Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Bezpieczeństwo Dominik Wach: Żołnierz też człowiek

Dominik Wach: Żołnierz też człowiek


16 październik 2013
A A A

Od pewnego czasu w Hebronie stacjonuje około 1000 izraelskich żołnierzy z brygady Givati. Spotkać ich można na większości punktów kontrolnych (tzw. „checkpointach”), a także w całej strefie H2 podczas patroli. Nie jest zatem niczym szczególnym możliwość zamienienia z nimi kilku zdań, choć na ogół żołnierze nie są zbyt rozmowni, szczególnie jeśli poruszy się tematy okupacji czy praw człowieka.

Zdarza się jednak, że oni sami starają się zagaić rozmowę, dopytują o pracę wolontariuszy czy sytuację w kraju ich pochodzenia. Stosunkowo łatwo dowiedzieć się wówczas jakie poglądy ma dany żołnierz, co wie o świecie i jak postrzega swoją rolę w Hebronie. W przeważającej większości ci młodzi chłopcy (zazwyczaj Izraelczycy pełniący służbę wojskową mają około 20 lat) nie są na tyle dojrzali i wykształceni by solidnie uargumentować swe poglądy. Nie mają wystarczającej wiedzy z zakresu prawa międzynarodowego by móc polemizować na temat legalności okupacji i osadnictwa żydowskiego na Zachodnim Brzegu Jordanu. Jeśli jednak trafi się na takich, którzy mają szerszą wiedzę i faktycznie chcą rozmawiać można uciąć sobie miłą i rzeczową pogawędkę.

I właśnie taki przypadek chciałem opisać. Pominę tu wiele rozmów, z których mogłem się dowiedzieć, że na zachód od rzeki Jordan leży Izrael i tylko Izrael, że ta ziemia należy do Żydów, bo nadał im ją Bóg, czy też że Polacy to naziści, bo w Polsce były obozy koncentracyjne lub zakazany jest ubój rytualny. Chcę tu przedstawić dwóch żołnierzy z brygady Givati, których od prawie dwóch miesięcy regularnie spotykam podczas monitorowania drogi palestyńskich dzieci do szkoły Cordoba.

Mimo, iż znamy się z widzenia i mimo, iż prawie każdego dnia sprawdzają mój paszport oraz dokładnie znają moje dane osobowe czy obywatelstwo nigdy nie udało się nam nawiązać dłuższej rozmowy. Do dziś. Nie wiem, co wpłynęło na tę zmianę, być może cieplejszy dzień po kilkudniowym ochłodzeniu, może lepszy nastrój, a może odprężenie po tygodniowych zamieszkach, jakie obserwowaliśmy w Hebronie pod koniec września. Powód nawiązania rozmowy nie jest jednak ważny, tak samo jak to, że jeden z żołnierzy miał polskie korzenie. Istotne jest to, że rozmawialiśmy jak normalni ludzie.

Zaczęło się standardowo – pytaniem o paszport i kraj pochodzenia. Oczywiście, jak w większości przypadków, oglądający wizę Givati pomylił Polskę z Holandią i wielkim zdziwieniem było dla niego, że Warszawa nie leży w Niderlandach. Szybko jednak wyjaśniliśmy nieporozumienie i tak rozpoczęła się nasza konwersacja.

Posiadający polskie korzenie żołnierz spytał czy słyszałem, co stało się w Warszawie podczas II wojny światowej. Oczywistym było, że chodziło mu o powstanie w getcie, lecz postanowiłem wspomnieć także o późniejszym powstaniu warszawskim oraz fakcie, iż podczas wojny w obozach koncentracyjnych zginęła ogromna liczba Polaków.

Pełniący służbę na „checkpoincie” żołnierze chcieli się także dowiedzieć co dokładnie robię w Hebronie. Nie miałem wątpliwości, że doskonale wiedzą, jakie jest zadanie obserwatorów praw człowieka i że jest to dopiero wstęp do dalszych pytań. Jak się okazało miałem rację.

Wspomniany wyżej potomek polskich Żydów dopytywał, dlaczego monitorujemy „tylko” incydenty, w których izraelska armia zatrzymuje Palestyńczyków, sprawdza nad wyraz długo ich dokumenty czy przeszukuje plecaki małych dzieci idących do szkoły. Ku jego zdziwieniu zaprzeczyłem temu i pokazałem zdjęcia w moim aparacie, na których widać jak żołnierze grają z dziećmi w piłkę czy przybijają „piątkę”. Zapewniłem go również, że zarzuty o stronniczość i demonizowanie Izraela są bezpodstawne, przynajmniej jeśli chodzi o działalność EAPPI.

