Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Wojciech Łysek: Między rozumem a siłą - zamieszki w Chile


13 kwiecień 2007
A A A

Studenci wyposażeni w kamienie i koktajle Mołotowa naprzeciw uzbrojonej policji nie wahającej się użyć armatek wodnych i gazu łzawiącego. 819 zatrzymanych - zbyt młodych, by stanąć przed sądem za poczynione akty wandalizmu i dlatego oddanych przerażonym rodzicom. 32 rannych funkcjonariuszy służb porządkowych. Rabowane i niszczone sklepy. Policja otwierająca ogień, by zapobiec rozruchom i szabrownictwu. Przemoc szerząca się w chilijskich miastach, a szczególnie w stolicy, nabiera rozpędu.
Tak właśnie wygląda Chile w niewiele ponad rok od objęcia władzy przez Michelle Bachelet. Chile jakiego nie znamy, gdyż docierające informacje są sporadyczne i skąpe. 

U źródeł buntu

Zarzewiem obecnie trwającego studenckiego buntu stały się zbyt wolne zmiany w chilijskim systemie edukacji. Młodym, wśród których dość dużą część stanowią nie mający jeszcze 16 lat uczniowie szkół średnich, nie podoba się również nowy system transportu w stolicy. Po zmianach  w systemie komunikacyjnym, przemieszczanie się ulicami Santiago de Chile zamieniło się w  niekończący się koszmar. Protesty rozpoczęły się w niedzielę 25 marca w dzielnicy Villa Franca na terenie campusów: Metropolitan Technical University (UTEM) oraz Metropolitan University of Educational Sciences (UMCES), by dzień później przerodzić się w zamieszki.

W poniedziałek 26 marca w pracowni naukowej UTEM nastąpił wybuch, a już we wtorek policja aresztowała dwóch studentów winnych podłożenia tam ładunków wybuchowych. Grozi im do trzech lat pozbawienia wolności, jak uczy jednak doświadczenie, nie będą oni ścigani sądownie, gdyż rząd nie popiera zrażania do siebie członków frakcji komunistyczno-anarchistycznej rządzącej partii Concertación. Do takiego właśnie odłamu partii socjaldemokratycznej należą obaj zatrzymani przez policję studenci.
W  czwartek obie uczelnie, a także  Academy of Christian Humanism oraz University of Santiago, zamknęły campusy, by nie doprowadzić do zamieszek.

Zanim jednak do tego doszło to już we wtorek w kilku dzielnicach Santiago doszło do wybuchów niewielkich bomb. Detonacji dokonali młodociani sprawcy. W Providencia bomba eksplodowała w pobliżu samochodu bogatego handlarza wybijając szyby. W Santiago rozrzucane były Obraźliwe ulotki żądające ukarania winnych krachu systemu komunikacyjnego.
Ładunki wybuchowe eksplodowały także w Maipu przed McDonalds czy też w Quinta Normal przed wejściem do banku.

W środę alarm bombowy ogłoszony był w okolicach budynków należących do Sił Zbrojnych. Specjalna grupa przeprowadziła kontrolowany wybuch. W tajemniczej paczce nic jednak ciekawego nie znaleziono.

Rozruchy na pełną skalę wybuchły w Santiago dopiero w czwartek 29 marca, w Dniu Młodego Bojownika. Wtedy to grupy ultralewicowe zorganizowały marsz na pamiątkę wydarzeń sprzed 22 laty.
Protestowało około 300 studentów, którzy wczesnym popołudniem przemaszerowali w stronę śródmieścia sprzeciwiając się paraliżowi komunikacyjnemu i bezsilności władz a także przeciw reformie systemu edukacji, którego projekt ma zostać wysłany wkrótce do parlamentu. Studenci dopuszczali się aktów wandalizmu na mieniu publicznym a także rzucali kamieniami w policję. Rzucano koktajlami Mołotowa.

Policja próbowała rozproszyć demonstracje używając gazu łzawiącego i armatek wodnych oraz aresztując domniemanych liderów. Ponad 150 osób zostało zatrzymanych. Podczas trwania zamieszek momentalnie zamknięto cztery stacje metra położone w śródmieściu. W okolicy, gdzie doszło do zajść odnotowano kilka przypadków szabrownictwa.

