Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Monika Kacprzak: Przeciwko komu bunt?


24 październik 2006
A A A

Rok 1986 przyniósł zmianę na politycznej scenie Ugandy (prezydentem został kandydat wywodzący się z południa Ugandy a nie jak dotychczas z północy - Yoweri Museveni), lecz nade wszystko wpisał się w historię jako początek zbrojnego powstania na północy kraju. Iskrę zapalną pdłożyła Alice Auma, która nazwała siebie - Lakwena. Pseudoreligijna przywódczyni utrzymywała, że przemawia przez nią Duch Święty. Przekonywała ludzi, że Bóg będzie ich chronił przed pociskami żołnierzy jeśli namaszczą się specjalnym olejem oraz że nie potrzebują specjalnej broni ponieważ kamienie zamienią się w granaty, gdy zaczną nimi rzucać w wojsko. Powstańcy nazwali się Ruchem Ducha Świętego (The Movment of the Holy Spirit) i zwerbowali w swoje szeregi wielu spośród Acholi - plemienia żyjącego na północy Ugandy. To zmotywowało także inne plemiona północy do wzięcia udziału w powstaniu skierowanym przeciwko żolnierzom i policji Museveniego. Powstańcy stali sie bardzo silni i w wielu potyczkach pokonali państwową armię (Ugandan People’s Defence Forces - UPDF) opanowując i kontrolując wszystkie drogi w północnej Ugandzie aż do Kamuli - okręgu, który leży jedynie 70 kilometrow od Kampali, stolicy państwa. Niemniej jednak ostateczną walkę wygrała UPDF. Po tej tzw. „krwawej pętli” jaką zacisnęli rebelianci na gardle narodu i w konsekwencji poniesionej porażki, przywódczynii Ruchu Ducha Świętego zbiegła do Kenii. Nowym przywódcą został ojciec Alice - Severino mieniący siebie Bogiem Ojcem. Partyzanci zmienili swoją nazwę na Bożą Armię Zbawienia (God’s Salvation Army). Severino nigdy nie zyskał takiej popularności jak jego córka, dlatego szybko stracił swoją pozycję.

Sytuację tę wykorzystał jego bratanek - Joseph Kony - obwieszczając, że to jemu teraz objawia się Lakwena. Według rozkazów Ducha Świętego zadaniem Kony’ego jest wypędzenie z kraju wszystkich grzeszników i zbudowanie Ugandy, ktorej przywódcą jest Bóg, a głównym prawem Dziesięcioro Przykazań. Powstańcy po raz kolejny zmienili swoją nazwę na Bożą Armię Oporu (Lord’s Resistance Army - LRA). Joseph Kony zwrócił się o pomoc do tych, których znał najlepiej - ludzi ze swojego plemienia Acholi. Jednak na jego apel mieszkańcy północy nie odpowiedzieli. Poza dygnitarzami dawnych reżimów, którzy sprawowali teraz kierownicze funkcje w LRA, zwyczajni ludzie nie chcieli widzieć siebie w szeregach powstańców. Od tego czasu grupy rebeliantów zaczęły poszukiwać swoich rekrutów wśród dzieci. Porywani z rodzinnych domów, ze szkół, z ulicy - chłopcy szkoleni do służby jako rebelianci, dziewczęta zabierane do „jaskini Lwa” - siedziby Kony’ego, gdzie przeznaczane są na żony dla rebeliantów. W obozach uczy się je nowych reguł: zabijanie jest dobre - miłosierdzie jest złe, kradzież jest dobra - dzielenie się z innymi jest złe. Komendanci zapewniają dzieci, że jeśli uciekną na pewno spotka je śmierć ze strony żołnierzy, a jeśli nawet żołnierze nie zabiją ich, z pewnością zrobią to lekarze, którzy podają trujące tabletki i śmiertelne zastrzyki.

Zbuntowany przeciwko własnemu plemieni Kony postanowił wymordować wszystkich ludzi północy. Wszak zgrzeszyli i za to należy im się kara. Nie chcą słuchać Ducha Świętego, który przez niego przemawia. Rozkazał partyzantom zabijać wszystkich dorosłych wieśniaków, tłumacząc, że nie zabijają a oczyszczają Ugandę z grzeszników. Przyjdzie czas, że w Ugandzie będą żyli tylko ci, którzy nie pobłądzili - nowy, doskonały naród - dzieci partyzantów i porwanych dziewcząt. Wydawać by się mogło, że przepowiednie Kony’ego wkrótce się ziszczą, wszak sam przywódca jest ojcem ponad setki dzieci, których matkami jest 70 jego "żon" - dziewcząt porwanych przez rebeliantów.

Najbardziej spektakularne porwanie zostało dokonane 9 października 1996 roku. Grupa rebeliantów wtargnęła w czasie nocy do akademika przy żenskiej szkole średniej St. Mary’s Secondary School w miejscowości Aboke, prowadzonej przez misjonarki kombonianki i uprowadziła 139 dziewcząt. Ówczesna dyrektor szkoły - s. Rachele wraz z jednym z nauczycieli - Bosco, podążyła za rebeliantami. Po kilkunastu godzinach wędrówki siostra dotarła do obozowiska partyzantów. Miała przy sobie pewną sumę pieniędzy, którą zamierzała ofiarować rebeliantom w zamian za uwolnienie dziewcząt. Komendant obozu nie chciał jednak pieniędzy. Zgodził się na uwolnienie dziewcząt jednak wybrał spośród nich trzydzieści, które musiały pozostać. 109 uczennic wraz z siostrą powróciło bezpiecznie do swoich rodzin. Przez kolejne miesiące i lata część spośród trzydziestu dziewcząt wracała do rodzinnych domów. Lecz to nie były już te same dziewczęta. Czasem okaleczone fizycznie, czasem z dzieckiem na ręku, lecz nade wszystko okaleczone psychicznie. Jak wynika z relacji ocalałych dziewcząt, poddawane były torturom, bite, okaleczane przez inne dzieci, zmuszane do bicia a nawet zabijania innych, ale nade wszystko wykorzystywane seksualnie przez wszystkich rebeliantów.

