Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Paweł Świeżak: Po wyborach prezydenckich na Białorusi - relacja z konferencji


24 marzec 2006
A A A

Ponad piętnaście tysięcy ludzi na Placu Oktiabrskim w Mińsku w proteście przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim w wieczór 19 marca – dużo to czy mało? Pewne już jest, że dżinsowej rewolucji na Białorusi nie było i na razie nie będzie – w nocy z 23 na 24 marca, nawiązując do najgorszych radzieckich wzorców, państwowe służby bezpieczeństwa ostatecznie oczyściły plac w centrum Mińska z ostatnich kilkuset „chuliganów”. Opozycja wprawdzie się nie poddaje: na sobotę 25 marca zapowiada kolejną demonstrację. Jeśli jednak imponujące tempo aresztowań się utrzyma, czy będzie komu wyjść na ulice? To nie ukraiński Majdan, w dwumilionowym Mińsku może nie znaleźć się dość chętnych.

I na tym można by właściwie zamknąć sprawę i przejść do porządku dziennego nad „standardową” sytuacją na Białorusi, do jakiej zdołaliśmy już w ciągu ostatnich kilku lat przywyknąć. Proponuję jednak przeprowadzić pewien myślowy eksperyment: niech każdy z Czytelników wyobrazi sobie, że prosi się go o wzięcie udziału w demonstracji. Idziesz czy nie? Jest tylko kilka małych „ale”:
- prawdopodobnie narazi cię to na szykany ze strony pracodawcy, a najprawdopodobniej: na utratę pracy i to wraz z wydaniem „wilczego biletu” – o znalezienie nowego miejsca zatrudnienia może być bardzo trudno
- sankcje, a przynajmniej nieprzyjemności, mogą też w jakiś sposób dotknąć twojej najbliższej rodziny
- zatrzymanie i areszt są prawie pewne, a władze, traktując Cię jak terrorystę, mówią o możliwości zastosowania kar pozbawienia wolności od pięciu lat w górę aż do…
- wobec powyższych punktów szarpanina z milicją czy pobicie „przez nieznanych sprawców” lub przez siły porządku „w miejscu odosobnienia” to w sumie drobnostka
- jeśli jesteś studentem, to „wylecisz” z uczelni; możesz się starać dostać do szkoły za granicą, o ile władze pozwolą ci wyjechać
- większość otaczających cię ludzi marzy przede wszystkim o spokoju oraz stabilności, i traktuje cię albo jak niegroźnego wariata, albo wręcz jak groźnego pomyleńca, mąciciela porządku; możesz założyć, że będziesz miał spory problem, żeby wytłumaczyć sąsiadowi swoje racje i motywacje.

Jasne, że powyższa lista faktów, gróźb i szantaży nie musi w całości odpowiadać prawdzie i być całkowicie wprowadzona w życie – ale liczy się raczej to, co funkcjonuje w społecznej świadomości, obraz, jaki udało się wykreować rządowej propagandzie, to co ludzie myślą, co sobie przekazują w codziennych rozmowach. To na podstawie takiego właśnie obrazu trzeba tu podjąć decyzję.
Wracając do rozważanej kwestii – dużo czy mało ludzi wyszło na miński plac – myślę, że przy uwzględnieniu zarysowanego powyżej tła, nieco inaczej można spojrzeć na piętnaście tysięcy „niepokornych” Białorusinów, którzy pojawiając się w centrum 19 marca Mińska ryzykowali naprawdę dużo. A jednak przyszli.

***

Ocena sytuacji przed, w czasie i bezpośrednio po wyborach na Białorusi była tematem konferencji „Po wyborach prezydenckich na Białorusi” w Fundacji Batorego. Paneliści: Olga Karacz, deputowana z Witebska, Siarhiej Alfier z mińskiego Centrum Studiów nad Konstytucjonalizmem i Prawem Porównawczym, Andres Herkel (parlamentarzysta estoński, zajmujący się sprawami białoruskimi w Radzie Europy),  Aleś Dzikawicki (Radio „Svoboda”) oraz Wojciech Stanisławski (obserwator na wyborach z ramienia OBWE, pracownik OSW) byli zgodni co do niedemokratyczności przeprowadzonego głosowania. Liczne przytoczone przykłady, zarówno z okresu kampanii wyborczej, jak i z samego dnia wyborów, nie pozostawiły złudzeń. Blokada medialna wobec opozycji, aresztowania i zatrzymania jej członków uniemożliwiające prowadzenie agitacji wyborczej, konfiskaty ulotek, reżimowa propaganda w środkach masowego przekazu, budzący uzasadnione podejrzenia proces kilkudniowego „wcześniejszego głosowania” (od 14 marca) – to tylko niektóre z arsenału środków zastosowanych przez ekipę prezydenta Łukaszenki.

