, nie chodzi wcale o to, aby być w kolejce i czekać na swoją kolej, ale o to, czy masz dłuższą rękę i czy prędzej podasz sprzedawcy plik banknotów (co zresztą nieraz doprowadzało mnie do furii i kończyło się wyjściem ze sklepu). Także Hindusi nie wiedzą, że jeśli podróżuje się autobusem, to najpierw wychodzą ludzie, którzy chcą wysiąść na tym przystanku, aby później inni mogli wsiąść. Dochodzi do tego, że jedni pchają się do przodu, blokując wyjście innym osobom (wiele autobusów ma tylko jedno wejście/wyjście). Jeśli podróżujesz z wielkim plecakiem, możesz więc narazić się na gniew wsiadających.

Co jeszcze mnie denerwowało? Ciągłe naciąganie nas na pieniądze i długi czas oczekiwania na wszystko. Oszukiwali nas rikszarze, sprzedawcy, czy nawet krawiec, który za pewną usługę krawiecką zażyczył sobie 150 rupii (później dowiedziałyśmy się, że powinnyśmy zapłacić maksimum 20 rupii). Załatwianie czegokolwiek na poczcie czy w urzędzie wspominam bardzo źle. Na poczcie oczywiście nie obowiązują żadne kolejki, a próba dowiedzenia się czegokolwiek jest prawie niemożliwa. Próbując wysłać paczkę do Polski spędziłam na poczcie w sumie dwa dni. Początkowo, chcąc wysłać książki do Polski, poinformowano mnie, że nie ma specjalnej, zdecydowanie tańszej oferty wysłania książek (wiedziałyśmy, że istnieje, bo nasza koleżanka właśnie w taki sposób wysyłała paczki). Różnica między wysłaniem paczki zwykłej czy też wysłanie jej jako paczki z książkami miała dla nas duże znaczenie, gdyż różnica przekraczała 100 złotych. Kłócąc się na poczcie i wzywając kierownika, po pół godzinie jedna z pań zauważyła, że jednak istnieje taka opcja (muszę dodać, że poczta była skomputeryzowana i wystarczyło to sprawdzić na ekranie komputera). To nie koniec moich problemów. Aby wysłać paczkę gdziekolwiek, trzeba ją obszyć specjalnym lnianym materiałem dostępnym w sklepie lub u krawca. Z obszytą paczką przyszłam na pocztę. Zapewniano mnie, że paczka jest dobrze obszyta i że z pewnością zostanie przyjęta, o czym mówił kierownik poczty. Po 1,5 godzinie zmieniono jednak zdanie i ten sam kierownik stwierdził, że paczka musi być jeszcze raz obszyta, bo inaczej nie trafi do Polski w całości. To zdarzenie ostatecznie wyprowadziło mnie z równowagi.

Inną sprawą było zupełnie inne pojmowanie czasu przez Hindusów. Przeciwwagą dla europejskiego powiedzenia “time is money” jest hinduskie powiedzenie (które słyszałam od kilku osób w Indiach) “no hurry, no curry, no chicken curry”. Boleśnie przekonałam się o tym, w trakcie mojej choroby, kiedy musiałam jechać do szpitala, a nikt jakoś specjalnie nie śpieszył się, żeby mnie tam zabrać. Gorączka dochodziła do 40 º C, ale musiałam czekać 30 minut, aby osoba z obsługi hotelu, zabrała mnie do szpitala.

Filmy

„Bollywood [nazwa pochodząca od Bombaju- przyp. A.S.] to największy przemysł filmowy na świecie. Produkuje się tam około 1000 filmów rocznie (dla porównania w Stanach Zjednoczonych Ameryki produkuje się ok. 720 filmów rocznie). W Indiach codziennie ok. 45 milionów widzów odwiedza sale kinowe. Jest to dużo więcej niż liczba wszystkich widzów odwiedzających rocznie polskie kina”.4

Mało co, bardziej kreuje wyobrażenie przeciętnego Hindusa o świecie, niż film w Indiach. Dla statystycznego Europejczyka, historie przestawione w filmach mogą wydać się odrealnione i cukierkowate. Taniec, muzyka, historie proste, zawsze ze szczęśliwym zakończeniem, fabuła osnuta na wątku zakazanej miłości (często miłości międzykastowej). W świecie, w którym społeczeństwo zakazuje małżeństw międzykastowych, w którym kasta wyznacza prestiż społeczny lub jego brak, odpowiedzialna jest za wykonywany zawód, historie przedstawione w filmach dają ludziom nadzieje na lepszą przyszłość. Dają możliwość dokonywania wyborów (nie zawsze przecież obecnego w społeczeństwie). Filmy indyjskie też łączą ludzi z wielu kast, biednych i bogatych, ludzi z wielu regionów Indii, ludzi wielu religii. Przez to, że sytuacje przedstawione w filmach mogą się zdarzyć wszędzie (bardzo rzadko tłem w filmie jest konkretne miasto), a ich bohaterów oraz odbiorców filmów łączą podobne problemy, widz potrafi utożsamić się z aktorem.

W filmach indyjskich nigdy nie zobaczymy sceny rozbieranej, nawet pocałunek należy raczej do rzadkości (istniał nawet zakaz pokazywania pocałunku na ekranie, od niedawna zniesiony). Zamiast tego, aktorzy stwarzają pewną atmosferę niedomówienia, a gesty i niewypowiedziane słowa zastępują wiele scen nieobecnych w indyjskiej kinematografii. Pomimo tego wprawiony widz doskonale potrafi odczytać te subtelności (o czym świadczy między innymi fakt żywego reagowania widowni w kinie- gwizdy, krzyki, oklaski na scenę sam na sam głównych bohaterów).

Mało jednak osób pamięta, że Indie to nie tylko Bollywood i filmy w języku hindi, ale także wiele ośrodków filmowych skupionych wokół największych indyjskich miast, jak np. Kollywood (skupione wokół miasta Chennai), w którym dominują filmy w języku tamilskim. Ośrodki filmowe różnią się od siebie nie tylko językiem, w którym poszczególni aktorzy wygłaszają swoje kwestie, ale także specyfiką filmu, tańcem, a nawet różnicą w przedstawianiu ich w kinie.

Bollywood kojarzy się polskim widzom głównie dzięki takim produkcjom, jak „Czasem słońce, czasem deszcz” (z kreacjami aktorskimi najsłynniejszych obecnie gwiazd dużego ekranu: Shahrukh Khana, Kajol, Amitabh Bachchan), „Gdyby jutra nie było” (występują: Shahrukh Khan i Preity Zinta) czy „Monsunowe wesele” wspaniałej reżyserki Miry Nair. Polskiemu widzowi mogą kojarzyć film „Fanaah” („Unicestwienie”), w którym część zdjęć była kręcona w polskich górach (udających obraz Kaszmiru).

Moja przygoda z filmem bollywoodzkim rozpoczęła się już pierwszego dnia mojego pobytu w Indiach. Do “Salvation Army” (“Armia Zbawienia”- najtańszy hotel w Mumbaju, w którym mieszkałyśmy) przyszedł mężczyzna poszukujący Europejczyków, którzy byliby chętni, przez jeden dzień, zostać zawodowymi statystami na planie filmowym. Gaża wynosiła 500 rupii za dzień (ok. 44 złotych). Wyżywienie oraz dojazd był zapewniony przez organizatorów. Naszym zadaniem na planie było uśmiechanie się i udawanie gości zaproszonych na pokaz mody. Dostałyśmy także specjalne stroje- kuse sukienki, które odsłaniały “dużo za dużo”. Muszę przyznać, że granie w filmach (przynajmniej jako statystka i przynajmniej w Indiach- nie mam innego doświadczenia jako aktorka) jest przeraźliwie nudne. 12 godzin na planie filmowym niemiłosiernie mi się dłużyły i myślałam nawet o ucieczce bez zapłaty. Gdyby nie towarzystwo innych Europejczyków, znudzonych tak jak ja, oraz wspólne podtrzymywanie się na duchu, wyszłabym z pewnością. Ale teraz z perspektywy czasu cieszę się, że mam takie doświadczenie za sobą. Film nazywa się „Woh lamhe”, co oznacza „Tamten Moment” i właśnie wchodzi do kin w Mumbaju. I jeśli nie wycięto mnie w trakcie montażu powinnam się w nim znaleźć, chociaż przez chwilę. Następnego dnia podobno miano kręcić zdjęcia z samą gwiazdą Shahrukh Khanem, ale nie zdecydowałyśmy się wziąć w nim udziału. Wiem jednak, że wielu forumowiczów portalu www.bollywood.pl (portalu skupionego wokół fanów filmów bollywoodzkich) nigdy nie przegapiłoby szansy zagraniu u boku samego Khana.

Niestety nie miałam podobnej przygody, jeśli chodzi np. o filmy tamilskie. Jedynie co, to byłam kilka razy w kinie w stanie Tamilnadu. Wydaje mi się, ale może to mylne stwierdzenie, że w filmach tamilskich jest zdecydowanie mniej muzyki i tańca (w przeciwieństwie do filmów bollywoodzkich). Poza tym, wydaje mi się, że filmy bollywoodzkie są lepiej dopracowane technicznie (widać w nich lepszą dbałość o efekt końcowy dzieła). Niektóre filmy tamilskie sprawiały wrażenie chaotycznych, takich, których scenariusz był czasami wymyślany już w trakcie jego realizacji. Pamiętam, jakie mieszane uczucia wśród odbiorców wywoływał tamilski film „Ujir” („Życie”), który wchodził do kin. Film, którego fabułą było historia mężatki zakochanej w bracie męża. Nieprawdopodobna historia. Pewien student, z którym rozmawiałam, ocenił ten film bardzo negatywnie, stwierdzając: „że takie historie w Tamilnadu się nie zdarzają, a film przedstawia fikcję, a nie tytułowe życie”. I w dużym stopniu miał racje.

