Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Anna Kamińska: Nadszedł czas walki

Anna Kamińska: Nadszedł czas walki


21 grudzień 2008
A A A

Sobotni Blitzkrieg w wykonaniu Izraela, został szumnie ochrzczony przez prasę izraelską wersją amerykańskiej operacji "szok i przerażenie". Podobnie jak w przypadku marcowego ataku USA na Irak z 2003 roku rozpoczęte właśnie walki mogą toczyć się latami.

Izrael postąpił zgodnie z zasadą „przemoc rodzi większą przemoc”. Zmasowany atak na Strefę Gazy oraz zniszczenie w przeciągu zaledwie kilku minut ponad 40 celów dowodzi, że izraelska operacja przygotowywana była miesiącami. Miesiącami, podczas których obowiązywało zawieszenie broni z rządzącym Strefą Gazy Hamasem. Zerwany ponad tydzień temu przez Hamas rozejm przestał więc służyć za hamulec przed podjęciem ataku. Odblokowanie przejść granicznych ze Strefą Gazy jednego dnia, a zmasowany atak na ten obszar następnego - budzić mogą nie tyle zaskoczenie, co podejrzewanie Izraela o niezdecydowanie, o skrajnej głupocie już nie wspominając.

Ten pozorny brak konsekwencji w działaniach jest jednak wyraźnym hasłem skierowanym do społeczności palestyńskiej: to nie przeciwko wam występujemy, lecz przeciwko terrorystom z Hamasu. Chcemy wam pomóc, ich zaś ukarać. Potwierdzeniem tych słów jest fakt, że nie zostały zerwane rozmowy z rządzącym Autonomią Fatahem, a izraelskie naloty nie dotknęły też, poza Strefą Gazy, innych obszarów palestyńskich.

Atak nie został wymierzony w całe społeczeństwo palestyńskie, lecz w Hamas który stworzył państwo w państwie (inna bajka, że w nieistniejącym), groźne zarówno dla rządzącego Autonomią Fatahu jak też dla Izraela, oddalając jeszcze bardziej w czasie i tak wątpliwe porozumienie. W przeciągu ostatnich sześciu tygodni liczba podjętych przez ugrupowanie ataków dramatycznie wzrosła. Sobotnie naloty miały więc na celu „likwidację” większej części kierownictwa organizacji, co miałoby jej utrudnić przyszłe ataki. W tym przypadku - izraelska taktyka zmylenia wroga okazała się niezwykle skuteczna.

Tam, gdzie trwa konflikt zbrojny, zawsze giną ludzie. Ofiary są nieuniknione, nie da się bowiem ściśle rozgraniczyć obszarów zamieszkiwanych przez niewinną ludność cywilną i członków Hamasu. Atak sił izraelskich poprzedziły miesiące przygotowań, spędzone na gromadzeniu informacji dotyczących Hamasu, między innymi po to, żeby nie doprowadzić do rzezi cywilów. I tutaj punkt dla Izraela. W przypadku ataków rakietowych Hamasu czy zamachów samobójczych – ofiarami stają się głównie cywile, w imię mordowania jak największej liczby „syjonistycznych wrogów”.

Inną nie mniej ważną sprawą, jest drugie dno sobotnich wydarzeń. Za niecały miesiąc w Izraelu rozpocznie się kampania wyborcza. Kampania, która w zasadzie rozpoczęła się już wczoraj. W obliczu spadających na łeb na szyję sondaży Kadimy, partia ta może (i jest więcej niż prawdopodobne, że to zrobi) chcieć wykorzystać swój – jeśli rozwój wydarzeń potoczy się wedle optymistycznego scenariusza - udany atak na Hamas, jako swe największe osiągnięcie na drodze do „ostatecznego rozwiązania kwestii terrorystów palestyńskich” i tym samym zdeklasować depczący jej po piętach prawicowy Likud. Z drugiej strony – wymierzony w Hamas atak jest wykorzystaniem ostatnich momentów poparcia przychylnej dla Izraela administracji Busha. Gdy władzę obejmie Obama – pewności tej może już zabraknąć.

W dobie światowego przerażenia zagrożeniem terrorystycznym i masowej walki z nim, Hamas niewątpliwie przyjął złą taktykę. Ataki samobójcze i ostrzały rakietowe dotykające cywilów, w połączeniu z odmową wyrzeczenia się przemocy, uznania Izraela i brakiem jakiejkolwiek akceptacji wobec porozumień pokojowych nie są czynnikami, które wzbudzać mogą jakiekolwiek poparcie dla tej organizacji. Wręcz przeciwnie – na tych działaniach cierpi całe społeczeństwo palestyńskie, postrzegane jako banda terrorystów, niegodnych jakiegokolwiek współczucia czy pomocy. Jakby nie było – to nie Hamas jest tutaj ofiarą. Izrael miał prawo powiedzieć „dość” dalszym atakom i z tego prawa skorzystał. Trudno bowiem utrzymać stabilizację wewnętrzną w kraju, na który dzień w dzień spada 60-80 pocisków.

W ostatecznym rozrachunku, patrząc przez pryzmat negocjacji i postaw obu stron – Izraela i Hamasu – szala przychylności społeczności międzynarodowej, obecnie masowo krytykującej Izrael, powinna się przechylić na stronę Izraela. Pozostaje jedynie pytanie – jak długo będą się wykrwawiać obie strony nim nastąpi interwencja społeczności międzynarodowej? Jak długo wyrażane jedynie będzie „głębokie zaniepokojenie”, aż świat zaprzestanie dotychczasowej taktyki chowania głowy w piasek i przymykania oczu na rozgrywający się wewnątrz Izraela dramat dwóch narodów? Nie ma żadnych widoków na to, że któraś ze stron wywiesi jako pierwsza białą flagę czy też wyciągnie rękę w celu pojednania, bowiem teraz to Hamas w imię hasła „wet za wet” nawołuje do kolejnej intifady, bardziej krwawej i przeprowadzonej z większą determinacją niż dotychczasowe. Atak Izraela, już teraz zbiorowo potępiony przez świat arabski może doprowadzić do jego zjednoczenia i stać się przyczynkiem do kolejnej wojny, tym razem – na ponadregionalną skalę, jeżeli w konflikt zechce się wmieszać stojący za Izraelem murem, dobry Wujek Sam zza Oceanu.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.