Tym razem to ja się zdziwiłem, gdy zobaczyłem minę obu żołnierzy i ich entuzjazm z jakim zaczęli zadawać kolejne pytania, zapominając o codziennych obowiązkach, piszczącym wykrywaczu metalu, który zazwyczaj powoduje, że nawet najmłodsze dzieci muszą pokazać zawartość swych szkolnych plecaków.

Ja również nie ukrywałem zadowolenia z podjętej dyskusji i starałem się jak najlepiej przedstawić swoje poglądy na sytuację na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Izraelu. Choć moi rozmówcy początkowo nie zgodzili się, że po obu stronach konfliktu są jednostki, a nawet całe grupy ludzi, którzy nie chcą pokoju i widzą stronę przeciwną jako śmiertelnych wrogów, to już po chwili przyznali mi rację, że te mniejszości często dochodzą do głosu i decydują o polityce Izraela i Palestyny.

Zaskakująca była dla nich także informacja, że wielu Palestyńczyków nie myśli wyłącznie o spychaniu Żydów do morza, lecz chciałoby mieszkać z nimi w jednym kraju, na takich samych zasadach i posiadając takie same prawa. Sama idea jednego państwa dla dwóch narodów usłyszana z ust obcokrajowca wydawała im się czymś niesłychanym.

Przełomowym momentem rozmowy okazało się jednak moje pytanie, co woleliby teraz robić – rozmawiać ze mną na „checkpoincie” trzymając naładowaną broń czy popijać drinki w tel awiwiskim barze i rozmawiać jak spędziliśmy weekend. Po raz pierwszy zobaczyłem na twarzach tych młodych ludzi szczery uśmiech i natychmiastową odpowiedź – „oczywiście, że wolelibyśmy być w Tel Awiwie”.

Dalej rozmowa potoczyła się już gładko i naprawdę przyjacielsko. Givati chętnie rozmawiali o muzyce, imprezach, nocnym życiu w Tel Awiwie, plażach Netanji skąd pochodzili. Przy okazji dyskusji o kinematografii powrócił temat Warszawy i warszawskiego getta. Posiadający polskie korzenie żołnierz był bowiem pod ogromnym wrażeniem filmu „Pianista” Romana Polańskiego. Okazało się jednak, że kraj jego rodziców odwiedził jedynie przy okazji szkolnej wycieczki „śladami holokaustu”. Wraz ze swoim kolegą zapewnił jednak, że po skończeniu służby wojskowej planuje podróż po Europie i chętnie odwiedziłby również Polskę, lecz jako zwykły turysta. Odniosłem wrażenie, że po wcześniejszej wymianie opinii o imprezach i życiu nocnym w Izraelu i Polsce faktycznie jest zainteresowany zobaczeniem innej strony kraju nad Wisłą.

Mam nadzieję, że ci dwaj młodzi Izraelczycy faktycznie odwiedzą Polskę, zobaczą świat z innej perspektywy, pozbawionej wszechobecnego przekonania o życiu w ciągłym zagrożeniu i strachu. Może właśnie to nasza rozmowa będzie pierwszym krokiem, który pozwoli im odciąć się od nienawistnej retoryki obecnej w stosunkach izraelsko-palestyńskich. Stosunkach polegających zazwyczaj na ścieraniu się obu narodów na „checkpointach” czy podczas operacji militarnych, a nie na relacjach sąsiedzkich. Nie mam wątpliwości, że gdyby młodzi Palestyńczycy i młodzi Izraelczycy zaczęli żyć obok siebie bez wpajanej im przez starsze pokolenia nienawiści do siebie nawzajem to po pewnym czasie większość z nich widziałaby nie śmiertelnych wrogów, lecz normalnych ludzi.

Nie mam jednak wątpliwości, że ta chwila szybko nie nadejdzie, że rany w obu narodach są zbyt głębokie i świeże. Spodziewam się, że już jutro na „checkpoincie” moi „znajomi” poproszą mnie ponownie o pokazanie paszportu by sprawdzić, czy przypadkiem moja wiza przez noc nie straciła ważności. I tak dalej będziemy grać w tę irracjonalną grę, w której nie da się wygrać, a każdy bez wyjątku przegrywa.

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Olives in Hebron.