Co zaskoczyło mnie w samym kinie? W kinie w Mumbaju przed projekcją filmu słychać hymn Indii, w czasie którego wszyscy stoją i wspólnie go odśpiewywują. Film w Indiach to instytucja, z którą każdy, łącznie z rządem, musi się liczyć.

{mospagebreak} 

Gościnność

Mój tata zawsze powtarzał mi: „im dalej na Wschód, tym ludzie są bardziej gościnni”. Wielu osób, z którymi rozmawiałam przed wyjazdem mówiło mi, że nie planują wyjazdu do Indii, bo Indie przez lata bardzo się zmieniły. Odwiedzane rocznie przez miliony turystów zagubiły gdzieś swoją duchowość, zniknęła gościnność, a zastąpiła ją walka o turystę i jego materialne wykorzystanie. Wersja taty na szczęście wygrała.

W czasie mojej podróży zostałam zaproszona m.in. do domu Pendżabczyków, mieszkających na stałe w Chennei, u których spędziłam w sumie trzy dni. Przygotowując się do takiej (krótszej czy dłuższej) wizyty warto zabrać ze sobą drobny upominek. Najlepiej byłoby, gdyby to był mały prezent z naszego kraju, a jeśli takim nie dysponujemy wystarczą owoce czy kawałek ciasta. Będąc w domu u Hindusa należy przestrzegać podstawowych zasad: nie wchodzić do domu w butach, nie wchodzić do kuchni, jeśli nie jest się o to wyraźnie poproszonym (szczególnie zasada ta dotyczy mężczyzn), nie podawać niczego lewą ręką (która uznana jest- według hinduizmu- za nieczystą).

Hindusi, uznając gościa za szczególnego domownika, stają najczęściej na wysokości zadania i potrafią przygotować na jego cześć coś niezwykłego. Należy pamiętać jednak o tym, że bramini (najwyższy ze stanów w społeczeństwie hinduskim) mogą nie przyjąć jedzenia, które im oferujemy (związane jest to z hinduizmem, w którym to bramini, jako kapłanie tworzą najdoskonalszą i najczystszą warstwę społeczeństwa, nie mogą przyjmować jedzenia obcego pochodzenia, co ma zapobiec skalaniu rytualnemu, ale jednocześnie mogą sami przygotowywać jedzenia dla siebie i innych, dlatego też w dzisiejszym świecie wielu braminów to doświadczeni kucharze).

Udało mi się także uczestniczyć w kolacji społeczności kaszmirskiej w Varkala, w czasie której siedzieliśmy na podłodze i spożywaliśmy z jednej miski. Zostałam zaproszona także, w czasie mojego pobytu w Hampi, do uczestnictwa w lunchu, w którym udział brała społeczność z pobliskiej wioski, a na miejsce wybrano sobie przykościelny budynek. Spotkałam się z prawdziwą bezinteresownością w Kannyakumari, gdy przypadkowo poznany chłopak, zabrał nas na drugi koniec miasta, abyśmy mogły skorzystać z kafejki internetowej, następnie czekał na nas, aby na końcu odwieźć nas do hotelu. W Hampi, w czasie zwiedzania ruin królestwa Widźajanagaru, zepsuł mi się rower, a pomocy (bezinteresownej) w jego naprawie udzielili mi mężczyźni z pobliskiej wioski. Trochę o przykładach anty-gościnności w „Entuzjazmie..”.

Hotele i inne noclegownie

Turysta, które planuje wyjazd do Indii powinien na początku zastanowić się, jak wiele pieniędzy może przeznaczyć na noclegi. Generalnie hotele dzielą się na trzy podstawowe grupy: typu budżet (najtańsze hotele), tworzące drugą grupę hoteli klasy średniej oraz hotele, w których cena za noc dochodzi do ogromnej sumy pieniędzy. My zdecydowanie postawiłyśmy na hotele typu budżet, bardzo rzadko korzystając ze średniej klasy hoteli i nigdy, niestety, nie spędziwszy żadnej nocy w drogim hotelu.

Nasza podróż przypadła na posezonowy okres w Indiach. Oznacza to, że ceny noclegów spadały w dół (a jeśli nie spadały to trzeba się o nie wyraźnie targować- nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, że w hotelu też można się targować). W czasie naszego pobytu znalazłyśmy takie perełki jak, m.in. drewniany domek w Palolem (stan Goa), położony nad samym morzem, którego cena poza sezonem to 400 rupii za noc, aby w czasie sezonu przekroczyć 1000 rupii.

Oczywiście, i trzeba mieć to na uwadze, tani hotel nie zawsze zapewnia komfortowe warunki (choć nie jest to reguła). W Thanjavurze (stan Tamilnadu) dostałyśmy pokój w hotelu typu budżet z grzybem na ścianie, by w Pondicherry przenieść się do taniego, ale czystego i przestronnego pokoju za bardzo niską cenę. Jeśli chodzi o klimatyzację, to zdecydowanie odradzam wynajem pokoju z klimatyzacją, co może doprowadzić do złapania przeziębienia (poprzez różnice temperatur w pokoju i na dworze). Wiatrak w pokoju naprawdę wystarczy.

Nie chciałabym tutaj opisywać każdego miejsca i każdego hotelu po kolei, bo nie chodzi mi o stworzenie poradnika dla przyszłych turystów, ale jeśli ktokolwiek byłby zainteresowany szczegółowymi informacjami, proszę o kontakt.

Indie w świadomości jej mieszkańców

O poczuciu wspólnoty między mieszkańcami Indii pisałam już w artykule „Różnorodność w jedności, czyli o społeczeństwie indyjskim słów kilka”. Chciałabym jednak podkreślić tu to, co sama zaobserwowałam w tej sprawie.

Jeśli istnieje poczucie przynależności do danej ziemi, jest to przynależność lokalna, nie obejmująca myślą całe Indie. Aspektem, który rozróżnia jego mieszkańców jest m.in. język i kultura (tu bardziej rozumiana jako religia i sposób zachowania). Według Hindusa, on sam nie pochodzi z Indii, ale pochodzi z konkretnego miejsca (miasta, wsi, czasami stanu) i z tym terenem się utożsamia.

Widać to było to m.in. w grupie Hindusów, którzy przyjechali do Pondicherry z całych Indii, by wspólnie uczyć się francuskiego. W Instytucie Francuskim, odbywały się jednocześnie i nasze zajęcia, więc miałyśmy stały kontakt z osobami z drugiego kursu. Zauważyłam, że przyjaźnie nawiązywano głównie w obrębie tego samego stanu, np. osoby z Radżastanu trzymały się ze sobą razem, nie nawiązując głębszych kontaktów z innymi osobami. Co więcej dochodziło do niezrozumień kulturowych między uczestnikami różnych stanów (więcej o tym, w części „Kobieta i mężczyzna”).

{mospagebreak}

Jedzenie

Jedzenie w Indiach jest jednym z elementów, za którym tęsknię w Polsce. Eksplozja nowych smaków i kolorów. Jedzenie w Indiach ma status czynności rytualnej (o czym wspominałam już w artykule „Różnorodność w jedności, czyli o społeczeństwie indyjskim słów kilka”). Akt spożywania jest momentem ważnym dla hindusa. Uchronienie się przed złym okiem drugiej osoby, może zepsuć pokarm, czynić go niezdatnym do spożycia. Jedzenie związane z poznawaniem, z osiągnięciem świadomości. Już małe dzieci wkładają wszystko, co im tylko wpadnie w ręce, do buzi, aby poznać bliżej przedmiot. W Rygwedzie (świętej księdze pierwszych trzech warn; według tradycji pierwszy stan- bramini mogą słuchać Rygwedy oraz jej nauczać; dwa kolejne mogą jej tylko słuchać, a dla pozostałych jest ona niedostępna) występuje wątek, w którym to osiągnięcie samoświadomości dokonuje się poprzez akt spożywania.

Kuchnia północnych Indii różni się zdecydowanie od kuchni południowo-indyjskiej. Większość mieszkańców Tamilnadu jest wegetarianami. W mniejszych i większych miastach dominują restauracje o szyldzie “vegetarian” czy “pure vegetarian”. Dlaczego tak jest? Przede wszystkim jest to związane z naukami Mahatmy Gandhiego. Ma to także swój aspekt praktyczny- przechowywanie mięsa w tak gorącym klimacie jest bardzo trudne. Poza tym, dominuje w społeczeństwie indyjskim, pewnego rodzaju próba podwyższenia swojego statusu. Dyrektywa, która płynie z takiego zachowania, w stronę społeczeństwa jest prosta: “nie jem mięsa, a więc jestem niczym bramin” (gdyż zgodnie z zasadami, bramini nie mogą spożywać mięsa).

Tradycyjny posiłek południowoindyjskiKażdy dzień Hindusa wyznaczają trzy podstawowe posiłki: śniadanie, lunch i obiad. Śniadanie podawane jest w Indiach od wczesnych godzin rannych aż do godziny 12. Towarzyszy temu zawsze kawa, bardzo słodka, z dużą ilością mleka. Wspaniałą rzeczą jest obserwować mężczyzn, którzy ją przygotowują, przelewając ją do dwóch różnych pojemników, z bardzo dużej odległości. Następnie od godziny 12 do godziny 17-18 podawany jest lunch, a napojem mu towarzyszącym jest zazwyczaj chai- słodka herbata z dodatkiem mleka. Obiad wydawany jest w godzinach wieczornych, czasami aż do późnych godzin nocnych. Generalnie, w kuchni południowych Indii, dominują według mnie dwa podstawowe smaki: słodki i ostry (z dominującym smakiem ostrych czerwonych papryczek chilli). Turystów, którzy poszukują w sklepach słonych paluszków, czy polskiego, niesłodkiego chleba, będą niestety rozczarowani.

