Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Gospodarka Powrót silnej Ameryki dzięki łupkom?

Powrót silnej Ameryki dzięki łupkom?


15 kwiecień 2013
A A A

Od czasów Richarda Nixona, niemal każdy kolejny prezydent Stanów Zjednoczonych postulował ideę energetycznej samowystarczalności, a niektórzy dokonywali praktycznych posunięć ku temu celowi. Kadencja Gerolda Forda rozpoczęła ciąg inwestycji rządowych w wydobycie gazu łupkowego. W 1976 roku, w obliczu wyczerpania zasobów gazu ziemnego powołano do życia tzw. Eastern Gas Shale Project, dzięki któremu założono dziesiątki projektów demostracyjnych we współpracy ze szkołami wyższymi oraz prywatnymi firmami gazowymi głównie w rejonie wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Prawdziwy przełom nastąpił pod koniec ostatniej dekady XX wieku. W północnowschodnim Texasie zastosowano innowacyjną metodę uzyskiwania gazu z łupków polegającą na szczelinowaniu hydraulicznym, które zwiększa wydajność odwiertu. To sprawiło, że w ciągu 10 lat wydobycie gazu z łupków w USA wzrosło od niemal stanu zerowego w 2000 roku do ponad 28 milionów metrów sześciennych dziennie. Prognozy na kolejne 20-30 lat mówią o co najmniej czterokrotnym zwiększeniu produkcji i osiągnięciu tym samym 50% udziału gazu z łupków w ogólnej produkcji tego surowca w Stanach Zjednoczonych.

Głównym powodem tak gwałtownych postępów w tej gałęzi gospodarki są odpowiednio nakreślone ramy prawne zapewniające konkurencyjność czy to na polu zarządzania rozwojem infrastruktury związanej z wydobyciem gazu ziemnego czy choćby na rynku usług transportowych. Taki swoisty ,,ekosystem” może pozwolić Amerykanom utrzymać przewagę nad pozostałymi państwami, które raczej nieprędko w pełni zaadoptują ich rozwiązania. Nie pozwala na to powszechna ingerencja tamtejszych rządów w rozwój potencjału wydobywczego. Ponadto prawo własności ziemi jest odrębna od prawa do zasobów mineralnych, co w przeciwieństwie do sytuacji w USA nie pozwala posiadaczom areałów do bezpośredniego negocjowania z firmą wydobywczą warunków jej dostępu do złóż surowców.

Dlaczego jednak tak długo zwlekano z rozwojem eksploatacji gazu łupkowego na kontynencie Ameryki Północnej? Odpowiedź jest prosta – obawy o zanieczyszczenie środowiska. Związki chemiczne, które są wykorzystywane w procesie szczelinowania hydraulicznego, mogą zanieczyścić wody gruntowe, powietrze (emisja C02) a sama technika odwiertu powodować lokalne wstrząsy sejsmiczne. Jednak ogólnoświatowy kryzys połączony z niepewną sytuacją na Bliskim Wschodzie zmusił Biały Dom do zmiany w dotychczasowej polityce energetycznej. Gaz wydobywany z łupków ma odwrócić negatywny trend w gospodarce USA i już w 2020 r. dać mu pozycję czołowego eksportera tego źródła energii. Warto tu przytoczyć entuzjastyczne słowa Baracka Obamy, które padły 12 lutego podczas dorocznego przemówienia State of the Union:

,,Po latach rozmów, wreszcie jesteśmy gotowi przejąc pełną kontrolę nad naszą przyszłością energetyczną. Wytwarzamy więcej ropy niż w ciągu ostatnich 15 lat i podwoiliśmy zarówno dystans, jaki mogą przejechać nasze samochody napędzane gazem jak i ilość energii odnawialnej, wygenerowanej z wiatru czy promieni słonecznych – świadczą o tym chociażby dziesiątki tysięcy miejsc pracy dla naszych Rodaków”

Nikt więc nie ma wątpliwości, że w niedalekiej przyszłości będziemy świadkami zmian w układzie sił na arenie politycznej i gospodarczej, bowiem na kontynencie północnoamerykańskim z łupków wydobywa się również ropę. Wszak do tej pory Stany Zjednoczone musiały polegać na imporcie ,,czarnego złota” z rejonu Bliskiego Wschodu. Kolejne interwencje zbrojne miały na celu m.in. właśnie zapewnienie płynności dostaw tego surowca. Co więc się stanie, jeśli USA osiągnie niemal całkowitą zniezależność energetyczną? Jak mówi Shashank Joshi, członek brytyjskiego Królewskiego Instytutu Służb Zjednoczonych (RUSI), porządek polityczny państw nad Zatoką Perską po roku 1945 był niemal całkowicie uzależniony od zainteresowania Amerykanów tym regionem. Takie kraje jak Kuwejt, Irak czy Arabia Saudyjska przetrwały dzięki właśnie wysokiemu popytowi na ich ropę. Wewnętrzne napięcia społeczne z pewnością ulegną pogorszeniu, jeśli kontakty handlowe z Zachodem przestaną przynosić realne zyski.