Prelegenci byli też na ogół zgodni co do tego, że natężenie działań antydemokratycznych ze strony władz było większe niż w czasie poprzednich wyborów w 2001 roku (przykłady i efekty działań zmierzających do zastraszenia społeczeństwa plastycznie odmalował Aleś Dzikawicki). Jakie jednak z tego wszystkiego wypływają wnioski – i przede wszystkim, czy „coś się zmieniło” w myśleniu samych Białorusinów, od których tak naprawdę wszystko zależy, jeśli rozważać dalsze możliwe scenariusze rozwoju wypadków?

Mińsk – jedno miasto o dwóch twarzach

W bardzo interesującej wymianie poglądów jaka wywiązała się pomiędzy zaproszonymi ekspertami i uczestnikami konferencji na pierwszy plan wybił się problem „dwóch Mińsków”. Z jednej bowiem strony mamy oczywiście grupę protestujących młodych ludzi, walczących o „lepszą przyszłość”. Ale z drugiej, zaledwie o kilkaset metrów dalej: obojętne wobec nich miasto żyjące swoimi codziennymi sprawami, ignorujące ich obecność, ludzi robiących zakupy, bawiących się na ślizgawce, w kinie, w pubie. Ci drudzy patrzą na tych pierwszych jak na ciekawostkę albo nawet jak na grupkę wariatów, żałośnie wystającą i marznącą na śniegu w imię nie wiadomo dokładnie czego.

Olga Karacz nazwała całą sytuację „matriksem”, krzyżowaniem się dwóch zupełnie odmiennych rzeczywistości, nie rozumiejących się nawzajem i nie mających zbyt wielu punktów wspólnych. Dodajmy, że rzeczywistości te bynajmniej nie są wobec siebie ekwiwalentne jeśli chodzi o liczebność, „obojętni” zdecydowanie przeważają. Wojciech Stanisławski skojarzył wydarzenia w Mińsku z atmosferą Marca 68’ w Warszawie. „Milinkiewicz to prawie Juszczenko; Plac Październikowy to prawie Majdan. Ale u kobiety prawie w ciąży nie należy spodziewać się dziecka” – stwierdziła nieco sarkastycznie Karacz, sceptycznie odnosząc się do wydarzeń ostatnich dni. Deputowana z Witebska skrytykowała również działania opozycji, której liderzy (Aleksandr Milinkiewicz i Aleksandr Kazulin) nie stanęli w jej ocenie na wysokości zadania w gorących powyborczych dniach. Protestującej na placu młodzieży zabrakło kierownictwa, kogoś, kto nakreśliłby jakąś perspektywę, miałby wizję, co dalej robić.

Karacz dostrzegła jednak także plusy protestu: a więc już sam fakt, że się odbył, zasługiwał jej zdaniem na uwagę („Jestem dumna z Białorusinów”, oświadczyła panelistka), podobnie jak to, że pobudził on nieco skostniałe społeczeństwo do aktywności, jakiejś debaty (w myśl mechanizmu: „Jeśli oni tam stoją, to może faktycznie coś jest nie tak?”, jaki mógł zajść w części białoruskiego społeczeństwa). Przyczyniły się do tego zresztą same władze, „przeholowując” w swojej zapalczywości i np. uniemożliwiając dostarczanie protestującym drobnej nawet pomocy (czegoś do picia i zjedzenia): to spowodowało, że w oczach przynajmniej części szczerze zaskoczonych takim postępowaniem mieszkańców Mińska ekipa Łukaszenki zyskała sobie miano „nieludzkiej”.

Siarhiej Alfier wyraził nadzieję, że konsolidacja opozycji, która dokonała się przed wyborami, będzie postępować o obejmie także ugrupowanie wspierające Aleksandra Kazulina.

Głos zabrał także Jacek Cichocki, dyrektor OSW, zwracając uwagę na nieporównywalność sytuacji ukraińskiej sprzed półtora roku i obecnej białoruskiej. Zdaniem szefa OSW, ukraiński „Majdan” był ukoronowaniem całego długiego procesu. Może więc białoruski Plac Październikowy stanie się z kolei chociaż takiego procesu początkiem?

***

Część druga. „Prognoza rozwoju wydarzeń” (główne tezy panelistów)

Jarosław Romańczuk (Centrum Analityczne „Strategia”, Mińsk): Zjednoczenie opozycji białoruskiej nie było „cudem”, tylko stanowiło wynik ciężkiej pracy partii politycznych i ich liderów. Ten proces należy kontynuować, dążąc do włączenia w struktury zjednoczonej opozycji Partii Socjal-Demokratycznej Kazulina. Elektorat Łukaszenki głosuje nawet nie tyle na samego Łukaszenkę, co „na stabilność”. Strategicznym zadaniem opozycji jest więc przekonanie ludzi, że nie jest ona zagrożeniem dla ładu i stabilizacji.
19 marca przywódcy partii wykazali jednak pewne niezdecydowanie i zabrakło im umiejętności sprawniejszego pokierowania wydarzeniami. Teraz należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy prowadzić walkę w ramach systemu, czy też zdecydować się na radykalniejsze kroki (np. w czasie kwietniowego „marszu czarnobylskiego”).
W wymiarze międzynarodowym, sprawę Białorusi należy postawić przed Rosją: to w Moskwie są klucze do zmiany sytuacji. Dla UE powinno też stać się jasne, ze podtrzymywanie dialogu z ekipą Łukaszenki w nadziei na jej „cywilizowanie” to droga donikąd. Należy rozszerzyć zakazy wizowe dla urzędników reżimu, wprowadzić system pomocy dla relegowanych z uczelni studentów, wspierać materialnie opozycjonistów pozbawionych pracy, stymulować rozwój niezależnych mediów oraz organizacji pozarządowych, współpracować z białoruskimi partiami politycznymi; natomiast sankcje ekonomiczne są nieużyteczne i niewskazane.

Adam Eberhardt (PISM): Celem opozycji w tych wyborach było „przełamanie bezalternatywności” i stworzenie fundamentu dla dalszego rozwoju – to się udało. Tym niemniej stabilność makroekonomiczna Białorusi i brak palących problemów bytowych ludności sprawiły, że trudno na razie o nastroje rewolucyjne w społeczeństwie. Sukcesem opozycji było też wykreowanie jej nowej „twarzy”: Milinkiewicza. Problemem może za to być potencjalny konflikt Milinkiewicza z bardzo ambitnym Kazulinem.
Władza Łukaszenki utrwalała swoją pozycję negując w ogóle istnienie opozycji – teraz będzie to trudniejsze.
Rosja popiera Białoruś, ponieważ w tradycji rosyjskiej jest myślenie „geopolityczne”, a nie „wartościujące” w polityce zagranicznej. Poza tym, Łukaszenko i tak nie ma możliwości „odwrócenia się na zachód”, tak więc jego prorosyjski kurs Moskwy nic nie kosztuje. Zmienić swój stosunek do reżimu Łukaszenki może Rosja w związku z „oszustwami” satrapy z Mińska (np. przy okazji zwodzenia w kwestii sprzedaży strategicznie ważnego Biełtransgazu) oraz, w ogólności, po przystąpieniu do WTO.
Analityk poparł aktywizację działań UE wobec Białorusi, choć odniósł się sceptycznie do pomysłu "rozkręcania" stacji radiowych (to na początku XXI wieku wydaje się anachronizmem).

Robert Tyszkiewicz (poseł PO, szef Zespołu Parlamentarnego na rzecz Solidarności z Białorusią): Należy skończyć z reaktywnością w polityce wobec Białorusi na rzecz „aktywności”. Polskie instytucje oficjalne (Zespół Parlamentarny na rzecz Solidarności z Białorusią, Zespół Międzyresortowy na rzecz Wspierania Demokracji przy premierze RP) współpracują, a priorytetem będzie wykorzystanie w możliwie efektywny sposób środków przewidzianych w budżecie polskim na promowanie demokracji (85 milionów złotych w tym roku).
Wobec Białorusi najważniejsze są trzy obszary aktywności: „informacja” (wolne media), „edukacja” (np. stypendia dla studentów) oraz „pomoc bezpośrednia” (obejmująca także metody niestandardowe).
Kierowany przez Tyszkiewicza zespół zamierza także nagłaśniać kwestię autokratyzmu białoruskiego na forum europejskim (planowane jest w tej sprawie organizowane przez Polaków spotkanie parlamentarzystów europejskich). Tyszkiewicz opowiedział się także za uchwaleniem przez polski parlament spec-ustawy, odpowiednika amerykańskiej Belarus Democracy Act.

Paweł Kazanecki (Wschodnioeuropejskie Centrum Demokratyczne, Warszawa): Cenne jest to, że „po raz pierwszy od dziesięciu lat sytuacja na Białorusi jest nieprzewidywalna”. Kampania Milinkiewicza okazała się generalnie udana – kandydat zdołał dotrzeć do tysięcy wyborców na prowincji, poza Mińskiem. Można sądzić, ze proces polityczny, który doprowadzi do odsunięcia Łukaszenki od władzy, już się rozpoczął (choć od jego finału dzielą nas najprawdopodobniej lata).
Na razie opozycja, organizacje pozarządowe muszą być przygotowane na konieczność dostosowania się do „podziemnych” metod działania.
Celem polityki polskiej winno być zdobycie dla sprawy białoruskiej szerszego poparcia w Europie (kluczowe jest zwłaszcza stanowisko Niemiec) – działania samodzielne nie na wiele się zdadzą. Poza tym w miarę swoich możliwości Polska powinna udzielać pomocy białoruskim opozycjonistom (np. studentom, rodzinom osób więzionych).

"Po wyborach prezydenckich na Białorusi", Konferencja w Fundacji Batorego, 24 marca 2006 roku.