W kuchni południowo-indyjskiej dominują potrawy na bazie mąki ryżowej i ryżu. Śniadanie w Tamilnadu to idli- ryżowe placuszki, podawane z chutney (najczęściej w postaci startego miąższu kokosa) i sambarem (gęsty wywar warzywny). Czasami na śniadanie można dostać zamiast idli- vadai (placuszki z dziurką smażone na głębokim oleju) oraz słodki ryż, zwany pongal. W niektórych restauracja dostępne są także różnego naleśniki, zwane dosa. Istnieją wiele rodzajów dosy: masala dosa- podawana z warzywami w środku, w której dominują ziemniaki; uttapam- cienki rodzaj dosy, smażony razem w warzywami- pomidorami, cebulą lub szpinakiem; paper dosa- cieńsza niż wszystkie dosy, bez nadzienia w środku. Dosy podawane są zawsze z kokosowym chutney i Paper roast - rodzaj dosysambarem. Lunch wygląda podobnie, z tym, że ponadto podaje również chapathy- rodzaj placuszków, które podawane są wraz z chutney i sambarem, ewentualnie parothę- rodzaj chleba wyrabianego z mąki ryżowej, którą podaje także z chutney i sambarem. W porze lunchu można też dostać (w restauracjach nie-wegetariańskich) biryani- rodzaj posiłku ryżowego, podawanego z mięsem, często z orzechami i przyprawami. W restauracjach wegetariańskich powstała wegetariańska odmiana tego posiłku zwana “vegetarian biryani”, w której to mięso zostało zastąpione przez warzywa. Dla podróżujących, zmęczonych kuchnią południowych Indii, napiszę na pocieszenie, że prawie w każdej restauracji indyjskiej można dostać europejskie kluski z warzywami (całkiem niezłe) i wiele rodzajów zup (tu nie zawsze kucharze osiągają sukces).

Istnieje w kuchni Indii południowych szeroki wachlarz przekąsek, które można dostać wprost z ulicy. Jeśli pożywienie jest smażone i przygotowywane na naszych oczach, jest pożywieniem bezpiecznym. Listę przekąsek otwierają samosy (mój zdecydowany faworyt)- trójkątne ciasto, z farszem warzywnym w środku; Bonda- kulki smażone na głębokim oleju, z farszem ziemniaczanym; bajji- dużej wielkości kawałki warzyw; pakora- smażone na głębokim oleju kawałki warzyw.

Na obiad można zamówić zarówno potrawy kuchni południowo-indyjskiej, o których wspominałam wcześniej lub też skusić się na jeden z przysmaków kuchni północnych Indii. Jest to też jedyny posiłek w ciągu dnia, kiedy kucharze serwują dania kuchni północno-indyjskiej.

Kobieta i mężczyzna

Indie to kraj, w którym kontakty przedmałżeńskie nie istnieją w Indiach lub też stanowią tabor. Przez to tworzy się dosyć dziwne podziały między dziewczynami, a chłopakami, które odbijają się na wszystkich sferach życia młodego człowieka. Pamiętam, kiedy rozmawiałam w Tamilnadu z pewnym tamilskim studentem, który nie mógł wyjść z podziwu, kiedy mu powiedziałam, że ludzie w Europie umawiają się na randki, mieszkają ze sobą przed ślubem, czy też rozstają się, gdy dochodzą do wniosku, że jednak do siebie nie pasują. Student długo mnie słuchał, a następnie zapytał: “gdzie wasza moralność?”

Jeśli chodzi o pewne niezrozumienie Europejczyków i Hindusów, to właśnie w tej sferze widać największy zgrzyt. Co mam na myśli mówiąc o podziałach ze względu na płeć? W Tamilnadu, dzieci w szkole siedzą według podziału- dziewczynki po jednej stronie sali, chłopcy- zgrupowani po drugiej stronie sali. Na przerwach nie widać grup mieszanych, chłopcy nie rozmawiają z dziewczętami, nie umawiają się do kina czy restauracji. W Pondicherry poznałam 25-letnią studentkę Lakszmi (niezamężna), która nigdy w życiu nie rozmawiała z mężczyzną, dłużej niż trzeba (jak sama mówiła- “moja matka nigdy by się na to nie zgodziła”), nie mówiąc już o dotyku czy pocałunku.

Podziały widać także w miejskim autobusie. Starsze autobusy posiadają jeszcze napisy “kobiety”- po jednej stronie autobusu i “mężczyźni” po jego drugiej stronie. W autobusach kobiety siadają z kobietami, mężczyźni z mężczyznami. Wyjątkiem są pary małżeńskie, które siadają (o ile jest miejsce) razem, ale obok mężczyzny (istnieją siedzenia na trzy osoby) zawsze usiądzie mężczyzna, nie kobieta. Byłam świadkiem wielu takich sytuacji, kiedy to kobiety/mężczyźni przesiadali się wiele razy, byle by tylko nie usiąść z osobą przeciwnej płci. Jeśli do autobusu wsiadłby na przykład mężczyzna, a istniałoby tylko jedno wolne miejsce koło kobiety, to mężczyzna nie zdecyduje się usiąść i szybciej wybierze miejsce stojące.

Czy sytuacja dotyczy całych Indii? Według mnie tak (choć w większych miastach rzadziej widać tego objawy), ale wygląda ona trochę inaczej, w każdym ze stanów. Gdy podróżowałam po Karnatace, nie zauważyłam tego całego procesu przesiadywania się z miejsca na miejsce w autobusach. Nieznani mężczyźni siadali z nieznanymi im kobietami. Sytuacja wygląda także inaczej, jeśli chodzi o sztywny klasowy podział chłopcy-dziewczynki. Mój kolega, 23-letni student z Radżastanu, uczący się francuskiego w Pondicherry (uczą się tam studenci z całych Indii) opowiadał mi historię, kiedy to spóźniony na lekcje wpadł do klasy i usiadł z brzegu koło pewnej dziewczyny. Natychmiast, dziewczyna wstała i przesiadła się do koleżanki. Dziewczyna pochodziła z Tamilnadu. Czy problem więc dotyczy tylko stanu Tamilnadu? Zdaje się, że nie. Ten sam chłopak opowiadał mi, że jako 10-letni chłopiec podkochiwał się w swojej szkolnej koleżance. Postanowił napisać do niej list i wyznać swoje uczucia. Dziewczyna otrzymała ten list i ... pokazała go rodzicom. A ci, zawiadomili dyrektorkę szkoły, która następnie wezwała rodziców chłopaka. Rodzice dziewczyny domagali się wydalenia chłopaka ze szkoły i choć cała sytuacja skończyła się dobrze, “miłość” wywołała burze w szklance wody. Sytuacja miała miejsce w Radżastanie.

Na początku września przyjechałyśmy do Kochi (stolicy stanu Kerala). Było to kilka dni po keralskim nowym roku i wszystkie najważniejsze dyskoteki były w tym czasie otwarte. W międzyczasie poznałyśmy rikszarza, który zaproponował nam pojechanie na jedną z nich do jednego z najdroższych hoteli w Kochi (gdzie noc kosztowała około 900 $). Zgodziłyśmy się, tym bardziej, że jak zapewniono nas, każda z dziewczyn otrzyma trzy bony na dowolne drinki. Pojechałyśmy. Wspaniały luksusowy hotel, wspaniale zaprojektowana sala do tańca ze szklaną podłogą, kelnerzy w garniturach, a goście to głównie ludzie biznesu, krótko mówiąc, cała śmietanka Koczi. Ale na cały klub było tylko sześć dziewczyn, w tym ja, trzy moje koleżanki i jeszcze jedna Europejka. Reszta to mężczyźni. Okazało się, że hotel nie mogąc zapewnić gościom kobiecego towarzystwa, kusi kobiety propozycją darmowych drinków. Czy więc to mężczyznom w Indiach na więcej się pozwala, a dziewczyny trzyma się pod kloszem? Chyba jest w tym ziarno prawdy.

Body Language

Wielu turystów odwiedzających Indie zna problem “bycia niezrozumianym” lub “niezrozumienia czegoś”. Wynika to wyłącznie z pewnej nieznajomości gestów oraz “mowy ciała” zarówno jednej, jak i drugiej ze stron. Temat ten powstał na postawie rozdziału “Getting the message” książki Kolanada Gitanjali pt.”Culture Shock! India”.

Głowa

Pytasz autorikszarza, czy może Cię podwieźć na plażę. Mimika, gest i odchodzisz w nadziei znalezienia kogoś, kto będzie mógł Cię zabrać ze sobą. Rikszarz zastanawia się, dlaczego pomimo odpowiedzi twierdzącej, odchodzisz... Problem leży w niezrozumienie prostego gestu.

Potrząsanie głową z prawej do lewej strony oznacza, według Hindusa, odpowiedź twierdzącą na postawione pytanie. Podczas, gdy dla przeciętnego Europejczyka gest ten oznaczać będzie odpowiedź odmowną. W czasie konwersacji potrząsanie głową wyrażą często oznakę zachwytu, zgadzanie się z rozmówcą lub przytakiwanie.

