Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Aleksander Siemaszko: Katedry i minarety

Aleksander Siemaszko: Katedry i minarety


30 wrzesień 2008
A A A

Europejscy wyznawcy Allaha nie goszczą już na pierwszych stronach gazet. Przedmieścia Paryża nie płoną, a antyimigracyjne partie stają się powoli się częścią politycznego establishmentu.  A jednak, jak pokazują wypadki kolońskie, Europa wciąż nie potrafi rozmawiać uczciwie o islamie.

Przeglądając zamieszczone w polskiej prasie artykuły dotyczące zamieszek związanych z „Kongresem przeciwko islamizacji” odbywającym się w Kolonii, czytelnik ma prawo poczuć się skonfundowany. Czy oto udaremniono zlot kryptofaszystów, pragnących wyrzucenie arabskich imigrantów z państw Unii? Czy może jednak stało się coś bardzo niepokojącego - Niemcy nałożyli na siebie autocenzurę, uznając, że niektórych tematów podejmować nie wypada, albo co gorsza nie można ze względu na bezpieczeństwo sytych społeczeństw Zachodu, zaś w imię obrony własnego dobrego samopoczucia można posunąć się do przemocy mającej na celu ograniczenie wolności słowa?

Zanim poszuka się odpowiedzi na to pytanie, należy przyznać jedno - wydarzenia ostatnich lat pokazały, że temat integracji imigrantów nie jest tylko i wyłącznie domeną małych skrajnych partyjek, a wieloletnie zaniedbania kolejnych zachodnioeuropejskich rządów mogą się mścić. Ich przejawem jest zarówno wybuch społecznego niezadowolenia we Francji, gdzie pozbawiona perspektyw, wyalienowana młodzież arabskiego pochodzenia chwyciła za kamienie i koktajle Mołotowa, angielskie bieda-blokowiska, rodzące kolejnych nożowników jak i kształt holenderskiej debaty publicznej, w której ze strachu przed garstką ekstremistów pewnych tematów się nie podejmuje. Strachu uzasadnionego, jeśli przypomnimy sobie co spotkało reżysera Theo van Gogha.

Zamachy w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii i płonące przedmieścia Paryża były srogą lekcją dla tych społeczeństw. Zrozumienie przyczyn tych zdarzeń, a następnie wyciągnięcie z nich właściwych konsekwencji wciąż sprawia wielu rządom - z jednej strony uzależnionym od gazetowej poprawności politycznej, z drugiej zaś kokietującym niskie instynkty elektoratu - duże trudności.

Islamizm i islamizacja

Paradoksalnie, najbardziej medialny problem związany z muzułmańską mniejszością czyli terroryzm (albo „islamizm”, czyli swoisty totalizm pod sztandarami Mahometa) powinien być najmniejszym zmartwieniem Europy. Zamachy w Madrycie i Londynie były strasznymi tragediami, jednak, w przeciwieństwie do ataku na World Trade Center, nie wywołały poważniejszych społecznych reperkusji (nie licząc karykaturalnej decyzji świeżo upieczonego premiera Zapatero). Istnieje dość powszechny konsens dotyczący metod walki z terrorem, powierzający to zadanie służbom o charakterze policyjnym, coraz częściej obejmujący też różnorodne próby wprowadzenia kontroli treści głoszonych przez duchowych liderów imigranckich społeczności, tak jak usiłuje to czynić Nicolas Sarkozy, próbując „upaństwowić” szkolenie muftich we Francji.