Szczęściem w nieszczęściu krajów arabskich może być fakt, że energetyczna samowystarczalność USA nie będzie procesem natychmiastowym. Tempo postępów w tym kierunków będzie w dużej mierze zależało od tego, czy alternatywą jest próżnia i niestabilność w postaci wielu frakcji religijnych i plemiennych aspirujących do władzy w krajach nad Zatoką Perską. Na przykładzie Iranu widać, że sankcje nałożone na eksport ropy prowadzą do poważnych braków w budżecie i zmuszają do coraz bardziej agresywnej polityki zagranicznej.

Niebagatelną sprawą jest też zdolność nabywcza potencjalnych następców amerykańskiego importera, czyli przede wszystkim Chin. Obecnie, Państwo Środka jest w jeszcze większym stopniu niż USA uzależnione od dostaw ropy z Bliskiego Wschodu i fakt stopniowego wycofywania się stamtąd Amerykańskich interesantów jest mocno niepokojący. Jak pisze Chen Weidong z zespołu badawczego CNOOC (China National Offshore Oil Corporation), trzeciego największego koncernu naftowego w Chinach, rząd ChRL nie jest w stanie wypełnić luki po Stanach Zjednoczonych i zapewnić stabilność polityczną w regionie, który posiada ponad połowę światowych rezerw ropy naftowej i jest trzecim jego producentem na Ziemi.

Weidong zarzuca ,,amerykańskim neokonserwatystom” nieuzasadnione myślenie, że bojkotując bogate wciąż złoża na Bliskim Wschódzie, zmniejszą ryzyko przejęcia ich dolarów przez ekstremistów oraz to, że zmuszą w ten sposób monarchie arabskie do przeprowadzenia reform ku demokracji, co miałoby ostatecznie zniwelować największe zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA.

Stanowisko Chińczyków na pewno będzie musiało być wzięte pod uwagę przez Amerykę, bowiem pozostawienie tak niestabilnego regionu w niepewnych rękach może być brzemienne w skutkach o zasięgu globalnym. Trzeba przecież pamiętać o jeszcze jednym ważnym graczu – Federacji Rosyjskiej, który w obliczu zwiększenia skali wydobycia gazu łupkowego w USA wydaje się być największym przegranym. Prezydent Władimir Putin zdaje sobie sprawę, że tylko dokładna prognoza sytuacji na rynku gazowym na najbliższą dekadę pozwoli w odpowiedni sposób zareagować na ten ,,boom łupkowy”. Już teraz widać wpływ tego zjawiska, dość śmiało nazywanego w mediach ,,rewolucją”, na politykę Gazpromu. Pod koniec sierpnia ubiegłego roku zawiesił on na czas nieokreślony zagospodarowanie złoża Sztokman (szacowane na 3,9 miliarda metrów sześciennych gazu), znajdującego się na rosyjskim szelfie kontynentalnym Morza Barentsa.

Pozycja Rosji może więc z czasem jeszcze bardziej słabnąć, gdy będzie zmuszona do obniżki cen gazu ziemnego eksportowanego głównie do Europy Wschodniej i Środkowo-Wschodniej. Kilka dni temu świat obiegła informacja, że Ukraina ,,zagrała na nosie” Gazpromowi i zacznie importować ten surowiec za pośrednictwem Węgier. Za Mykołą Azarowem mogą wkrótce pójść przywódcy innych państw, dotychczas uzależnionych od rosyjskiego dostawcy. Co wtedy? Putin będzie musiał postawić na ściślejszą współpracę energetyczną z Dalekim Wschodem. Nie tylko z Chinami, które jak wiadomo również odczuwają skutki przełomu technologicznego osiągniętego w USA, ale również z Koreą Południową, Japonią czy Tajwanem. Prognozy na 2030 rok wskazują na nieznaczną, ale jednak przewagę w udziale wpływów z eksportu gazu do państw azjatyckich nad uzyskanymi z kierunku europejskiego. Pozostaje tylko pytanie co będzie, jeżeli w Państwie Środka dojdzie do podobnego ,,boomu łupkowego” jak w Stanach Zjednoczonych...

Wniosek jest tylko jeden: na postępie technologicznym w zakresie wydobywania gazu i ropy z łupków z pewnością skorzystają Amerykanie, którzy dzięki temu mogą mieć ,,z głowy” przynajmniej jeden punkt w swojej polityce bezpieczeństwa narodowego. Stanie się największym producentem a zarazem eksporterem dwóch najważniejszych surowców energetycznych znacząco wzmocni pozycję USA kosztem ,,odwiecznego rywala” – Rosji. Satysfakcja w Białym Domu gwarantowana; zwłaszcza, że obecnie znacznie poważniejszym problemem jest coraz bardziej agresywna polityka Korei Północnej.

Źródła:
Kenneth B. Medlock, Shale Gas and U.S. National Security, Rice University, 2011
osw.waw.pl, guardian.co.uk, caixin.com, whitehouse.gov