Dłonie

Gestem powitania, rozpoznawalnym w całych Indiach, jest namaskar. Aby to zrobić, należy złożyć obie dłonie jak do modlitwy. Gest ten wyraża zwykłe powitanie, ale zarówno posiada element oddania czci bogu i przez to używany jest w wielu świątyniach jako gest dziękczynny. Jest to także gest neutralny dla osoby o przeciwnej płci.

Pewnym niezrozumieniem dla Hindusa byłby pocałunek w policzek, który dla wielu Europejek wyraża zwykłe pozdrowienie. Bowiem, Hindusi mogą go uznać za gest “głębszego” zainteresowania jego osobą. Z drugiej strony, Hinduski także nie są przyzwyczajone do całowania ich w policzek przez Europejczyków, czy nawet potrząsania ich dłońmi w geście pozdrowienia. Dlatego gest namaskar przynajmniej na początek będzie najbardziej wskazany. Tymczasem dla muzułmanów i sikhów gestem pozdrowienia będzie uścisk dłoni.

Unikanie nieczystości i lewa ręka

Wielu Europejczyków może dziwić “zażyłość”, jaka pojawia się między mężczyznami przejawiająca się w trzymaniu się za ręce czy dotyku. Są to gesty normalne i nie ukazują one zachować homoseksualnych. Publiczna oznaka miłości między mężem a żoną jest bardzo rzadka, a można nawet powiedzieć, że stanowi pewne tabor w społeczeństwie indyjskim.

Koncepcja “bycia czystym” oraz problem nieczystości jest również bardzo żywy wśród wyznawców hinduizmu. Czystość jest stanem idealnym i do takiego, każdy z wyznawców, powinien dążyć. Istnieje kilka źródeł powstałych nieczystości- jednym z nich i stałą oznaką “bycia nieczystym” jest stan niedotykalności, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Czasami sytuacja ta bywa brana dosłownie i objawia się unikaniem dotyku niedotykalnego przez osoby wyższego stanu (głównie stan Kerala). W takiej sytuacji niedotykalni zamiatają za sobą nawet ślady stóp odciśnięte na piasku, aby te nie zetknęły się ze stopami osoby o wyższym statusie rytualnym. Stany “bycia czystym” i “bycia nieczystym” ciągle przeplatają się w życiu hindusa. To, co sprawia, że człowiek staje się “nieczysty” to śmierć w rodzinie, urodzenie dziecka, menstruacja i kontakt z nią w postaci utrzymywania kontaktów seksualnych. Ciało pozostaje “najbardziej czyste” po kąpieli, czy ceremoniach, które czynią wyznawcę “nieskalanym”.

Wspominałam już o tym, że wszystkie wydzieliny ciała czynią hindusa nieczystym. Dlatego też postulat jedzenia sztućcami, używania chusteczek higienicznych, czy papieru toaletowego nie ma racji bytu, gdyż z punktu widzenia hindusa, do czynienia mielibyśmy ze stratą energii, czasu i pieniędzy. Zamiast używania papieru toaletowego, hindusi używają wody i lewej ręki do obmycia się, co sprawia, że staje się ona “nieczysta”. Dlatego też nie należy używać jej do jedzenia czy podawania ręki. Sprzedawca może więc odmówić przyjęcia banknotu, który podany jest w lewej ręce (podczas mojej podróży byłam świadkiem takiej sytuacji). Podając cokolwiek lub otrzymując coś, jesteś zobligowany do użycia wyłącznie prawej ręki.

Stopa

Największą formą okazywania szacunku, jaki może obdarzyć żona męża, dziecko swoich rodziców, uczniowie nauczyciela, młodzi ludzie ludziom starszym, jest pochylenia się, dotknięcie ich stóp, a następnie dotknięcie dłońmi własnych oczu.

Podniesienie stóp i umieszczenie ich na stole jest oznaką braku szacunku. Jednocześnie trzeba uważać, aby siedząc na podłodze, nie skierować spodniej części stopy w kierunku kogokolwiek, a w szczególności w kierunku boga. Jest to szczególna oznaka braku szacunku. Jeśli wchodzimy do pomieszczenia pełnego ludzi siedzących na podłodze, uważaj, aby na nic i na nikogo nie nadepnąć.

Pocałunek

Do rzadkości należą pocałunki pokazywane na dużym ekranie. Nie do przyjęcia natomiast jest scena aktu seksualnego i nagość. W codziennym życiu także pocałunek stanowi tabor. Mężczyźni nie mają zbyt wiele okazji (przed ślubem) pocałowania kobiety, a dziewczyny dbają o reputację, która musi być czysta jak łza, aby kobieta miała szanse wyjść za mąż. Aranżowanie małżeństw stanowi nadal największy problem indyjskiego społeczeństwa.

Złe oko

Wszystko, co jest atrakcyjne i piękne przyciąga “złe oko”. Dlatego dzieci od najmłodszych lat noszą amulety, które mają je chronić. Często małym dzieciom maluje się duże czarne koła, zwykle na twarzy, po to tylko, by przechodzień zamiast zachwycić się dzieckiem, pomyślał “jakie brzydkie dziecko”, co jednocześnie uchroni malucha przed wpływem “złego oka”. Jeśli przyjedziemy do Indii z dzieckiem może się zdarzyć, że hindus podejdzie do dziecka, zatoczy koło nad głową malucha a następnie dotknie własnej głowy. Gest ten wyraża wzięcie na siebie wpływu złego oka i zdjęcie uroku z dziecka. Dzieci w Indiach są na każdym kroku adorowane i często zdarza się, że, za zgodą matki, “przechodzą z rąk do rąk “. Sytuacje takie zdarzają się między innymi w autobusie, kiedy dzieci są przekazywane nieznajomym współpasażerom, aby ci, przez drogę, zajęli się nimi. Jadąc do Kanchipuram autobusem, podrzucono mi i mojej koleżance małego chłopca, którego rodzice nie znaleźli miejsca siedzącego w autobusie. My siedziałyśmy koło okna, a mały spał na naszych kolanach. Był bardzo zaskoczony, gdy się obudził i zobaczył dwie “białaski”.

Przestrzeń życiowa

Europejczyków z pewnością zaskoczy w Hindusach ich otwartość oraz mały dystans interpersonalny. Hindusi mają tendencje do siedzenia za blisko nieznajomego, “gapienia” się na niego zbyt długo, zadawania mu najrozmaitszych pytań (dotyczących imienia, narodowości, statusu małżeńskiego, pracy, zarobków, rodziny i religii), które w wielu krajach uznane byłyby za duży nietakt.

Jeden pokój dla jednej osoby jest niemożliwy dla większości Hindusów. Większość z nich dzieli bowiem swój pokój z innym człowiekiem. Wynika to z dominacji, w indyjskim społeczeństwie, wielkiej rodziny. To synowa po ślubie przeprowadza się do rodziny męża, a nie zastanawia się nad wynajęciem własnego mieszkania. W miarę rozrastania się rodziny, zmniejsza się także przestrzeń w domu. Różnica leży także w innym pojmowaniu samotności i jej braku. Jeśli idziesz do kina, wybierzesz miejsce z dala od reszty. Hindusi ominą puste rzędy i usiądą zaraz koło Ciebie. Wybierasz się na piknik z rodziną i wybierzesz miejsce spokojne, gdzie nikt nie zakłóci Twojego spokoju. Hindusi, na odwrót, usadowią się między innymi rodzinami, które także wybrały się na piknik.

{mospagebreak} 

Miłość i Małżeństwo

Jak już wspominałam, Indie nadal należą do grupy krajów, w którym dominują związki aranżowane przez rodzinę. Nie ma określonego wieku „dobrego” na zamążpójście. Pomimo konstytucyjnego zniesienia kast i stanów oraz zakazu małżeństwa dzieci, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. W Pattadakal (stan Karnataka) poznałam 27-letnią kobietę, która wyszła za mąż w wieku 12 lat, podczas, gdy jej obecny mąż miał wtedy niespełna 15 lat. Takie sytuacje zdarzają się nadal w całym kraju.