Dla państw Unii istotne są natomiast długotrwale kulturowe i demograficzne skutki rosnącej liczby wyznawców Allaha. Według rozmaitych szacunków, w UE żyje obecnie ok. 16 milionów muzułmanów - pokłosie boomu imigracyjnej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Zazwyczaj stanowią oni jedną z najbardziej ubogich grup nie tylko w społeczeństwie, ale i wśród imigrantów. Poziom wykształcenia i zatrudnienia, szczególnie wśród kobiet także należy do najniższych. Czynniki ekonomiczne pogłębiają tylko przepaść kulturową. Przepaść ta, co oczywiste nadal istnieje i nic nie wskazuje na to, by miała w najbliższym czasie zniknąć, wbrew bajaniom o tworzeniu się „euroislamu”. Co ciekawe, różnice cywilizacyjne znacznie silniej objawiają się w drugim-trzecim pokoleniu imigrantów. Zjawisko to można tłumaczyć na wiele sposobów. Możliwe, że zwrot w kierunku religijności jest efektem zagubienia młodych ludzi, nie czujących się już Marokańczykami, Algierczykami czy Pakistańczykami, a jednocześnie nie będących jeszcze Francuzami, Holendrami czy Włochami, co nazbyt często jest im otwarcie przypominane.

Muzułmanie, nierzadko okupując getta na przedmieściach, w silnej zbiorowej, religijnej tożsamości szukają ochrony przed niedopasowaniem do realiów rynkowych. Poprzez liczne formalne instytucje takie jak Islamic Forum Europe starają się wpływać na rządy i media, pod płaszczykiem multikulturalizmu wprowadzając „twarde wartości” islamu, czego najlepszym przykładem są postulaty wprowadzenia w niektórych przypadkach możliwości orzekania w oparciu o religijne prawo szariatu czy niebywała czujność skierowana przeciw jakiemukolwiek przykładowi „dyskryminacji” (takiej jak chociażby wydawanie bezdomnym darmowej zupy zawierającej wołowinę) czy satyry skierowanej przeciw muzułmanom.

Kwestia ochrony praw kobiet czy wolności słowa przed organizacjami islamskimi nie budziłaby zapewne takich emocji gdyby nie postawa części polityków i mediów. Jakakolwiek krytyka imigrantów nazywana jest często „rasistowską”, zaś chęć asymilacji mniejszości- traktowana jest jako zamach na prawa człowieka. Dobitnym przykładem strategii chowania głowy w piasek jest chociażby casus karykatur Mahometa czy burza medialna w Niemczech, która rozpętała się po oczywistej, zdawałoby się krytyce ze strony prawicowych polityków, jaka spadla na tureckiego premiera Erdogana wzywającego tureckich mieszkańców Niemiec do walki o zachowanie własnej tożsamości i języka.

Kazus koloński

Dziwaczna histeria części niemieckiego społeczeństwa na temat "Kongresu przeciwko islamizacji" nie jest, jak mogłoby się wydawać tylko chwilowym zamroczeniem i aberracją. Jest to zachowanie symptomatyczne dla znacznej części Europy, która nie jest w stanie wypracować w konfrontacji z radykalnymi ideologiami własnej twardej tożsamości. Tolerancyjne, relatywistyczne społeczeństwo slabo radzi sobie z przejawami silnych, całościowych identyfikacji.Muzułmańscy obywatele Unii mają pełne prawo sięgać po wszystkie dostępne im metody legalnego nacisku po to, by nadać życiu społecznemu pożądany przez nich kształt. Niepokoi jednak oddanie pola ideologicznej walki przez zachodnie elity, w imię mylnie rozumianego multikulturalizmu.

Nie chcę wdawać się w dyskusje czy meczet w Kolonii powinien powstać, a jeżeli tak to w jakim kształcie i rozmiarze; jest to drugorzędna kwestia o wymiarze lokalnym. To nie architektura rozpala przecież emocje, a swoisty Kulturkampf którego jesteśmy świadkami. Najpodlejszym przejawem słabości i strachu jest z całą pewnością autocenzura. Na ulicach Koloni nie demonstrowali rozwścieczeni muzułmanie, mimo, że ich gniew byłby zrozumiały.To sami Niemcy kamieniami i pałkami kneblowali usta uczestnikom debaty. Cały świat mógl zobaczyć demokrację w wydaniu europejskim, gdzie zorganizowane bojówki są w stanie zmiażdżyć pod swoimi butami wolność słowa.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora