Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Rafał Rozmus: Czarna środa w Iraku


21 sierpień 2009
A A A

Eksperci ds. bezpieczeństwa międzynarodowego określili Irak jako kraj bezpieczniejszy od Meksyku, Kolumbii czy Rosji. Takie opinie można znaleźć m.in. na portalu The Brookings Institution. Czy jednak środowe wydarzenia nie pokazują czegoś innego?

W Iraku od początku konfliktu zginęło o wiele więcej żołnierzy amerykańskich, niż w Afganistanie, pomimo że konflikt iracki trwa o dwa lata krócej. W Iraku dochodzi też częściej do zamachów i są one o wiele bardziej zróżnicowane, a co ważne dokonywane są przez różne grupy, niekoniecznie związane z talibami czy Al-Kaidą.

Tym razem terroryści posunęli się naprawdę daleko. W wyniku zamachów w Bagdadzie zginęła prawie setka ludzi, a celem terrorystów były przede wszystkim instytucje państwowe, organizacje międzynarodowe i ambasady. Zaatakowana została tzw. zielona strefa – najbardziej ufortyfikowana i bezpieczna część Bagdadu.

Środowe wydarzenia są o tyle ważne, że terroryści nie atakują już zwykłych cywilów. Tym razem celem ich ataków stali się urzędnicy, politycy i rządzący państwem. Ich eliminacja znacznie ułatwiłaby zaprowadzenie chaosu w kraju oraz na scenie politycznej. Do wyborów co prawda pozostało jeszcze kilka miesięcy – zaplanowane są na grudzień 2009/ styczeń 2010 – ale w politycznym kalendarzu to niewiele czasu. Zdanie to podziela wielu irackich parlamentarzystów, którzy twierdzą, że zamachy miały zdestabilizować scenę krajowej polityki i zasiać strach przed zbliżającymi się wyborami. Strach, który ma kierować ludźmi idącymi do urn wyborczych i wskazywać im, jak mają głosować.

Terroryści niestety nie są głupi i wiedzą, że uzyskanie chociaż kilku miejsc w 275-osobowym irackim parlamencie stwarza realne i legalne szanse oddziaływania na ludzi. Poszerza także zakres tego oddziaływania i legitymizuje wybranych parlamentarzystów na arenie politycznej. Warto przypomnieć w tym miejscu przypadek Muktady al-Sadra, twórcy potężnych bojówek irackich. Muktada, mało znany w latach 90., był spokrewniony z innym znanym ajatollahem Muhammadem Baqir Al-Sadrem, a jego ojcem był Mauhammad Sadiq Al-Sadr, wielki ajatollah, zamordowany przez reżim saddamowski. Muktada, szczęśliwie uniknął śmierci, wydawałoby się, że pominięty przez Saddama. Takiego samego zaniedbania dopuścili się Amerykanie. W czasie okupacji Muktada urósł w siłę, a jego partia uzyskała w grudniowych wyborach 2005 roku 32 miejsca na 275 możliwych w parlamencie irackim.

Oczywiście nie należy przeceniać środowych zamachów, niemniej jednak nie należy ich lekceważyć. Obecny premier Iraku Nuri al-Maliki ma zamiar ubiegać się o reelekcję w grudniu i wydaję się to bardzo realne. To on doprowadził do znacznej pacyfikacji kraju i złagodzenia rywalizacji między Kurdami, szyitami i sunnitami. Jego metody, często nieaprobowane – nazywany jest także nowym Saddamem – okazują się skuteczne. Niestety, po raz wtóry, ataki terrorystyczne też są skuteczne. Tym razem Maliki miał szczęście, gdyż w tym czasie znajdował się z wizytą w sąsiedniej Syrii. Szczęście dopisało też ambasadorowi Stanów Zjednoczonych, który wizytował Kurdystan na północy kraju.

Wcześniej ataki na instytucje rządowe były sporadyczne. Działo się tak z wielu powodów, by wymienić najbardziej prozaiczny – brak rządu. Poza tym, scena polityczna była w rozsypce, nie było konstytucji ani rządu. Słowo demokracja było czymś obcym, dziwnie brzmiącym sloganem amerykańskiego najeźdźcy. W 2009 roku sytuacja diametralnie się zmieniła. W opracowanym przez wspominany już think-tank  - The Brookings Institution zestawieniu iracka demokracja poczyniła znaczne postępy. Na dziesięciostopniowej skali w 2003 oraz 2005 roku polityczny postęp w Iraku oceniany był na zero. Dwa lata później uzyskał 1 punkt, by w tym roku wzbić się aż na 6,5. Punktacja ta nie ma oczywiście bezpośredniego i dokładnego przełożenia na realia panujące w Iraku, ale warto na nią spojrzeć z tej strony: w Iraku w końcu się coś ruszyło.

W takim wypadku może premier Nuri al-Maliki powinien jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję i pozostawić mury broniące zieloną strefę od reszty Iraku, bo wbrew pozorom, jest czego bronić.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.