Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Bogdan Pliszka: Rosyjska ruletka

Bogdan Pliszka: Rosyjska ruletka


04 styczeń 2010
A A A

Patrząc na ostatnie wydarzenia wyraźnie widać jak ważnym i jak bardzo niedocenianym partnerem Polski jest Białoruś. Niemal wszystkie rurociągi biegnące przez Polskę, biegną przez Białoruś! Już to powinno skłonić  polityków do rozważenia propozycji dla Białorusi, by grała z Polską „w jednej drużynie”.

Znany i do dziś popularny zespół T.Love śpiewał w zamierzchłych czasach, iż „Słońce świeci, Słońce gaśnie; będzie ciemniej, albo jaśniej”, a patrząc na to, co dzieje się za północno – wschodnią granicą Polski, tę dość swoistą „analizę” należałoby uznać za nader udaną!

W listopadzie ubiegłego roku, agencje informacyjne doniosły, że Rosja, Białoruś i Kazachstan stworzą, z dniem 1 lipca 2010, unię celną. O tym, że pomysł jest trafiony, przekonywały głosy europejskich „ekspertów”, wybrzydzających na zawarte porozumienie i wieszczących odbudowę Związku Sowieckiego. I rzeczywiście w sytuacji, w której Unia Europejska zarządzana jest dziesiątkami tysięcy dyrektyw dotyczących nawet najbardziej absurdalnych sfer aktywności ludzkiej (np. sposób postępowania pracowników ZOO, w przypadku ucieczki papużki z klatki!), a poważną część jej budżetu zżerają tak „niezbędne” instytucje jak dziesiątki wyspecjalizowanych komisji czy „bijący pianę”, parlament; nowy twór, w zamierzeniach nie mający żadnych instytucji zarządzających, może dla Unii Europejskiej stanowić nie lada wyzwanie. Tym bardziej, że rządzący Unią „wieczni nastolatkowie” z pokolenia'68 żadnych błędów we własnym postępowaniu zdają się nie dostrzegać? Co więcej wymienione tu, trzy państwa posowieckie zadeklarowały kolejny krok: mający powstać „nie później niż 1 I 2021 roku”, wspólny obszar gospodarczy. Jakby tego było mało do obszaru miały dołączyć kolejne republiki posowieckie: Kirgistan i Tadżykistan. Ponieważ wszystkie trzy państwa tworzące od 1 lipca unię celną są republikami prezydenckimi, wydawało się, że klamka zapadła. Tymczasem w dniu, w którym agencje najczęściej donoszą o „szaleństwach sylwestrowej nocy” serwisy agencyjne doniosły, że cła nie tylko nie zostaną zlikwidowane, ale wręcz poza już istniejącymi, pojawią się nowe! Co więcej, dzień później okazało się, że sytuacja dynamicznie się rozwija, a Mińsk nie tylko nie zamierza kapitulować, ale zdaje się podnosić rękawicę i wbrew „oczywistym faktom”, obecnym w polskich mediach nie tylko nie jest wasalem Moskwy, ale wręcz gotowy jest twardo walczyć w obronie własnej suwerenności paliwowej. Należy w tym miejscu zadać pytanie, o źródła tego konfliktu.