Społeczeństwo indyjskie to społeczeństwo endogamiczne, co oznacza, że jak to ujmę “wymiana żon” odbywa się tylko w obrębie danej grupy. Nie dotyczy to tylko hindusów, jak by się mogło zdawać, ale także grupy wpływowych pariasów (wyznawców starożytnej religii zoroastryzmu). Przyszłą małżonkę rodzina syna szuka niedaleko, najczęściej w granicach do 100 km. Związki z przedstawicielkami innego stanu nie wchodzą właściwie w rachubę, gdyż problemem byłaby nieznajomość języka tego stanu, co oznacza niemożliwość dogadania się z małżonką. Swatem bardzo często okazuje się fryzjer, który jest najczęściej najlepiej poinformowaną osobą w okolicy. On dokonuje pierwszego wywiadu zarówno z rodziną dziewczyny jak, i chłopaka. Dopiero wtedy rodziny spotykają się ze sobą. Czy dzieci mają jakieś zdanie w kwestii wyboru przyszłego małżonka/małżonki? To zależy głównie od rodziny. Kolega, którego poznałam w Pondicherry opowiadał mi, że kiedy wraca na weekend do swojego rodzinnego Radżastanu, jego mama podrzuca mu kilka fotografii dziewczyn i pyta, która mu się najbardziej podoba. Jednak nawet pomimo tego, że jego młodszy brat niedawno się ożenił, rodzina nie zmusza go (a jest najstarszym synem) do rychłego ożenku. Nie wszyscy hindusi odrzucają kulturę znajdowania żony przez rodziców, a istnieją też tacy, którzy ją szczerze popierają. Mój nauczyciel z Pondicherry, Ramamurthy powiedział mi, że jego zdaniem tradycja wyboru małżonka przez rodzinę jest dobra, gdyż rodzice chcą dla dziecka najlepiej, dlatego też wybierają mu, najlepszą jak mu się zdaje, partię. Pomimo tego, że wielu młodych ludzi nie zgadza się z tą tradycją, tylko niewielu wydaje jej wojnę i żeni się z miłości. Związki z miłości zdarzają się bardzo rzadko, a jeśli już mają miejsce, młodzi ludzie muszą stawić czoło wielu problemom. W wielu przypadkach może dojść do wydziedziczenia syna, wykluczenia z rodziny i wspólnoty. Jeśli młodzi mieszkają w tej samej wsi, co rodzina chłopaka lub dziewczyny, chłopak nie ma żadnej możliwości na znalezienie pracy. Honor odgrywa dużą rolę w społeczeństwie indyjskim. Rodzina nie mogąc pozwolić sobie na zniszczenie dobrego imienia rodziny wyrzeka się syna/córki, a czasami nawet stara się to załatwić w inny sposób... Zapowiedź ślubna po indyjskuMój znajomy opowiadał mi kiedyś historię, że był świadkiem sytuacji, w której to mężczyzna porwał kobietę, gdyż jej rodzina nigdy nie zgodziłaby się na ich ślub. Ukrywali się w New Delhi. Rodzina wiele razy próbowała odebrać mu dziewczynę siłą, wynajmowano detektywa, który próbował odszukać kryjówkę pary. Po wielu latach ciągłego ukrywania się, rodzina dziewczyny ostatecznie się jej wyrzekła, porzucając dalsze poszukiwania. Nie zawsze, niestety, kończy się to w ten sposób. Słyszałam o przypadkach, kiedy to rodzina dziewczyny lub chłopaka nie mogąc pozwolić sobie na splamienie honoru rodziny, decyduje się na krok ostateczny, jakim jest zabójstwo. Dzieje się to nie tylko w Indiach, ale także wśród coraz większej społeczności emigrantów w Europie. Niedawno głośno było o przypadku zabójstwa muzułmańskiej dziewczyny, która zginęła z rąk ojca, tylko dlatego, że wyprowadziła się od rodziny i zamieszkała ze swoim nie-muzułmańskim chłopakiem. Sytuacja miała miejsce we Włoszech. Sprawa tzw. “zabójstw honorowych” pozostaje przedmiotem dyskusji nie tylko w Indiach, krajach Azji i Afryki, ale coraz częściej jest szeroko komentowana także w krajach Europy i Ameryki Północnej.

Warunki stawiane przyszłej pannie młodej są bardzo wysokie. Po pierwsze, musi ona oddać rodzinie męża odpowiedniej wielkości posag. Posag, który rodzina dziewczyny zbiera najczęściej od momentu jej urodzenia, może mieć postać pieniędzy/sprzętów, które dziewczyna wniesie do nowej rodziny/innych kosztowności. Wymagania rodziny męża dotyczą także odpowiedniej kasty/urody/pozycji rodziny dziewczyny. Analizowana jest cała historia rodowa dziewczyny oraz sprawdzane jest, czy w jej najbliższej rodzinie nie zdarzały się przypadki samobójstw, czy ucieczki kobiety z nieznanym mężczyzną. Takie sytuacje skutecznie utrudniają młodej dziewczynie przyszłe zamążpójście. Także jej reputacja powinna być nieskalana. Nie powinny istnieć żadne pogłoski, o rzekomym związku dziewczyny z innym mężczyzną, nie mówiąc już o straceniu przez nią dziewictwa. Do tej pory istnieją w Indiach społeczności, w ramach których po ceremonii zaślubin oraz spędzeniu wspólnej nocy młodej pary, pokazuje się gościom weselnym zakrwawione prześcieradło na znak “czystości” kobiety przez momentem zamążpójścia. Istnieją także różnice w obrębie stanów, na przykład z stanie Tamilnadu dopuszczalne są małżeństwa dziewczyny z własnym wujkiem (starszym bratem matki), w przypadku, gdy wujek nie ma jeszcze żony. Podczas, gdy sytuacja taka nie miałaby miejsca np. w Radżastanie.

To, co podoba mi się w tradycji zawierania małżeństw w Indiach, to nakaz posiadania pracy przez mężczyznę. Mężczyzna, aby mógł się ożenić musi mieć pracę, gdyż to często on jest jedynym żywicielem rodziny. Ratan, którego poznałam w Pondicherry, powiedział mi, że zgodnie z tradycją, małżonki w jego rodzinie (był przedstawicielem stanu kszatriów- wojowników w Radżastanie) nie pracują zawodowo, a tylko zajmują się domem i dziećmi. Dla wielu mieszkańców Indii niezrozumiałe są sytuacje, kiedy to np. Europejczycy decydują się na małżeństwo nie posiadając ani pracy, ani własnego mieszkania. Sytuacja taka nie może mieć w Indiach miejsca.

Także i ja przeżyłam niesamowitą historię w Varkala (stan Kerala), kiedy to poznany przed dwiema godzinami Kaszmirczyk niespodziewanie oświadczył mi się. Byłam bardzo zaskoczona, tym bardziej, gdy już rozpoczął roztaczać przede mną wizję naszego wspólnego życia. Nie mógł zrozumieć tego, że jednak za niego nie wyjdę.

Naciągacze

Instytucja “naciągacza” istnieje w Indiach bardzo długo. Do grupy naciągaczy zaliczę nie tylko oszustów, którzy chcą zarobić na turystach, wędrownych sprzedawców, którzy chcą sprzedać nam towar po bardzo zawyżonych cenach, jak i lokalnych artystów, którzy twierdzą, że sprzedawany towar jest zagubionym przedmiotem z czasów dynastii Mogołów (dynastia muzułmańska, która panowała na znacznym terenie obecnych Indii od 1526 roku aż do opanowania subkontynentu przez Brytyjczyków).

Turysta, który przyjeżdża do Indii musi zdawać sobie sprawę z faktu, że przemysł turystyczny przyczynił się do stworzenia miejsc pracy dla osób, które zarabiają na zagranicznych turystach. Jedyną bronią turysty jest targowanie się.

Prawdą jest, że najlepsze zakupy (czytaj: “najtaniej kupione przedmioty”) robi się w dniu, w którym najmniej mamy na to ochotę. Gdyż nic lepiej nie działa na sprzedawców, a jednocześnie na zaniżenie przez nich ceny oferowanego produktu niż jego ignorancja. Zakupów nie należy także robić w pośpiechu, gdyż wtedy z pewnością nie uda się nam osiągnąć najlepszej ceny. Nie warto także pokazać sprzedawcy, że na jakimś towarze szczególnie nam zależy, gdyż wtedy także kupimy produkt po znacznie zawyżonej cenie. Targowanie dotyczy prawie wszystkich produktów czy usług (może oprócz cen za książki i gazety, na których wydrukowana jest cena). Trzeba targować się za przejazd rikszą, o opłaty za nocleg w hotelach (ale tylko wtedy, gdy argumentem za obniżeniem ceny byłby, na przykład koniec sezonu).

Wędrowni sprzedawcy będą próbowali sprzedać nam produkty, które na pierwszy rzut oka wydadzą nam się nieprzydatne, jak na przykład (to sama zaobserwowałam): gumowe węże, stykające się magnesy, pastelowe i tandetne parasolki, nie najlepszej klasy bębenki oraz ogromne balony. Zastanawiało mnie przez całą moją podróż, czy istnieje popyt na takie produkty. Któregoś dnia zauważyłam jednak, że Hindusi (nie Europejczycy) naprawdę takie rzeczy kupują. Nic więc dziwnego, że sprzedawcy nie rozumieją, dlaczego my takich rzeczy nie chcemy kupić.

Istnieją inni lokalni oszuści, w tym duża grupa wędrownych wróżbitów. Moja koleżanka i ja padłyśmy ofiarą takiego oszusta. Opowiadał niestworzone historie na temat naszej przyszłości. Pomimo tego, że straciłyśmy wtedy niewielką sumę pieniędzy, radzę, aby przed decyzją skorzystania z usługi takiej osoby, lepiej zapytać o zdanie lokalnych mieszkańców. W wielu przypadkach to właśnie oni są najlepszym źródłem informacji.

Inną sprawą są lokalni sprzedawcy “antyków”, którzy tak właśnie określają swoje produkty. Nie należy wierzyć osobom, które na lokalnym bazarze twierdzą, że rzeczy, które sprzedają są bardzo stare/starożytne/unikatowe. Zresztą same rozumienie przez nich pojęcia “antyk” jest zupełnie inne niż nasze. Według nich, antykiem nie jest bowiem rzecz pochodząca z dawnych czasów, ale rzecz, która powstała zupełnie niedawno i została stworzona zgodnie ze starym wzorem. Subtelna różnica.

Przedstawienia teatralne

Tradycji teatralnych jest w Indiach bardzo wiele. Tradycja klasyczna (sanskrycka) odwołuje się do książki “Nathiasiastra” (“Nauka o sztuce teatru”) autorstwa Bharaty. Bharata określeniem teatr, nazywał sztukę teatralna, to, co „nazywamy szczęściem i nieszczęściem świata, przedstawione za pomocą aktorów i innych form scenicznych”. Istnieje nawet legenda, która wiąże się z powstaniem teatru. Któregoś dnia bogowie zwrócili się do Brahmy (stwórca życia) z prośbą, aby ten stworzył dla człowieka coś, co będzie zarówno przeznaczone do oglądania, jak i do słuchania. Jednocześnie ma to być przeznaczone dla tych, którzy nie mają dostępu do Wed (według tradycji, przedstawiciele najniższej warny- śudra nie powinni nawet czytać, czy słuchać Wed). Brahma stworzył więc teatr, biorąc po kolei jakąś część każdej z Wed: z Rygwedy- recytacje, z Samawedy- pieśni, z Jadźurwedy- gesty, z Antharwawedy- rasę i bhavę (nastroje i smaki estetyczne).

