Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Daniel Uszycki: Sukcesja po Kim Dzong Ilu

Daniel Uszycki: Sukcesja po Kim Dzong Ilu


27 kwiecień 2009
A A A

Kłopoty zdrowotne Kim Dzong Ila jeszcze na początku bieżącego roku, ogniskowały uwagę ekspertów, ludzi biznesu i polityków, na kwestii sukcesji w Korei Północnej. Choć stan jego zdrowia poprawił się w ostatnim czasie, zainteresowanie przyszłym przywódcą nie zmalało.

Kim Dzong Il już od piętnastu lat jest faktycznym przywódcą Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, czyli państwa, które mimo upływu czasu utrzymuje swój komunistyczny charakter, posiada broń nuklearną i czwartą największą armię świata. Choć władzę przejął w momencie śmierci ojca, Kim Ir Sena, to już w 1980 został wyznaczony na jego następcę. Tym samym został on włączony w kult związany z „Wielkim Wodzem”, a w odróżnieniu od niego nazywany był „Umiłowanym Przywódcą”. Nie będę rozwodził się teraz nad jego charakterem ani nad jakością rządów, bo to temat na zupełnie inny artykuł. Chciałem jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Mianowicie  tajemniczość, którą owiana była zarówno osoba Kim Dzong Ila, jak i wiele kwestii dotyczących całego państwa północnokoreańskiego. Przywódca ten rzadko pojawiał się w mediach, nie spotykał się za często z innymi liderami a prowadzona przez niego polityka państwa od zawsze związana była z izolacją od świata zewnętrznego.

Tajemnicą przez niezwykle długi okres czasu owiana była również kwestia następstwa na „tronie” Korei Północnej. Obszar rozważań i dywagacji jest dość szeroki, gdyż Kim Dzong Il dorobił się trzech męskich potomków. Naturalnym faworytem w oczach ekspertów był najstarszy syn, Kim Dzong Nam (37 lat). Na jego korzyść przemawiały doświadczenie związane z piastowaniem licznych funkcji w tajnej policji, armii oraz partii. Wielkim plusem było też zamiłowanie, zwłaszcza w okresie młodzieńczym, do tematyki militariów. Niemniej jednak po kilku znaczących wpadkach, jak złapanie w Japonii z fałszywym paszportem Dominikany czy oddawanie się rozpuście i hazardowi w Makau, jego szanse na odziedziczenie schedy zmalały.

Wiele spekulacji krążyło wokół następnego syna, Kim Dzong Czola (27 lat). Był on pierwszym dzieckiem drugiej żony swego ojca, która wyraźnie faworyzowała swego pierworodnego. Słynna tancerka wykorzystywała ponoć wszystkie swoje atuty by wpłynąć na małżonka i zapewnić przyszłą pozycję lidera synowi. Ten, brał swego czasu udział w podróżach Kim Dzong Ila i pojawiał się w świecących ramach w propagandzie koreańskiej. Ostatecznie jednak nie stał się ulubieńcem ojca. Japoński kucharz gotujący dla wielkiego przywódcy, powiedział, że powodem tego mogła być „zniewieściałość” syna.

Trzeci, najmłodszy syn przez długie lata pozostawał w cieniu zarówno braci, jak i najbardziej znaczących urzędników państwowych i wojskowych. Kim Dzong Un wypłynął jednak zadziwiając wszystkich w styczniu 2009 roku, kiedy to jego ojciec oświadczył, że to właśnie on przejmie rolę lidera.

Image
Rysopis Kim Dzong Una
Niewątpliwie wypada przybliżyć tą postać, którą wszyscy znawcy i eksperci, wykluczali z uwagi na wiek i brak doświadczenia. Zadanie ważne a jednocześnie bardzo trudne, jako że w zasadzie całe życie Kim Dzong Una od samego początku spowite było gęstą mgłą tajemnicy. Wiadomo, że jest on najmłodszym synem, choć problematyczne jest już ustalenie ile dokładnie ma lat – ok. 25. Znany jest też fakt, że uczęszczał do elitarnej szkoły przeznaczonej dla dzieci dygnitarzy Koreańskiej Partii Pracy oraz że kontynuował naukę pod pseudonimem w Międzynarodowej Szkole w Bernie w Szwajcarii. Od momentu jego powrotu do kraju aż do wskazania go na następcę przez ojca nie pojawiły się w zasadzie żadne wiadomości na jego temat. Próżno szukać też jakiegokolwiek jego zdjęcia, jako że żadne nie zostało jak dotąd opublikowane. W związku z tym dostępny jest jedynie szkic pretendenta do schedy.

Tym samym o potencjalnym spadkobiercy dowiadujemy się wyłącznie z wypowiedzi ludzi, którzy mieli z nim pośredni lub bezpośredni kontakt. Wspomniany przy okazji starszego brata kucharz japoński, mówił, że był on ulubieńcem ojca, prawdopodobnie z racji ogromnego do niego podobieństwa. Dodał też, że „z jego serca bije ogromna siła”.

Z kolei Cheong Seong-chang, specjalista ds. KRL-D w Instytucie Sejong w Seulu, stwierdził, że Kim Dzong Un posiada „odpowiednie cechy przywódcze i pragnienie by sięgnąć po władzę”. Dodał też, że jest on najlepiej predysponowany spośród potomków obecnego przywódcy.

Te okrojone informacje choć trochę przybliżyły postać, która w styczniu bieżącego roku, nagle stała się potencjalnym następcą wielkiego Kim Dzong Ila, a tym samym przyciągnęła uwagę badaczy i ekspertów. Wielu jednak podkreślało jeszcze wtedy, że to ciągle niewystarczający znak, biorąc pod uwagę słaby stan zdrowia obecnego lidera. Jednocześnie analitycy w Koreańskim Instytucie Zjednoczenia Korei, wskazywali, że dopiero zajęcie stanowiska w Narodowej Komisji Obrony, będzie mogło być takim zwiastunem.

Właśnie taką informację ujawniła w niedzielę (26.04.2009) południowokoreańska agencja Yonhap. Wydaje się, że wbrew temu, co mówili znawcy, Kim Dzong Il namaścił swojego następcę. Choć oczywiście informacja ta nie może być brana za pewnik, niezaprzeczalnie może ona ułatwić nieco prognozy innych aktorów. Brak jednoznacznego kandydata spędzał sen z powiek zwłaszcza dominującemu mocarstwu, czyli Stanom Zjednoczonym oraz południowemu, demokratycznemu sąsiadowi KRL-D. Pytanie jednak czy wybór „niedoświadczonego młokosa”, przed „hazardzistą” oraz „zniewieściałym dyndasem”, jak to określił Rafał Kostrzyński w Przekroju, okaże się dobrą decyzją? I z czyjego punktu widzenia będzie ona dobra – totalitarnego państwa czy społeczności międzynarodowej?

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.