Białoruś rzeczywiście od kilku lat „dotuje” własny budżet dzięki sprzedaży rosyjskiej ropy i gazu, kupowanych od tej ostatniej po „promocyjnych” cenach. Wydaje się wręcz, że prezydent Łukaszenka uważał, że jest to cena jaką Rosja powinna płacić za ścisłe partnerstwo polityczne Białorusi? Oczywiście wbrew opiniom, niemal wszystkich, polskich mediów Białoruś nie jest wasalem Rosji. Zarówno w polityce wewnętrznej, jak i w polityce zagranicznej Łukaszenka nie tylko nie kopiuje wiernie rosyjskich wzorców, ale często pozwala sobie nawet na gesty, które nie mogą budzić entuzjazmu na Kremlu. Co więcej, mimo jadowitych ataków mediów unijnych, oskarżających Łukaszenkę o chęć kontroli internetu, nie zamierza on przecież robić niczego, czego nie planowano, by w państwach unijnych w tym i w Polsce. W przeciwieństwie do Rosji nie giną też z rąk „nieznanych sprawców” białoruscy dziennikarze czy opozycjoniści. Co prawda zasięg prasy opozycyjnej i siła samej opozycji są dość mizerne, ale jawne dla niej poparcie płynące z Unii Europejskiej ( w tym z Polski) czy demonstrowanie pod unijnymi sztandarami, mogą zniechęcać potencjalnych sympatyków równie mocno, jak działania nękające ze strony białoruskiej milicji. Co więcej postawa Łukaszenki podczas konfliktu kaukaskiego była nader powściągliwa, a białoruskie MSZ nie uznało niepodległości secesyjnych gruzińskich republik. Nie zmienia to oczywiście faktu, że z Mińska nadal dużo bliżej jest do Moskwy, niż do Brukseli czy Waszyngtonu. Zarówno deklarowana przez oba państwa chęć pogłębiania integracji gospodarczej, jak i daleko posunięta współpraca wojskowa, zdawały się potwierdzać, że wzajemne stosunki są jak najlepsze. Co zatem takiego się stało, że w ciągu zaledwie kilku dni uległy gwałtownemu pogorszeniu, a z Białorusi płyną słowa o chęci „rozbójniczego przejęcia” sektora paliwowego?

Prawdą jest, że 30 XII 2009 Rosja potwierdziła wzrost cen na sprzedawany Białorusi, gaz o 12%. Nadal jednak cena gazu dla Białorusi miała być zdecydowanie niższa – 168$/1000m sześc.- niż dla „reszty świata”. W co więc gra Rosja, łamiąc w praktyce – choć nie de iure – podpisane porozumienia? Po dojściu do władzy Władimira Putina, Rosja po czasach jelcynowskiej „anarchii”, miała się stać państwem przewidywalnym, a z czasem powrócić do roli supermocarstwa. By tak się stało musiała odzyskać wiarygodność na arenie międzynarodowej. Wydawało się, zresztą, że Moskwie się to udało i miano „atomowej Tanzanii”, już Rosji nie grozi. Ostatnie wydarzenia zdają się jednak wskazywać, że sytuacja w Rosji nie jest tak doskonała, jak pokazują to na użytek zagranicy, rosyjskie media. Wszak to w państwach afrykańskich zdarza się, że porucznik obala kapitana i nie zamierza wywiązywać się z podjętych przezeń zobowiązań. Nawet w Afryce jednak, do rzadkości należą sytuacje, w których rząd nie respektuje podpisanych przez siebie porozumień. Faktyczne sabotowanie przez Rosję mającej powstać w lipcu unii celnej jest więc wydarzeniem muszącym budzić niepokój.

Rosyjscy politycy po wielokroć deklarowali, że surowce są dla Rosji nie tylko towarem, ale i instrumentem polityki zagranicznej. Moskwa raz po raz sięga po ten instrument nie tylko w stosunkach z Polską, Ukrainą czy państwami bałtyckimi, ale również w stosunkach ze „starą” Europą. Przykręcanie kurka z gazem w miesiącach zimowych powoli staje się „nową, świecką tradycją”. Nie jest też dla nikogo tajemnicą, że rosyjski sektor paliwowy dąży do przejęcia kontroli nad dystrybucją ropy i gazu w całej Europie Środkowej i Wschodniej. Już dziś rosyjskie firmy kontrolują przerób i dystrybucję ropy w Bułgarii, na Węgrzech, na Słowacji, a w Austrii zyskały one mocną pozycję na tamtejszym rynku paliwowym. Co więcej Moskwa wyjątkowo nerwowo reaguje na każdą porażkę w walce o rynek paliw. Przykładem może być chociażby sprawa litewskich Możejek: sprzedane Orlenowi, natychmiast stały się ofiarą pożaru, zaś kilka tygodni później nastąpiła „awaria” rurociągu dostarczającego ropę. Mało tego, to właśnie rurociągi były najczęstszym celem ataków rosyjskiego lotnictwa podczas wojny z Gruzją. Kreml najwyraźniej, nie tylko chce kontrolować dostawy własnych paliw, ale gotów jest zrobić wszystko, by nie dopuścić do dywersyfikacji dostaw paliw do Europy. Na początku grudnia ubiegłego roku Siergiej Szmatko, rosyjski minister energetyki oświadczył, że Rosja gotowa jest nadal sprzedawać Białorusi ropę po niższych cenach, pod warunkiem, że ta ostatnia sprzeda Rosnieftowi i Łukoilowi swoje rafinerie. Dla Białorusi oznaczałoby to utratę kontroli nad strategiczną gałęzią przemysłu, toteż trudno się dziwić, że nie przyjęła tej „wspaniałomyślnej” propozycji, choć gotowa była do negocjacji i rozważenia innych rozwiązań, które byłyby do przyjęcia dla Rosji, a Białorusi nie sprowadziłyby do poziomu kolonii, już nawet nie Rosji, ale rosyjskich koncernów paliwowych.