LRA ucieka od walki z wojskiem i policją, lecz nie waha się zabijać niewinnych ludzi w ich domach. Rebelianci napadają na wioski, rabują, palą domy, dopuszczają się najbardziej bestialskich czynów. W jednej z wiosek zmusili pewną rodzinę, która zgromadziła się aby pochować zmarłego, do zjedzenia ciała nieboszczyka. Innym razem porwanemu mężczyźnie przekłuli usta umieszczając w nich kłódkę i polecili udać się do prezydenta aby ten ją otworzył. Do zabijania i okaleczania ludzi używają prawie wszystkiego od broni maszynowej i min przeciwpiechotnych począwszy, przez rolnicze narzędzia takie jak maczety, siekiery, kije po przedmioty domowego użytku - kuchenne noże, łyżki.


Czy chłopcy, którzy stają na pierwszej lini frontu do walki z UPDF nie czują strachu? Wiedzą, że nie mają wyboru. Jeśli pójdą do przodu zostaną zabici przez wojsko, jeśli spróbują się wycofać, zostaną zabici przez rebeliantów za próbę dezercji. Każde z porwanych dzieci wie, że jeśli zostanie złapane w czasie próby ucieczki czeka je jeden wyrok - śmierć z rąk innych dzieci. Komendanci zmuszają do zabijania własnych rodziców, braci i sióstr. Kony oraz jego najbliżsi współpracownicy ukrywają się w tym czasie w południowym Sudanie.

Wielu ludzi żyje od 20 lat w ciągłym lęku o własne życie. Dzieci opuszczają swoje domy i mieszkają w specjalnych centrach urządzonych dla nich w miastach. To pokolenie dzieci północnej Ugandy nie wie co to ciepło rodzinnego domu, co znaczy dzień spędzony z rodzicami. Wiele rodzin ze względów bezpieczeństwa zostało poza tym przesiedlonych do obozów dla uchodźców. Jeden z takich obozów znajduje się w Oruma niedaleko Liry. Na jednym kilometrze kwadratowym swoje życie urządziło 4 tysiące ludzi. Pierwszy widok sprawia wrażenie kosmicznego miasteczka rodem z filmów science-fiction. Niezliczone rzędy bliźniaczo podobnych chatek. Zbudowane z szarej gliny, na planie koła, wszystkie jednakowo przykryte słomianą strzechą. Dorośli, których jest tu niewielu, uśmiechają się przyjaźnie na widok białych ludzi.

Wędrując między domkami nie sposób nie zwrócić uwagi na wielki gliniany garnek ustawiony na kilku kamieniach, pod którym żarzy się drewno. Nieopodal garnka siedzi młody mężczyzna, kilka metrów dalej grupa mężczyzn rozmawia głośno co jakiś czas wybuchając salwą śmiechu. Brązowy płyn, który wypełnia garnek, za kilka godzin stanie się wysokoprocentowym alkoholem. Zdumiewające! Nawet tu, w obozie, gdzie głód to najczęstsza przyczyna śmierci, znalazła się odpowiednia ilość ryżu i cukru by przygotować afrykańską wódkę. O czym myślą ci mężczyźni? Może to sposób by choć na chwilę zapomnieć o tragedii jaka stała się ich udziałem.

Dokoła gęsta, zielona, afrykańska sawanna. W obozie zaś ziemia ubita niczym asfalt przez bose stopy dzieci, które nie przestały być dziećmi, choć dorośli pozbawili ich dzieciństwa. Mali uchodźcy chętnie spotykają się z nielicznymi gośćmi obozu. Podchodzą wówczas, przyglądają się uważnie, czasem dotykają ukradkiem, po czym błyskawicznie znikają w tłumie. Odważniejsze pozdrawiają w języku angielskim, te najbardziej nieśmiałe tylko wychylają czubek głowy zza pleców kolegów. O czym mogą marzyć te dzieciaki, które przeważnie nie mają nic poza brudnym, podartym podkoszulkiem zwisającym z jednego ramienia? Jedno spojrzenie w oczy wystarczy by zobaczyć prawdziwe oblicze wojny. Wojny, która zabiera rodzinę, dom, pożywienie, dzieciństwo w zamian daje głód, strach i cierpienie, które nie ma końca.

Kiedy wzrok wszystkich skierowany jest na Bliski Wschód, gdzie nie przestają milknąć karabiny maszynowe i wyrzutnie rakiet, tutaj w cieniu i ciszy afrykańskiej nocy, ugandyjskie dzieci nie przestają zabijać się na wzajem. Jedna z najokrutniejszych wojen toczy się w Ugandzie od 20 lat... podczas gdy usta świata wciąż milczą.

„Sprawiedliwość domaga się buntu - lecz przeciw komu bunt?”
(Karol Wojtyła "Szymon z Cyreny")

Autorka przebywa w Ugandzie jako Wolontariusz Miedzynarodowego Wolontariatu Don Bosco współpracującego z misjonarzami Salezjanami na całym świecie. Redakcja otrzymała tekst bezpośrednio od autorki.