Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Kamil Frymark: Niemcy to nie większa Szwajcaria


25 listopad 2011
A A A

Kryzys w strefie euro dobitnie pokazał brak długofalowej koncepcji niemieckiej polityki europejskiej. Dodatkowo zmiana priorytetów zagranicznych republiki berlińskiej ukazuje pewien trend o trudnych do przewidzenia skutkach.

Kryzys euro

Pierwszy kryzy uderzył w niemiecką gospodarkę bardzo mocno. Rządząca ówcześnie koalicja CDU/CSU-SPD zdecydowała wprowadzić się pakiet reform mających zapobiec długotrwałej recesji. Należy przyznać, iż ten cel udało się osiągnąć i z tej fazy kryzysu Niemcy wyszły zdecydowanie wzmocnione. Było to szczególnie widoczne na tle słabych gospodarek pozostałych państw UE. Kanclerz Merkel wydawało się, iż ewentualna druga fala kryzysu nie uderzy z taką siłą w strefę euro a początkowo przygotowywane plany poprawy sytuacji pozwolą na opanowanie sytuacji. Jak bardzo się myliła pokazały problemy RFN ze sprzedażą swoich własnych obligacji.

Nakłada się na to problem niemieckiego zarządzania kryzysem. W ramach UE występuje bowiem pewien stały, od momentu zjednoczenia Niemiec, paradoks. Otóż większość państw obawia się dominacji Europy przez Berlin jednocześnie w momentach krytycznych oczekując od najsilniejszego państwa Wspólnoty zdecydowanych działań w interesie wszystkich. Podobnie było w przypadku tworzenia strefy euro; strach przed niemiecką dominacją nakazywał większe zaangażowanie jej w integrację gospodarczą. Obecnie widoczna jest obawa przed niemiecką biernością.

Była ona widoczna w pierwszej fazie kryzysu zadłużeniowego. Propozycje przedstawiane przede wszystkim przez Paryż były odrzucane przez Berlin jako środki idące w niewłaściwym kierunku lub zbyt daleko pogłębiające integrację. Jednak końcowy efekt próby gaszenia pożaru w strefie euro i tak ostatecznie zbliżał się w kierunku francuskich propozycji. Tak było m.in. z koncepcją utworzenia gremium koordynacji polityki fiskalnej a w konsekwencji planami utworzenia quasi rządu gospodarczego strefy euro, którym początkowo kanclerz Merkel bardzo się sprzeciwiała. Obecnie wprowadzenie ścisłej koordynacji budżetowej jest warunkiem sine qua non udzielania niemieckiej pomocy dla państw zagrożonych utratą wiarygodności w oczach rynków finansowych. Można założyć, iż w raz z pogłębianiem się kryzysu oraz przy braku wymiernych rezultatów już przyjętych instrumentów, również Angela Merkel zacznie zmierzać w kierunku stworzenia formuły podobnej do euroobligacji. Punktem krytycznym będzie zdecydowane pogorszenie zdolności kredytowych Francji oraz nasilające się problemy RFN ze sprzedażą swoich obligacji.

Taki scenariusz nie wyklucza przedefiniowania i głębokiej zmiany w funkcjonowaniu UE i rozbiciu jej de facto na trzy kręgi. Do najszerszego będą należały wszystkie państwa unijne, obecna 27, a w przyszłości również państwa bałkańskie. Drugim, bardziej hermetycznym kręgiem, będzie strefa euro ze zmianami zachodzącymi w niej obecnie. Będzie to oznaczało jej pomniejszenie o członków nie spełniających kryteriów konwergencji i przykładających nadrzędną wagę do klasycznie rozumianej suwerenności. Trzeci krąg będą tworzyły państwa o najszerszym i najgłębszym zakresie integracji. Jej liderem będą bez wątpienia Niemcy, a poza nimi mogą znaleźć się tam państwa Beneluxu, niektóre państwa Skandynawskie, oraz republiki Bałtyckie. Rdzeniem będzie współpraca z Francją, bez której taka koncepcja będzie w zasadzie pozbawiona sensu oraz Polska, która umożliwi bilansowanie ewentualnej dominacji niemieckiej w ramach tej grupy państw, a dodatkowo będzie pośrednikiem pomiędzy Zachodem a Wschodem i państwami znajdującymi się poza tą częścią europejskiej integracji. Taki scenariusz nie jest oczywiście możliwy w krótkim okresie; odnosi się do możliwego rozwoju sytuacji na Starym Kontynencie w długim horyzoncie czasowym i jest pomyślany jako głos w dyskusji nad koncepcjami poprawy kondycji Wspólnoty.