Tradycyjny taniec keralski - kathakaliChciałabym tu przybliżyć dwa rodzaje tradycji teatralnych, których sama w Indiach byłam świadkiem. Pierwszą z nich była kathakali- tradycyjna forma teatralna z Kerali. Początkowo, forma ta wiązała się z kultem boga Ramy, a inspiracją do tworzenia przedstawień był epos “Ramajana” (“Pieśń o Ramie”). Według tradycji, aktorzy (tylko mężczyźni, oni także grali role kobiet) wywodzili się ze społeczności Najarów. Z czasem, przestawienia teatralne były wykonywane przez inne grupy. Celem tej formy artystycznej jest ukazanie sekwencji (historii) za pomocą gestów i mimiki twarzy. Tradycyjnie, przedstawienia takie rozpoczynają się późnym wieczorem, aby zakończyć się nad ranem, a miejscem, w którym się je wystawia był najczęściej teren przyświątynny. Aktorom towarzyszy zespół złożony z pieśniarza (czasami dwóch), a asystują mu muzycy grający na bębnach, gongach i talerzach. Językiem przedstawienia jest malajalam (język urzędowy stanu Kerala), ale dużo zdań zawiera tradycyjne sanskrytyzmy. Ubrania, jakie prezentują aktorzy są bogato zdobione, a makijaż, jako nieodłączna część ekwipunku artysty, niesie ze sobą informacje o bohaterze, np. twarz aktora pomalowana kolorem zielonym oznacza, że postać prezentowana przez aktora jest osobą szlachetną (kolor zarezerwowany dla bogów, np. dla Ramy), czerwony- oznacza osobę demoniczną, a czarny- mieszkańca lasu, gór, człowieka pierwotnego. Według tradycji, nałożenie nakrycia głowy na aktora czyni go bohaterem. Widzowie nie tylko więc utożsamiają aktora z bohaterem, ale nawet wierzą, że np. aktor grający Ramę, Ramą naprawdę jest. Wejście każdego bohatera na scenę poprzedza moment zostawienia widza w niepewności i oczekiwaniu. Tuż przed samym wejściem, pomocnicy rozwieszają kurtynę, aby za chwilę ją opuścić i ukazać nowego bohatera. Następnie postać “przedstawia się” prężąc się przed widzami, a dopiero później odgrywa się właściwą historię. Byłam widzem takiego przedstawienie, niestety nie całonocnego, ale dwu-godzinnego, stworzonego specjalnie na potrzeby turystyki w Koczi (stolica stanu Kerala).

BhatatanatyamKolejnym przestawieniem, które widziałam w Indiach (dokładnie w Pondicherry) był tradycyjny, wywodzący się z Tamilnadu taniec zwany bharatanatyam. Taniec ten wywodzi się od devadasis- kobiet, służek świątynnych, które w przeszłości tańczyły w świątyniach hinduskich w Tamilnadu. Początkowo wykonywany tylko i wyłącznie w świątyni i wyłącznie przez devadasis, z czasem osiągnął popularność poza granicami Tamilnadu oraz wśród innych społeczności. Dziś, bharatanatyam stanowi jeden z “produktów eksportowych” Indii i często pokazywany jest w drogich hotelach, w których tancerki tańczą dla podróżnych. Bhatatanatyam należy do tańców bardzo trudnych, w których cała historia opowiedziana jest za pomocą gestu (tzw. mudr) i mimiki twarzy. Ważna jest każda poza, każdy gest oczu, głowy, szyi, rąk, ciała. Osoby, które byłyby zainteresowane nauczeniem się bharatanatyam w Warszawie, proszę o kontakt. Jednocześnie zapraszam do monitorowania wiadomości na stronie Indyjsko-Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Kultury (www.ipcc.pl), które często organizuje w Polsce pokazy różnego rodzaju tańców czy przedstawień teatralnych.

Rodzina jako podstawowa jednostka społeczna

Głównym celem zawarcia małżeństwa jest wydanie na świat potomstwa (głównie chłopca). W razie nie wydania potomka na świat, istnieje duże prawdopodobieństwo nie tylko niezadowolenia rodziny męża, ale i żądania przez nich rozwodu. Bowiem głównym zadaniem rodziny jest prokreacja, a dopiero później socjalizacja. Rozwiedzione kobiety mają bardzo małe szanse na powtórne małżeństwo, nie mówiąc już o wdowach, które tych szans w ogóle nie posiadają.

Wydanie dziecka na świat wiążą się dla kobiety z osiągnięciem stanu nieczystości, który trwa do dwóch tygodni po narodzinach, do czasu wzięcia udziału w rytualnej kąpieli oczyszczającej. Następnie odbywają się rytuały, które każda rodzina hinduska nie powinna zaniedbać: postawienia horoskopu dla dziecka, wybór imienia, obcięcie mu0 włosów oraz podanie pierwszego posiłku. Istnieją także rytuały, które oznaczają moment przejścia, kiedy to młody człowiek staje się w pełni członkiem społeczeństwa. Takim rytuałem jest nadanie świętego sznura trzem pierwszym stanom w hinduiźmie. Osoby posiadające święty sznur nazywa się podwójnie urodzonymi (w znaczeniu urodzonych najpierw przez matkę, a następnie drugi raz poprzez przyjęcie do wspólnoty). Podobnym przejściem dla dziewczynki jest rytuał pierwszego i uroczystego założenia sari, otrzymania pierwszej miesiączki, który potwierdza przeistoczenie się w kobietę oraz gotowość na zawarcie małżeństwa.

Człowiek nie istnieje w oderwaniu od rodziny. To rodzina dba o jego wychowanie oraz przekazuje mu potrzebną wiedzę do założenia własnej rodziny. Moment zaślubin jest momentem przekazania władzy przez ojca nad córką mężowi. Oznacza to także zerwanie wszelkich więzów, głównie materialnych przez dziewczynę z własną rodzinę. Od tego momentu rodzina dziewczyny nie ma obowiązku pomagać jej finansowo, a w przypadku jej rozwodu/śmierci męża nie ma nawet obowiązku przyjęcia jej z powrotem pod swój dach. Jeszcze w gorszej sytuacji są wdowy, które muszą odejść od rodziny męża pozostawiając wszystko jego rodzinie, lub w przypadku posiadania potomstwa pozostawienia wszystkiego dzieciom. W przeszłości sytuacja tych kobiet była tak zła, że decydowały się one na zostanie mniszkami lub, co się nierzadko zdarzało, na wejście na stos pogrzebowy razem z mężem (taki obrządek nosi nazwę sati- dziś oficjalnie zakazany). Dzięki temu uzyskiwała pośmiertny tytuł “zacnej żony”, a jej popularność przeistaczała się w lokalny kult.

Momentem kolejnego przejścia jest, według religii hinduistycznej- śmierć człowieka. Jednocześnie jest momentem odłączenia go od społeczeństwa. Zgodnie z reinkarnacją odrodzi się on jako inna istota, według uzyskanej przez niego karmy (sumy dobrych i złych uczynków, które wpłyną na ich przyszłe życie).

Słonie kontra małpy, czyli o zwierzętach

Jak mawiał święty Franciszek, zwierzęta to nasi mali przyjaciele. W Indiach przyjaciół (niektórych chcianych, niektórych niechcianych) znajdziemy wielu, ale nie wszyscy będą do nas pokojowo nastawieni. Zacznę od tych najmniejszych, nie zawsze lubianych, których niestety obecnością trzeba się w Indiach liczyć. Pająki, karaluchy, mrówki, pluskwy. Dostępne prawie w każdym pokoju hotelowym i wliczone w jego wynajem.

Jeśli chodzi o pająki to słyszałam, że mogą one dochodzić do sporych rozmiarów, ale ja nigdy takich nie widziałam. Spotkałam, co najwyższej nasze “polskie” małe pająki, których w Indiach nie należy się bać. Karaluchy, z tymi jest trochę gorzej. Paskudztwo nie tyko chodzi, ale i potrafi latać. Nienawidziłam ich widoku, a do specjalnych zadań ich zabijania rekrutowałam moje koleżanki. Dobrym pomysłem jest zabranie ze sobą, do Indii moskitiery (nie we wszystkich hotelach są one dostępne) oraz zrobienie sobie czegoś na kształt śpiwora, złożonego np. z cienkiej poszewki na kołdrę (w wielu tanich hotelach aż strach dotknąć tamtejszej pościeli). Mrówki pojawiają się najczęściej, gdy zbyt długo zostawiamy jedzenie w pokoju. Są szczególnym rodzajem “przyjaciół”, których ciężko się pozbyć (rzadko wystarczy jedynie wyrzucenie jedzenia). Pluskwy- nigdy nie udało mi się je zobaczyć, ale moja koleżanka dosłownie na własnej skórze przekonała się, do czego potrafią być zdolne. Rano miała zawsze całe pogryzione plecy.

Czasami zdarza się, że w hotelu lub w pokoju hotelowym znajdziemy jaszczurkę. Nie wypędzajmy jej. Jaszczurki to dobry znak w hotelu, oznaczają, że hotel jest dosyć czysty, gdyż to jaszczurka zjada wszystkie mniejsze od siebie żyjątka. Bardzo bliski kontakt z jednym z najmniejszych miałam też w Munnarze, gdzie na tamtejszej plantacji herbaty do mojej nogi przyssała się mała pijawka. Na szczęście, nie była groźna.