Dwoiste korzenie protestów

Protesty w Chile to żadna nowość. Ten kraj stał się na powrót demokracją dopiero w 1990 roku, na fali globalnych przemian, nazwanych przez Samuela Huntingtona „trzecią falą demokratyzacji”. Zmiany polityczne nastąpiły dopiero po odejściu Augusto Pinocheta, który stał na czele rządzącej junty.

Protesty nie ustały jednak mimo zmiany u sterów władzy. Stały się integralną częścią tego najbardziej europejskiego kraju Ameryki Łacińskiej. Często powtarzające się demonstracje są wynikiem tkwiących głęboko w chilijskim społeczeństwie podziałów. Zróżnicowanie wynika z ogromnych nierówności społecznych i nierozliczenia się z bolesną  przeszłością.  
 
Chile to - prócz Brazylii - państwo o największym rozwarstwieniu społecznym w Ameryce Południowej. Różnice między najuboższymi a bogatymi powiększają się pomimo lewicowych rządów, głoszących egalitaryzm społeczny.
W 2006 roku przeprowadzono reformę sytemu opieki społecznej (zapoczątkowanej w 1981) zapewniając bezpłatne leczenie szpitalne wszystkim obywatelom powyżej sześćdziesiątego roku życia. Wydatki na opiekę społeczną stanowią 27,8 % (sic!!) wszystkich wydatków (2004), a kwoty wydatkowane na służbę zdrowia to 3% PKB (2003). Nie zmienia to jednakże faktu, iż Chile osiągnęło 3,7% we wskaźniku ubóstwa (zgodnie z wynikami Instituto Nacional de Estadistical). 

Korzenie protestów leżą także w głębokim podziale społeczeństwa, który  początków można dopatrywać się w sprzecznych ocenach autokratycznej władzy junty. Rządy generała Augusto Pinocheta wciąż stanowią rysę na obrazie chilijskiego społeczeństwa. Zbrodnie reżimu nie zostały wyjaśnione po chwilę obecną, a los wielu zaginionych przeciwników junty wciąż nie jest znany. Pewne jest jedynie, iż ponieśli śmierć z rąk prawicowych szwadronów śmierci.

Wciąż silnie obecne podziały w Chile mieliśmy okazję obserwować nie tak dawno - na początku roku, gdy pochówek Augusto Pinocheta wywołał w całym kraju falę demonstracji nie tylko przeciwników, ale i zwolenników autokraty.

Także zamieszki mające miejsce od 25 marca mają podwójne korzenie. 

Przeszłość odciśnięta w teraźniejszości    

29 marca przypada ważna rocznica dla silnej w Chile lewicy. Obchodzony jest wtedy Dzień Młodego Bojownika.

Data jest nieprzypadkowa. W 1985 roku, podczas jednej z demonstracji, siły wierne Augusto Pinochetowi w brutalny sposób zamordowały Eduardo i Rafaela Toledo. Bracia Toledo byli aktywnymi członkami Ruchu Rewolucyjnej Lewicy (MIR -Movimento de Izquierda Revolucionaria).  Tragedia stojąca u podstaw święta miała miejsce w jednej z biedniejszych dzielnic Santiago de Chile – Villa Franca - gdzie studenci o lewicowym światopoglądzie protestowali przeciw dyktaturze generała Pinocheta. Okrucieństwo sił porządkowych wstrząsnęło rządzonym autorytarnie Chile. O ile bowiem Eduardo został zastrzelony i zmarł natychmiast, to drugi z braci był jeszcze katowany w policyjnym wozie, by w końcu zginąć od strzału w tył głowy.

Świecką tradycją stały się odtąd w Santiago de Chile protesty pod koniec marca. Odbywały się one dla uczczenia Dnia Młodego Bojownika - święto to wprowadził do kalendarza przywódca MIR-u, dla uczczenia bohaterskiej śmierci swoich aktywistów. Niejednokrotnie  podczas obchodów dochodziło do starć z policją. W ostatnich latach nawet z użyciem broni palnej, którą wykorzystywali młodzi ludzie walczący z siłami porządkowymi.