Kryzys Europy

Niemiecka polityka wobec partnerów europejskich uległa w ostatnich kilku latach zasadniczej zmianie i stała się nad wyraz pragmatyczna. Dotyczy to w największym stopniu polityki względem Paryża, którego słabnąca pozycja w Europie utrudnia RFN sprawne odpowiadanie na kryzy finansowy. Niemcy potrzebują politycznie i gospodarczo silnej Francji tak by oba państwa mogły kształtować wspólną politykę europejską wychodzącą poza ramy najbliższych kilkunastu tygodni lub miesięcy. Różnica zdań pomiędzy kanclerz Merkel a prezydentem Sarkozym jest tak duża, iż nie pozwala na wypracowanie wspólnej wizji Europy. Rozbieżności najdotkliwiej widać na polu polityki fiskalnej strefy euro (chociażby podejście do euroobligacji) oraz w sferze dyplomacji, gdzie katalog sprzecznych interesów jest znaczny (by wymienić choćby tylko problematykę Iranu, Libii, Chin i USA). Jednak największym wyzwaniem, przed którym stoją oba państwa jest zdefiniowanie wspólnych, długofalowych celów i formy dalszej współpracy. Okazją do tego będzie rocznica podpisania Traktatu Elizejskiego obchodzona w styczniu 2013 r. Wypełnienie obustronnych relacji nową treścią, ambitnymi acz realistycznymi zadaniami jest w mojej opinii najtrudniejszym zadaniem dla obu państw, któremu bacznie powinna przyglądać się nie tylko Polska, ale i cała Europa. Od agendy obu tych państw zależeć będzie w dużym stopniu przyszłość państw regionu.

Obecny kryzys zaufania do UE jest związany także ze szczególną pozycją Wielkiej Brytanii we Wspólnocie. Mam na myśli głębszy niż rabat brytyjski problem dotyczący europejskiej tożsamości Brytyjczyków i chęci ich przynależności do Unii Europejskiej. Ostatnio wyraz temu dał brytyjski parlament, ale poparcie dla wyjścia z UE jest znaczne również wśród społeczeństwa na Wyspach. Nakłada się na to uzasadnione poczucie Brytyjczyków, egzemplifikowane przez premiera Camerona, iż z racji posiadania własnej waluty są pozbawieni decydującego wpływu na szereg kluczowych decyzji w ramach UE. Sytuację tę można również odwrócić i zwrócić uwagę na problemy w stworzeniu skutecznych mechanizmów antykryzysowych w UE bez poparcia Brytyjczyków (np. wspólne podatki od transakcji bankowych czy CIT). Brytyjską pozycję dodatkowo komplikuje zacieśnianie wojskowej współpracy Londynu z Paryżem. Wielka Brytania jako tradycyjny sojusznik RFN przeciwko nadmiernemu wzrostowi pozycji Francji coraz bardziej oddala się od swojego dotychczasowego stanowiska. Wymaga to także uwzględnienia przez Berlin nowych okoliczności i perspektyw płynących z Wysp.