Kolejną grupę reprezentują szczury, których bardzo się boję. Na szczęście nie widziałam ich zbyt często. Raz tylko szczur przebieg przez restauracje libańską w Mumbaju, w trakcie naszego oczekiwania na posiłek. Kiedy indziej, w Pondicherry widziałyśmy ogromnego szczura, w restauracji, który rozmiarem dorównywał rasowemu kotu. Oprócz tradycyjnych świętych krów, na ulicach niektórych miast da się zauważyć dzikie świnie, które buszują po śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia.

Z małpami miałam najczęściej do czynienia na wzgórzach i wyspach. W Hampi, Badami, wyspa Elephanta, Mahaballipuram- wszędzie tam dominowały małpy. Muszę przyznać, że małp bałam się najbardziej. Dzikie małpy potrafią być naprawdę niebezpieczne, potrafią gryźć, drapać, syczą, potrafią człowiekowi wszystko wyrwać z ręki. Mojemu koledze małpa wyrwała telefon komórkowy i rzuciła nim z całą siłą o ziemię. Czasami też dzikie małpy mogą być zarażone wścieklizną i tym bardziej nie należy podchodzić do nich zbyt blisko. Sama miałam bardzo bliskie spotkanie z małpą, w Mysurze. W ręku trzymałam orzechy, kiedy podbiegła do mnie małpa i złapała mnie za spódnicę, chcąc wymusić na mnie oddanie jej orzechów. Pociągnęłam za spódnicę, mając nadzieję, że ją puści, ona zaczęła syczeć i wydawało mi się, że jest gotowa się na mnie rzucić. W końcu, rzuciłam jej orzechy i to spowodowało, że ostatecznie mnie puściła.

Tradycyjne błogosławieństwo słoniaNajprzyjemniejszą częścią mojego pobytu w Indiach było spotkanie z największym zwierzęciem Indii, czyli słoniem. Mój pierwszy kontakt ze słoniem miałam w Tamilnadu. W Kanchipuram, otrzymałam tradycyjne błogosławieństwo dane przez słonia. Słonie są czczone w Indiach, jako zwierzęta przynoszące szczęście. Ma to niewątpliwie związek z popularnością boga Ganeśi, reinkarnacji boga Wisznu, przedstawianego jako człowieka z głową słonia. W wielu świątyniach hinduskich Indii południowych pojawiają się słonie, które przekazują błogosławieństwo za pomocą swojej trąby. Aby je otrzymać wystarczy, podać słoniowi monetę (1, 2 lub 5 rupii). Słoń swoją trąbą zabiera od nas monetę, oddaje ją swojemu opiekunowi, a następnie kładzie swoją trąbę na głowie wyznawcy.

Zupełnie innym przeżyciem było spotkanie słoni w Kodanad, gdzie istnieje ośrodek treningowy dla słoni. Codziennie rano odbywa się tam mycie słoni, w którym można za darmo uczestniczyć. Dostaje się łupinę orzecha kokosowego, za pomocą której czyści się słonia. Później istnieje, już odpłatnie, możliwość jazdy na słoniu. Gorąco polecam wszystkim.

Transport

Najwygodniejszym środkiem komunikacji w Indiach jest- dla mnie- bezapelacyjnie pociąg. Pomimo występujących nieraz trudności w zakupie biletu (bilety należy kupować z dużym wyprzedzeniem, gdyż tylko wtedy ma się pewność, że uda się zakupić bilet na interesującej nas trasie), pociąg jest najlepszą i najszybszą metodą w pokonywaniu dużych odległości. Pierwszą podróż pociągiem odbyłam już następnego dnia po moim przylocie do Indii, na trasie Mumbai- Chennai (podróż trwała 28 godzin).

W indyjskich pociągach funkcjonują generalnie trzy klasy: najniższa zwana general class- bilety nie posiadają miejscówki, co oznaczy, że może nie udać się nam znalezienie miejsca siedzącego (a stanie 20 czy 30 godzin w przedziale nie należy do najprzyjemniejszych). Poza tym, tą właśnie klasą podróżują nie tylko ludzie, ale i zwierzęta. Może, więc uda się Tobie stanąć twarzą w twarz z indyjską krową.

Drugą klasę, zwana sleeper dzieli się na część klimatyzowaną i tę, bez klimatyzacji (zdecydowanie tańszą od tej pierwszej). Bilet na pociąg w klasie sleeper zawiera miejscówkę. Cały wagon jest podzielony na mniejsze przedziały, oddzielone od siebie ścianką. Miejscówki przypominają trochę nasze kuszetki. Wieczorem można rozłożyć swoje miejsce i położyć się spać.

Pierwszą klasę stanowią przedziały klimatyzowane, które wyglądem nie różnią się wiele od przedziałów klasy sleeper. Słyszałam historię (tylko słyszałam, bo nigdy nie jeździłam w przedziale tej klasy), że w ramach biletów dostawało się jedzenie, a pasażerami tej klasy są ludzie z pierwszych stron indyjskich gazet.

Zawsze starałyśmy się podróżować klasą sleeper w przedziale bez klimatyzacji. Niestety, nie zawsze udawało się dostać bilet właśnie na tę klasę. Pamiętam sytuację, kiedy podróż z Trivandrum (Kerala) do Margao (Goa), trwającą prawie 20 godzin odbyłyśmy, co prawda w klasie sleeper tylko dzięki Austriakom, którzy podzielili się z nami miejscem (miałyśmy wykupiony bilet na general class, ale nie zdecydowałyśmy się tam wsiąść widząc, jakie dantejskie sceny się tam działy- walka o miejsce). Jeśli nie uda nam się uzyskać biletu na klasę sleeper, radzę, w momencie kupowania biletu, domagać się wpisania siebie na listę oczekujących (reservation list). W tym momencie wykupuje się bilet w klasie sleeper bez miejscówki, a kiedy wsiada się do pociągu należy znaleźć pana zwanego TC (train conductor), którego obowiązkiem jest znalezienie dla nas miejsca w pociągu. Czasami ludzie oddają bilety przed podróżą, więc istnieje duże prawdopodobieństwo znalezienia takiego miejsca.

Podróżowanie indyjskim pociągiem należy raczej do przyjemności. Z kupieniem pożywienia nie ma najmniejszych problemów, na każdej większej stacji do pociągu wsiadają sprzedawcy, którzy oferują miejscowe specjały. Poza tym, w każdym pociągu znajduje się załoga, która odpowiedzialna jest za dostarczanie jedzenia. Panowie w czerwonych mundurkach, przebiegają cały pociąg 50 razy na godzinę z okrzykami: “czaj” (słodka herbata z mlekiem) czy “soup”. To także u nich, można składać zamówienia na lunch, obiad czy śniadanie. W pociągu znajduje się kuchnia, dzięki temu przynoszone jedzenia jest zawsze świeże i gorące.

Istnieją także w dużych miastach lokalne pociągi, dzięki którym możemy dostać się z jednej dzielnicy do drugiej. W takich pociągach wagony są podzielone osobno dla mężczyzn (najczęściej wypełnione po brzegi) oraz kobiet i dzieci. Miałam niewątpliwą przyjemność podróżowania takim pociągiem w Mumbaju w wagonie z mężczyznami... Nigdy wcześniej i nigdy później nie jechałam w większym ścisku.

Poza tym, istnieją autobusy państwowe, które przemierzają dłuższe trasy, ale nie należą do najwygodniejszych. Poza tym, bardzo często panuje w nich tłok. Ważnym kontrargumentem na niekorzyść tych autobusów jest częsty brak okien w autobusie, a bardzo często nawet i drzwi. Jeśli podróżujemy nocą przyda nam się coś cieplejszego do ubrania, bo temperatura w autobusie gwałtownie spada. Poza tym, taka podróży może skończyć się dla nas bólem ucha. Ciekawym doświadczeniem jest jednak podróż takim autobusem (i trzeba spróbować tego chociaż raz). Kierowca puszcza muzykę na cały regulator i często używa klaksona (nie radzę więc siadać tuż za siedzeniem kierowcy). Istnieją także autobusy prywatne, bardzo wygodne, przypominające mi nasze polskie, prywatne autobusy, jednak bilet jest zdecydowanie droższy niż na autobus państwowy na tej samej trasie. Oprócz pociągów i autobusów, innymi środkami transportu (popularnymi głównie na krótkich trasach) są autoriksza i riksza ludzka, napędzana siłą mięśni.

Ubranie

Moment pakowania plecaka w ubrania, które miałam zabrać w trzymiesięczną podróż, nie wspominam najlepiej. Nagle okazało się, że nie posiadam odpowiednich ubrań na mój wyjazd. W pośpiechu dokupowałam nowe.

Generalnie do Indii nie należy brać ubrań oraz rzeczy, które są bliskie naszemu sercu, gdyż prawie zawsze nie wracają one do stanu sprzed podróży. Należy liczyć się z tym, że nie zawsze istnieje możliwość wyprania swoich rzeczy (szczególnie, jeśli dużo się podróżuje i dużo czasu spędza się w różnych środkach komunikacji), należy brać pod uwagę wysoką temperaturę oraz wysoką wilgotność powietrza (szczególnie w czasie monsunu). Najlepiej więc, jeśli weźmie się do Indii rzeczy, z którymi nie żal nam będzie później rozstać.

Dobrym rozwiązaniem dla kobiet będzie wzięcie długiej spódnicy, która przyda się nie tylko w czasie wieczornych imprez, ale przede wszystkim w czasie spacerów po mieście. Doskonałym rozwiązaniem jest kupienie, już w Indiach, bawełnianego i niezwykle wygodnego salvar kamee, na który składa się długa tunika, spodnie zwężane przy kostce oraz długa chusta, która nie tylko uchroni nas przed upałem, ale także będzie pomocna w czasie odwiedzania meczetu.

