Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Grzegorz Morawski: Wojewódzki, Aleksandrow, Dudajew i Rzeczpospolita


23 marzec 2005
A A A

Tak się składa, że jestem stałym słuchaczem Radia 94. W tymże radiu co dzień w rannych porach nadawana jest audycja Michała Figurskiego i, znanego skądinąd, Kuby Wojewódzkiego pt. ANTYLISTA. Obaj panowie za koncepcję przyjęli sobie wydobywanie z lawiny aktualnych wydarzeń tych najbardziej kontrowersyjnych i piętnowanie, a na pewno przedstawianie ich w jaskrawym świetle skandalu.

Moją uwagę przyciągnęło ostatnio stwierdzenie Wojewódzkiego, który relacjonując swoją wizytę w Sali Kongresowej na koncercie Chóru Aleksandrowa wypowiedział pewną opinię, według mnie wartą uwagi i zastanowienia. Otóż niedzielny bohater Polsatu zaszokowany był faktem, iż chór Armii Czerwonej śpiewa na bis pieśni typu "Czerwone maki spod Monte Cassino" i inne patriotyczne utwory o losie polskiego żołnierza podczas II wojny światowej. Wojewódzki był tym bardziej zadziwiony, że cała Kongresowa ze łzami w oczach nagrodziła występ gromkimi oklaskami. Komentarz? "Czy to nie jest tak, jakby chór Wehrmachtu przyjechał i zaczął śpiewać polskie pieśni z Powstania Warszawskiego?"

Chociaż, przyznaję otwarcie, cenię sobie osobę pana Wojewódzkiego, szanuję za błyskotliwość i niezwykłą trafność w formułowaniu sądów, tym razem z całym zdecydowaniem odpowiem na jego sugestię: nie. To wcale nie jest tak jakby chór Wehrmachtu śpiewał o Powstaniu. Tego zresztą chyba nie trzeba jakoś specjalnie udowadniać, ale ustalmy kilka kwestii. Przede wszystkim trzeba pamiętać, gdzie powstała armia polska walcząca później na takich frontach jak wspomniane Monte Cassino. Tak się składa, że powstała w Rosji, a duży w tym udział miał nie kto inny, jak towarzysz Stalin. Inna rzecz - tak się złożyło, że choć Rosjanie nie są całkowicie w porządku w sprawie zrównanej z ziemią Warszawy, ale z pewnością ich wina nie może być porównywalna z działaniem sił zbrojnych Hitlera. To tak gwoli historycznej poprawności.

Wojewódzki ze swoim stwierdzeniem bardzo dobrze wkomponował się w panującą dziś powszechnie w naszym kraju niechęć do sąsiadów z Federacji Rosyjskiej. A skąd takowa właściwie wypływa? Cóż, najpierw polskie media z dużą dozą satysfakcji przejeżdżają się po rosyjskich siłach specjalnych, z rzeczywiście dużą dozą nieudolności interweniujących w Biesłanie. Potem mediator Kwaśniewski na Ukrainie "miesza się w nieswoje sprawy", czym tylko jeszcze podsyca rozgoryczenie cara Putina i jego kumpla z Zagłębia Donieckiego. A teraz to rondo. Rondo Dudajewa. Pytam: po co? Abstrahując od oceny tej postaci, czy to było potrzebne? To mało mamy polskich bohaterów, o których nikt nie pamięta, a których imionami możnaby ponazywać nie jedną i nie dwie ulice? Zresztą, jeśli już nawet Dudajew - to dlaczego teraz? Dlaczego nam tak zależy na podtrzymywaniu tych polsko-rosyjskich animozji? Decyzja o nadaniu temu węzłowi komunikacyjnemu imienia tego przywódcy, (a przypominam, że pomysł ten wyszedł ze strony radnych prawicowych), jest niczym innym jak chęcią dopieczenia naszym czerwonym (ze złości już, rzecz jasna) sąsiadom. I już - draka na życzenie; że Polska wspiera międzynarodowy terroryzm, że jak to można inaczej interpretować.

I co nasz biedny prezydent ma teraz zrobić, skoro przez ostanie dwa lata nic innego, jak tylko zwalczał międzynarodowy terroryzm. Akurat w Iraku wprawdzie i niestety nie z Rosją, a ze Stanami Zjednoczonymi. Ale zwalczał. Przynajmniej tak się wydawało na początku, ale chyba z tymi terrorystami to jest tak, że trzeba wiedzieć, kogo można, kogo powinno się, a kogo nie należy tym terminem określać. Tu bez wątpienia punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Polska może to swoje miejsce siedzące ma w niezbyt korzystnym otoczeniu, ale za to całą już swoją facjatę skierowała za Atlantyk i tam wypatruje... czego? Jakichś pieniędzy za ten Irak chyba...