W niemieckiej polityce europejskiej trzecim kluczowym państwem jest Polska. Oba kraje mają co do zasady podobną wizję polityki fiskalnej opartej na konsolidacji budżetu a to w dzisiejszych czasach okazuje się być kluczowym wyznacznikiem poziomu wzajemnego postrzegania. RFN jest dla Polski największym partnerem handlowym a w pewnym wymiarze może okazać się również istotnym sprzymierzeńcem w kwestiach energetycznych (głównie w zakresie węgla kamiennego oraz OZE). Również dla kanclerz Merkel Polska zyskuje dodatkowego znaczenia na forum europejskim jako stabilny gospodarczo partner oraz przykład w tej dziedzinie dla pozostałych gospodarek regionu. Należy jednak podkreślić także zarysowujące się pola rozbieżności. Dotyczą one przede wszystkim wysokości Perspektywy Budżetowej UE na lata 2014-2020 oraz problematyki energii atomowej i ochrony środowiska.

Kryzys tożsamości

Jak zauważa Krzysztof Malinowski dotychczas niemiecka polityka zagraniczna (rozumiana na potrzeby tego artykułu jako sukcesorka „starej” RFN) była oparta na trzech głównych celach: zakotwiczeniu Niemiec w Europie jako kluczowej kwestii niemieckiej polityki zagranicznej z perspektywy historycznej; zachowaniu i rozbudowie przyjaznych relacji transatlantyckich oraz na dążeniu do partnerskiego modus vivendi z Rosją (Przemiany niemieckiej polityki bezpieczeństwa, 2009).

Tak postrzegane działania określano mianem Westbindung czyli przywiązania do Zachodu. Umożliwiło to RFN zbudowanie znaczącej pozycji gospodarczej w poczuciu bezpieczeństwa gwarantowanego przez NATO, głównie zaś przez USA. Nie wdając się w tym miejscu w szczegóły, zmiana priorytetów w niemieckiej polityce zagranicznej jest dziś widoczna bardziej niż kiedykolwiek po zjednoczeniu Niemiec. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest chęć odpowiedzi na pytanie w jaki sposób RFN może w największym stopniu kształtować dzisiejszy świat oraz w oparciu o jakich partnerów. Od kilku lat główną odpowiedzią na tak postawione pytanie jest zwrot w kierunku państw BRICS przy wykorzystaniu różnych środków: dyplomacji, pomocy rozwojowej, współpracy gospodarczej.

Egzemplifikacją powyższego było zachowanie w trakcie głosowania w Radzie Bezpieczeństwa nad rezolucją 1973 dotyczącą Libii. Wstrzymanie się od głosu ustawiło RFN w jednym szeregu z Brazylią, Rosją, Indiami i Chinami a przeciwko dotychczasowym partnerom USA, Francji i Wielkiej Brytanii. Zachowanie motywowane wewnętrzną taktyką przed wyborami do landtagów ukazało dodatkowo przedkładanie partyjnego interesu nad dotychczasowe paradygmaty niemieckiej polityki zagranicznej. Nie świadczy to dobrze o klasie rządzącej obecnie w RFN koalicji CDU/CSU-FDP. Podobnego zachowania można spodziewać się w sprawie polityki sankcji wobec Iranu, gdzie gospodarcze interesy Niemiec będą odgrywały pierwszoplanową rolę w podejmowaniu decyzji odnośnie tego państwa.

Już przed kryzysem niektórzy autorzy zwracali uwagę na potrzebę poszukiwania nowych sojuszników i partnerów w kluczowych dla RFN kwestiach. Jörg Husar, Günther Maihold oraz Stefan Mair w redagowanej przez siebie książce Neue Führungsmächte: Partner deutscher Außenpolitik? Zwracali uwagę na konieczność otwarcia się polityki zagranicznej RFN na Australię, Brazylię, Indie, Meksyk, Afrykę Południową, Koreę Południową, Tajlandię, Chiny i Rosję. W publikacji autorzy analizują poszczególne obszary istotne z niemieckiego punktu widzenia, w których zawieranie taktycznych przymierzy może okazać się nie tyle pożyteczne ile konieczne.