Generalnie chciałabym odradzić kobietom noszenie bluzek na ramiączkach, bluzek z głębokim dekoltem, krótkich spódniczek. Oczywiście w wielu dużych miastach, czy w miejscowościach turystycznych (np. stan Goa) wiele kobiet nie nosi już tradycyjnego sari (ubranie, na które składa się 5,5 metra materiału oraz krótka bluzeczka), ale w mniejszych miastach czy na prowincji, sari oraz salvar kamee są jedynymi ubraniami noszonymi na co dzień. Dobrym rozwiązaniem byłoby wzięcie ze sobą ubrań zarówno z krótkim rękawkiem, długiej spódnicy (nie odsłaniającej kolan) oraz jedną bluzkę na ramiączkach czy krótsza spódnicę, która przyda nam się w większym mieście, czy na plażach Goa i Kerali.

SariSari jest tradycyjnym strojem noszonym przez kobietę w Indiach. W mniejszych miejscowościach stanowi, obok salvar kamee, codzienny strój kobiet. W większych ośrodkach jest ubraniem od święta i noszone w czasie najważniejszych wydarzeń, jak ślub, czy pogrzeb (wdowy przywdziewają wtedy białe Sari na znak żałoby). Istnieją Sari jedwabne (których ceny mogą sięgać nawet 1000 złotych), Sari bawełniane, Sari mieszane jedwabno-bawełniane oraz Sari zrobione ze sztucznego materiału. Im więcej jedwabiu znajduje się w Sari, tym jest ono droższe. Niekwestionowanym miejscem, które słynie z najpiękniejszych jedwabnych (i często najdroższych) Sari jest Kanchipuram (stan Tamilnadu). Mam jednak bardzo złe doświadczenie z tamtejszymi sprzedawcami, którzy chcieli mi sprzedać sari po bardzo zawyżonej cenie. W końcu kupiłam swoje sari w Chennai (stolicy Tamilnadu), które także posiada duży ich wybór. Sari mierzy 5,5 metra materiału, z których ostatnia część przeznaczona jest na bluzeczkę. Z zakupionym sari idzie się do sprzedawcy, który za niecałe 50 rupii uszyje nam bluzeczkę. Kobiety w Indiach, po latach praktyki, potrafią “ubrać się” w sari bez użycia żadnych szpilek lub przy użyciu tylko jednej agrafki (ja niestety nadal jestem niezdarna w tej kwestii). Do sari powinnyśmy dokupić spódniczkę na gumce lub zaciąganej sznurkiem, gdyż to na niej osadzi się “ciężar” stroju i to dzięki niej całe ubranie będzie się “trzymało na nas”. sari nie jest niestety najwygodniejsze (zdecydowanie przegrywa z salvar kamee). Zdarzyło mi się jechać w sari na motorze (na szczęście jako pasażerka), ale nie wspominam tej podróży najlepiej. Pomimo to, stanowi wspaniałą i – według mnie- podstawową pamiątkę z Indii, którą każda kobieta powinna sobie z Indii przywieźć.

Kobiety w Indiach otaczają się biżuterią. Szczególnie ceniona jest biżuteria złota. Bardzo popularne wśród kobiet jest noszenie bransoletki na rękach, które można otrzymać w sklepie w różnych kształtach i kolorach. W niektórych stanach Indii, np. w Radżastanie istnieje zwyczaj, że młody małżonek powinien kupić swojej żonie zestaw najpiękniejszych (a więc i najdroższych) bransoletek. Małżonka może je nosić do roku od daty zawarciu małżeństwa. Istnieje także biżuteria zarezerwowana dla mężatek. Są to dwa pierścionki, które nakłada się na drugie palce u obu stóp.

Jeśli chodzi o mężczyzn, to nie ma tu jakiś większych ograniczeń jeśli chodzi o strój. Istnieje co prawda tradycyjny indyjski strój dla mężczyzn, zwany dhoti, który składa się z materiału opasanego wokół bioder, ale niewielu obcokrajowców decyduje się na jego noszenie.

Wiara, nie tylko w człowieka

W tym rozdziale chciałabym się zająć kwestią religii występujących na terenie Indii południowych. Największą rolę w tym regionie odgrywa (tak, jak i na terenie całego kraju) hinduizm. Ponadto dzięki kontaktom handlowym, nierzadko dochodziło do nawróceń na islam (zmiana religii na islam była powszechna głównie wśród kupców, którzy przebywali z rejonie Zatoki Perskiej). Ponadto, do zdecydowanie mniejszych grup religijnych, występujących na terenie południowych Indii, należą: dźiniści (jednym z najświętszych miejsc dźinisty jest miasto Śravabelagola- stan Karnataka) oraz chrześcijanie (głównie stan Goa- była kolonia portugalska).

Hinduizm

Hinduizm jest tak naprawdę zbiorem wielu praktyk religijnych, nie zawsze ze sobą spójnych, które powstały na gruncie wierzeń lokalnych. Istnieje trzech najważniejszych bogów panteonu hinduskiego: Śiwa, Wisznu i Brahma. Brahma pomimo tego, że jest stworzycielem życia, nie należy do bogów popularnych. Gdyż dopiero Śiwa stwarza śmierć, która przynosi jego wyznawcom (zgodnie z reinkarnacją) nadzieję na lepsze, przyszłe życie. Popularnym przedstawienie Śiwy w Tamilnadu jest postać Nataradży- tancerza, który tańcząc burzy świat, aby następne go odbudować. Przedstawiany jest często z Parvati- jego żoną. W wielu śiwaickich świątyniach (jak np. w świątyni Kaljasanathy w Kanchipuram) przedstawiany jest Nandi- biały byk, będący wierzchowcem i zwierzęciem Śiwy, dzięki któremu Śiwa może się przemieszczać. Wisznu jest strażnikiem ładu we wszechświecie. Jest bardzo popularny wśród wyznawców, gdyż zgodnie z wierzeniami -w przeciwieństwie do Śiwy, przybierał on ludzkie postacie i nieraz pomógł on człowiekowi (ludzką postacią była m.in. postać króla Ramy- głównego bohatera eposu “Ramajana”). Ale chyba najbardziej popularnym z bóstw jest Ganeś, przedstawiany jako człowiek z głową słonia. Według niektórych tradycji jest on synem Śiwy i Parwati, która urodziła go, ugniatając go z kropli potu. Ganeś jest ponadto patronem wiedzy. Według innych przekazów, któregoś dnia Parwati poprosiła syna, aby ten stanął na straży i nie wpuszczania do niej nikogo, kiedy ta będzie się kąpała. Kiedy przyszedł Śiwa by zobaczyć Parwati, Ganeś zasłonił wejście własnym ciałem. Rozwścieczony Śiwa natychmiast ściął synowi głowę. Kiedy uzmysłowił sobie, co uczynił wydał rozkaz swoim towarzyszom, aby ci przynieśli głowę pierwszego zwierzęcia, które złapią. Tym pierwszym zwierzęciem był słoń. Dzięki temu syn powrócił do życia z głową słonia. Popularność Ganeśi widać szczególnie w świątyniach Indii południowych, w których to prawdziwe słonie przekazują tradycyjne błogosławieństwo ruchem trąby. Innymi popularnymi bogami w południowych Indiach są Lakszmi i Murugan.

Islam

Pierwsze zetknięcie się z islamem pojawiło się w Indiach południowych, wraz z wymianą handlową między lokalnymi handlarzami i sprzedawcami a arabskimi handlowcami, którzy przybywali na tereny obecnej Kerali głównie w poszukiwaniu rzadkich przypraw. Później co prawda istniało kilka państw muzułmańskich, ale nie objęło ono nigdy swoim terenem Indii południowych. Imperium Mogołów zajęło dużą część obecnych Indii, ale jego władcy nie wyprawili się na Południe (oprócz dzisiejszego stanu Karnataka).

Islam powstał w VII wieku n.e., a jego założycielem był Mahomet. Datą graniczną, a jednocześnie pierwszym rokiem ery muzułmańskiej jest rok 622, kiedy to Mahomet ucieka z miasta Mekka (święte miejsce wszystkich muzułmanów) do Medyny. Religia muzułmańska oparta jest na pięciu podstawowych filarach:
- wyznanie wiary
- dawanie jałmużny
- modlitwa pięć razy dziennie
- przestrzeganie postu w czasie miesiąca ramadan
- przynajmniej raz w życiu należy odbyć pielgrzymkę do Mekki.

Zakończenie

Moją podróż z Indiami południowymi zakończyłam 24 września 2006 roku w Mumbaju. Dwa tygodnie po moim powrocie zaczęłam tęsknić za indyjską muzyką, którą w środkach komunikacji miejskiej puszcza się na cały regulator, intensywnością kolorów sari, jakie kobiety noszą na co dzień, jedzeniem, a nawet tymi małpami, które straszyły mnie i wywoływały we mnie lęk, kiedy spotykałam je na swojej drodze.

Moja obietnica dana Indiom dotycząca mojego rychłego powrotu, mam nadzieje spełni się już niedługo.

 


1. J. Kusio, Język tamilski a problem nacjonalizmu tamilskiego - kilka uwag, „Acta Universitatis Wratislaviensis”, no. 1465, Wrocław 1993, s. 67. 2
2. K. Gitanjali, Culture Shock! India, Singapore 2004, s. 104. 3.
3. źródło: http://www.outsourcing-center.pl
4. źródło: www.geozeta.pl/artykuly,Azja,367