Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Michał Cyran: Kim jesteś Kogucie?

Michał Cyran: Kim jesteś Kogucie?


05 listopad 2009
A A A

Francuzi wyciągnęli trupa tożsamości narodowej z szafy, którą tym razem otworzył minister do spraw imigracji. Po co te burki? – pyta Éric Besson wypuszczając parę z ust wielu rodaków.

Początek listopada nad Loarą przyniósł smutną wiadomość. Zmarł „ostatni gigant”, świadek minionego wieku, rewolucjonista nauk społecznych. Claude Lévi-Strauss przeżył ponad wiek pociągając w tym czasie za wiele sznurków francuskiej myśli. Pozwalał pływać słowom zarówno po salach akademii, jak i w głowach szerokiego grona czytelników. Jako filozof i etnolog pochylał się często nad „tym, co etniczne”, w gruncie rzeczy nad tym samym, co od tygodnia pęcznieje w nagłówkach Le Monde, Libération, Le Figaro, ale także unosi się w kawiarnianym powietrzu wcinając się w rozmowy pomiędzy kolejnymi łykami wina.

Nie żeby wcześniej temat narodowej identyfikacji był tabu. Nic z tych rzeczy. Besson tylko ponownie rozdał karty, sprawił że szepty znów zmieniły się w mowę. Debata trwa.

Image
Zdj. Katarzyna Kaczanowska
„Naród”, tym hasłem podpierał się Sarkozy podczas prezydenckiej kampanii w 2007 roku i jako chwytliwy temat towarzyszy mu ono również dziś. Teraz, gdy problem wraca na pierwsze strony, można zastanawiać się nad motywacją, która kierowała politykami rewitalizującymi tę polemikę. W pierwszej połowie przyszłego roku odbędą się wybory samorządowe. Zainicjowanie tożsamościowej dyskusji może okazać się jednym ze strategicznych punktów na przedwyborczej mapie Francji. Rządząca centroprawica nie tylko ogniskuje uwagę obywateli na chwytliwym dyskursie, odwracając ją jednocześnie od zagadnień gospodarczych czy korupcyjnych, ale zaprasza pod swoje skrzydła dotychczasowy elektorach politycznych przeciwników. Ta nagła „troska” o „to, co wspólne wszystkim Kogutom” to wyraźny sygnał dla wyznawców skrajnej prawicy – „chodźcie z nami, my zadbamy o naród”. Marine Le Pen, wiceprezes Frontu Narodowego, od razu przyklasnęła inicjatywie Bessona, nawołując do zwołania konferencji poświęconej imigrantom, którzy tak bardzo „rozwadniają francuską krew”.

To nie wszystko. Drugi biegun sceny także odczuje rządowy manewr – zresztą na własne życzenie. Lewica, w obawie przed utratą politycznej poprawności, zbyt często chowa głowę w piasek. Szczególnie dziś, w dobie globalizacji i masowych migracji, socjaliści powinni wreszcie zmierzyć się z tematem narodowości, od którego odwrócili się jeszcze bardziej po wydarzeniach majowych. Swoje porażki w kolejnych wyborach „zawdzięczają” między innymi brakiem odpowiedzi na postawione pytania. Ségolène Royal nie odzyska utraconych głosów wzmiankami na temat radykalizmu Le Pena oraz symboli we francuskim domu, a swoją obietnicę dyskusji na temat problemu narodowego powinna wreszcie pokryć. We francuskiej fladze widać także czerwień. Niech to zainspiruje lewicę do zaprojektowania namacalnej alternatywy wobec prawicowych polityków. Wypracowania własnej koncepcji, być może o wiele bardziej słusznej.

Dla Republiki

Wśród głosów debaty pojawiły się i takie, które twierdzą, że żaden Francuz nie musiał się nigdy zastanawiać nad tym, czym jest francuskość. Taki pogląd kruszy w pył historia kraju, który doczekał się sprawy Alfreda Dreyfusa, Action Française, „résistance” i rządów Vichy. Tych wszystkich wysp przeszłości nie jest w stanie zatopić przypływ fali sądów, starannie polerujących wszelkie rysy na narodowej tkance.

Kiedy idę paryską ulicą, trudno mi nie spostrzec tak często mijanych napisów: Liberté, Egalité, Fraternité. Fasady budynków przypominają, że Francja to stary naród, wypełniony swoją historią i podparty wieloletnią polityką. Nasuwa się pytanie – czym dzisiaj są ideały republiki? Wolność - w dobie topniejących swobód obywatelskich, Równość – podczas gdy widna społeczna rusza tylko dla niektórych i Braterstwo – kiedy rząd stara się dzielić społeczeństwo, by łatwiej nim rządzić.

Francuzi mają poważny problem ze zdefiniowaniem własnej tożsamości – to jasne. Nie potrafią spojrzeć na własne odbicie, ale skoro już zostali wciągnięci w dyskusję powinni rzucić okiem wstecz. Od dwóch wieków nad Loarą pojawiają się nowe twarze z różnych stron świata, choć niewątpliwie dzisiejszy kształt ich asymilacji różni się od poprzedniego. Niektórzy pragną ocalić pewne elementy swoich tożsamości, nie wypierając się przy tym Francji. Jakim prawem politycy mieliby im tego zakazać? Republika, to wiara w specyficzne wartości moralne, to braterskie relacje pomiędzy wszystkimi, to równość traktowania, to odrzucenie izolacji pewnych grup, to różnorodność kulturowa i społeczna. Nie trzeba wyrzekać się przy tym swojego pochodzenia. Najważniejszy jest wybór podzielanych praw i powołanie wspólnej wolności, która jest fundamentem narodu. Każdą próbę zamiecenia tych zasad pod dywan czeka fiasko.

Właśnie rozpoczęta debata, skoro już nastąpiła, powinna nadepnąć na odcisk szczególnie lewicy. Jej elektorat czeka na konkretne odpowiedzi, których brak skutkuje często ucieczką pod skrzydła populistów. Solidna alternatywa dla dominującej retoryki dałaby Royal możliwość budowania nowej Francji śmielej spoglądającej w kierunku kosmopolityzmu. Taką wizję lewica może roztaczać bez obaw. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Claude Lévi-Strauss nie był ostatnim Francuzem, który potrafił spojrzeć na problem etniczności z odpowiedniej perspektywy.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.