Patrząc na ostatnie wydarzenia wyraźnie widać jak ważnym i jak bardzo niedocenianym partnerem Polski jest Białoruś. Wszak niemal wszystkie rurociągi biegnące przez Polskę, wcześniej biegną przez Białoruś! Już to powinno skłonić polskich polityków do rozważenia propozycji dla Białorusi, by grała z Polską „w jednej drużynie”. Tymczasem zarówno polski MSZ, jak i „ośrodek prezydencki” zdają się widzieć na Białorusi tylko nieliczną i społecznie wyobcowaną, opozycję. Co gorsza do rozgrywki przeciwko prezydentowi Łukaszence bezpardonowo wykorzystują tamtejszych Polaków, ze szkodą dla nich samych. By dopełnić ten żenujący obraz można jeszcze przypomnieć o działających w Polsce „białoruskich” stacjach: telewizyjnej(w ramach telewizji publicznej!) i radiowej (na prowadzenie, której wygrała przetarg niemiecka fundacja!). Ciągłe zasłanianie się unijną „solidarnością energetyczną” najwyraźniej zwalnia polskich polityków od aktywnej polityki na Białorusi? Nawet szeroko reklamowane jako sukces, partnerstwo wschodnie, nie przynosi, póki co, żadnych efektów. Wiara w to, że na białoruskiej, nawet „półniepodległości”, zależy brukselskim urzędnikom jest nie tylko naiwna, ale dla Polski, również śmiertelnie niebezpieczna. Oczywiście i w Polsce można znaleźć środowiska polityczne, dla których Białoruś jest „sztucznym tworem” czy „państwem sezonowym”. Lecząc swoje kompleksy powtarzają one „teorie” wypracowane w Berlinie czy Paryżu i śladem Niemców i Francuzów, zdają się patrzeć ponad Białorusią, prawdziwego partnera politycznego widząc w Rosji. A żeby było ciekawiej takie widzenie rzeczywistości łączy często fanatycznych euroentuzjastów i „spadkobierców >myśli Dmowskiego<”, którzy nie przyjmują do wiadomości, ze rozważania Dmowskiego dotyczyły, cokolwiek innej niż obecna, Rosji.

Ostatnie wydarzenia zdają się również sporo mówić o samej Rosji. Nie wprost, ale jednak potwierdzają one, monokulturowość rosyjskiej gospodarki. To surowce są, i najwyraźniej pozostaną na długo, nie tylko głównym towarem eksportowym Federacji, ale i „bronią”, po którą ta ostatnia będzie nader chętnie sięgać. Wyraźnie również widać, że Moskwa nie ma zamiaru tolerować niezależnej polityki państw, które uważa za swoją bliską zagranicę. Trudno wszak prezydentowi Łukaszence zarzucić rusofobię...Jest on dla Rosji sojusznikiem wiernym i przewidywalnym. Brutalny szantaż paliwowy zdaje się jednak wskazywać, że Rosja nie zamierza dłużej tolerować białoruskiej suwerenności gospodarczej. Oczywiście nikt i w żadnym momencie nawet nie zająknął się na temat determinacji Rosji w dążeniu do tego celu. Można jednak zadać pytanie czy rachunek kosztów nie przekonał Rosji (a w tym wypadku również Niemiec), że taniej i łatwiej będzie zmusić Białoruś do ustępstw niż wybudować, nie mający nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym, a  mający kosztować gigantyczne sumy, Nord Stream. W ostatnim wypadku wasalizacja Białorusi byłaby jednak tylko jednym z etapów, który umożliwiłby ciągły tranzyt gazu do Niemiec i innych państw Europy zachodniej. Niestety kolejnym etapem tego procesu, może się okazać Polska...