Obecne protesty wpisują się w wieloletnią tradycję, która ostatnio dała o sobie znać w lipcu 2006 roku. Dziesięć miesięcy temu stanęli przed stołecznym Sądem Apelacyjnym mordercy braci Toledo. Obrońcy trzech sądzonych oficerów, z których dwóch jest już na emeryturze, utrzymują, iż ich klienci działali w obronie własnej a całą winą za tragedię sprzed lat ponoszą ofiary swoim nieodpowiedzialnym i prowokującym zachowaniem.

Paraliżujący system

Kontrowersje budzi również nowy system transportu miejskiego w stolicy. „Transsantiago system”, jak brzmi jego oficjalna nazwa, ma zmniejszyć koszty utrzymania linii transportowej oraz poziom zanieczyszczenia 6 milionowej metropolii, jednak jego niedoskonałości silnie dają się we znaki mieszkańcom stolicy.

Wprawdzie dzielnice położone bliżej centrum są dość dobrze połączone krwiobiegiem miejskiego transportu, jednak te bardziej oddalone są w dużo trudniejszej sytuacji. Niejednokrotnie mieszkańcy peryferiów muszą poświęcać wiele godzin  na dotarcie na miejsca pracy, a także na powrót z nich. Jakże to irytujące tracić czas na dojazdy, ileż negatywnych uczuć musi budzić się w ich sercach, a ileż rewolucyjnych planów...

Szczególnie newralgicznym punktem, który nie zdaje egzaminu, jest powiązanie tras autobusów z rozkładem jazdy metra. Niedopasowanie tych dwóch istotnych środków transportu niezwykle utrudnia poruszanie się po Santiago.
Uczucia niepewności podróżującym dodaje fakt, iż oczekując na autobus nie ma się pojęcia ani kiedy przyjedzie autobus, ani czy dowiezie do upragnionego celu. Wspomnienia turystów co do systemu transportowego Santiago nie budzą ciepłych uczuć. Bezsilność ludzi zagubionych w miejskiej dżungli połączona z zaniedbanymi mieszkańcami slumsów - ot cały koloryt latynoamerykańskiej metropolii.

Niezadowolenie z obecnego stanu rzeczy wyrażają nie tylko ludzie młodzi, turyści, czy mieszkańcy ubogich dzielnic. Również pracownicy miejskiego transportu planują wyjście na ulice stołecznego miasta, by zaprotestować przeciw obecnej sytuacji.

Oczami polityków

„Transsantiago system” to spadek po poprzednich władzach. Młoda lewicowa pani prezydent odziedziczyła ten problem z całym dobrodziejstwem inwentarza, a raczej wszystkimi jego  brakami, po Ricardzie Lagosie Escobarze, poprzednim prezydencie Chile.

Po pierwszych zamieszkach Bachelet wezwała mieszkańców stolicy do zachowania spokoju, niewiele to jednak pomogło. Także przyznanie się do paraliżu i odwołanie ministra transportu uznane zostało za porażkę prezydent Chile, a nie odważne stawienie czoła pojawiającym się problemom.

Gdy 26 marca Michelle Bachelet ogłosiła w swym wystąpieniu drugą w ciągu kadencji (trwającej ledwo rok) rekonstrukcję gabinetu, od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawili się krytycy, głosząc, iż jej polityka stanowi istotną rysę na dotychczasowej prezydenturze. Trudno nie przyznać im racji, szczególnie jeśli przypomnimy sobie, iż podczas obejmowania urzędu Bachelet obiecywała zwracać większą uwagę na sprawy społeczne.

Oczywiście nie można nie docenić, iż nowo zatwierdzony minister, ekonomista Rene Cortazar wprowadził dość szybko pierwsze zmiany w trasach  autobusów, co wyeliminowało najbardziej rażące błędy systemu transportowego stolicy, a także spotkał się z przedstawicielami protestujących. Trudno jednakże ocenić jak wpłynie to na postawę społeczną, szczególnie że paraliż komunikacyjny uderzył głównie w mieszkańców ubogich dzielnic Santiago, którzy łatwo mogą ulec podszeptom populistycznych radykałów.

Nie stanowi tajemnicy fakt, iż w protestach, które mają miejsce, prym wiodą członkowie organizacji ultralewicowych. Marsz odbywający się w czwartek 29 marca był koordynowany przez grupy skrajnie lewicowe. Warto wymienić z nazwy  kilka największych: Committee for Revolutionary Unity (CUR) Manuel Rodriguez Patriotic Front (FPMR).Movement for Peoples Assembly (MAP) oraz Radio Villa Franca będące głównym medium ubogiej dzielnicy Santiago, gdzie swój matecznik mają ugrupowania lewicowe i skąd pochodzili będący ikonami chilijskiej skrajnej lewicy bracia Toledo. Warto zauważyć, iż w demonstracji  nie wziął udziału Movimento de Izquierda Revolucionaria (MIR), do którego należeli zamordowani aktywiści.

Dokąd?

Wydarzenia w Santiago de Chile są niezwykle symptomatyczne. Pokazują, iż nawet rządy lewicowe, które starają się zmniejszyć społeczne rozdźwięki, nie radzą sobie z wielką gamą problemów i wulkanem społecznych emocji jakie tkwią w mieszkańcach Ameryki Łacińskiej. Nawet tak dobrze prosperujący kraj Ameryki Łacińskiej jak Chile ma poważne problemy społeczne,  które wciąż utrzymują napięcie społeczne. Cóż może być gorszego niż taki właśnie stan niepokoju w regionie niezwykle mocno podzielonym na ubogą większość i nieliczną grupę bogatych, gdzie wszelkiego rodzaju lewicowe ideologie, także te najskrajniejsze, znajdują pożywkę dla swojej ideologii egalitaryzmu?

Obserwowany kierunek zmian – mocny skręt w lewo jaki ma miejsce od kilku lat w Ameryce Łacińskiej może prowadzić do zmian nawet w skali porządku globalnego.
Uzasadnienie? W ciągu ostatniego półrocza Amerykę Łacińską odwiedził Hu Jintao. Efektem podróży były umowy podpisane m.in. między Chińską Republiką Ludową a Brazylią. Praktyka wskazuje, iż odwieczna strefa wpływów USA może stać się kolejnym po Azji Południowo -Wschodniej i Afryce celem ofensywy gospodarczej Pekinu.

Ameryka Łacińska uznawana jest od dawna za „podwórko” USA. Dziś wszem i wobec głoszona jest opinia,  iż USA zaniedbały swoją tradycyjną strefę wpływów na rzecz szerzenia demokracji na całym świecie. W tym samym czasie masy ubogich mieszkańców Ameryki Łacińskiej zostały skuszone przez lewicowych przywódców obiecujących wcielenie w życie pięknych socjalistycznych haseł. Równocześnie cechą charakterystyczną politykierów, spod znaku Hugo Chaveza i Evo Moralesa jest wrodzona nienawiść do Stanów Zjednoczonych.

Dokąd zmierza Ameryka Łacińska? Trudno jednoznacznie zawyrokować, znajduje się na pewno na rozdrożu, a jej droga może okazać się istotna także w skali globalnej. Samo Chile jest oczywiście państwem demokratycznym, gdzie rządy socjaldemokracji uspokajają wzburzone prądy, jednakże nie można uciec przed konstatacją, iż protesty jakie mają miejsce w Santiago de Chile wpisują się w szerszy trend przebudzenia lewicowo nastawionych mas społeczeństwa.

Opisane rozruchy to niewielki kamyczek w ogromnej lawinie jaka wzbiera w Ameryce Południowej, a której ikonami są Hugo Chavez i Evo Morales. Czas pokaże dokąd zaprowadzą te przemiany. Warto jednak śledzić zachodzący proces, byśmy nie dostrzegli ich za późno, by nowa sytuacja geopolityczna nas nie zaskoczyła, a wzbierająca lawina zmian nie pogrzebała naszego obrazu światowej sceny nie dając nic w zamian prócz chaosu i poczucia zagubienia.

Na podstawie: www.mercopress.com , www.news.bbc.co.uk, www.iht.com, www.tvn24.pl