Poszukiwanie nowych partnerów strategicznych (słowo nadużywane w kontekście relacji Niemiec z poszczególnymi państwami) napotkało za Odrą na krytykę m.in. Helmuta Kohla. W wywiadzie dla prestiżowego magazynu Internationale Politik zdecydowanie negatywnie wypowiadał się o zmianie dotychczasowego kursu w niemieckiej dyplomacji oraz o braku jasno zdefiniowanych priorytetów polityki zagranicznej, która coraz częściej przypomina permanentny crisis management. Według byłego kanclerza priorytetem RFN w polityce zagranicznej powinno być „występowanie Niemiec i Europy u boku USA, jako niezawodnego partnera świadomego swojej odpowiedzialności za świat jako całość”. Można się z takim postrzeganiem dzisiejszego świata nie zgadzać, jednak trudno zarzucić Kohlowi brak długofalowej perspektywy i klarownych kryteriów doboru partnerów.

Przedkładanie interesów eksportowych przez RFN ponad dotychczasowe polityczne przyjaźnie jest uproszczeniem, ale przynajmniej częściowo oddaje ono ducha niepokoju w wielu stolicach zachodniego świata. Nakierunkowanie swojej gospodarki (w perspektywie długofalowej) na państwa BRICS jest z ekonomicznego punktu widzenia rozsądne, jednak każe postawić pytania o trwałość takich związków oraz o ich selektywność w realizacji poszczególnych interesów. Czy otwarcie się na BRICS z nową siłą będzie uzupełnieniem dotychczasowych tradycji międzynarodowego multilateralizmu RFN czy raczej jakościową zmianą w kierunku całkowicie suwerennej polityki zagranicznej bez uwzględniania interesów euroatlantyckich partnerów?

Przeciąganie liny

Niedawno Timothy Garton Ash opublikował w Guardianie tekst, w którym zauważył, iż Niemcy chciałyby być w rzeczywistości trochę większą Szwajcarią. RFN rzeczywiście chciałaby korzystać na dobrej światowej koniunkturze przy zachowaniu minimalnej odpowiedzialności za system, szczególnie w krytycznych momentach.

Z drugiej strony niemiecka wizja UE, jako ponadnarodowego związku państw zarządzanego przez Berlin oraz Francję lub inne państwo potrzebne do stworzenia większości by przeforsować konkretne rozwiązania na płaszczyźnie unijnej, jest zaprzeczeniem UE jako Wspólnoty minimalizującej uwypuklanie narodowych interesów. Kanclerz Merkel będąca w ustawicznym sporze z Komisją Europejską o podział kompetencji i zakres wprowadzanych środków zwalczających kryzys antagonizuje do RFN nie tylko Brukselę ale również większość mniejszych państw tradycyjnie opowiadających się za silniejszą rolą unijnych instytucji jako gwaranta ich równych praw.

Czy przeciąganie liny pomiędzy Merkel a Barroso zmierza w kierunku większej transparentności i demokratyzacji UE, której tak domaga się jeden z najważniejszych współczesnych filozofów Jürgen Habermas? Szczerze wątpię. A właśnie kryzys zaufania do Europy jako projektu opartego na wartościach i głębokim przekonaniu Europejczyków jest jednym z głównych wyzwań stojących przed wszystkimi stolicami UE.

Na ostatnim zjeździe CDU w Lipsku, szef frakcji parlamentarnej chrześcijańskich demokratów Volker Kauder powiedział, iż w czasie kryzysu „Europa mówi po niemiecku”. Nawet jeżeli byłaby to prawda, to istotniejsze od tego w jakim języku się mówi jest to o czym się mówi. A tu jasnego przesłania Europu i Niemiec niestety nie mamy.