Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Piotr Ciszewski: UE czy zjednoczona Europa?

Piotr Ciszewski: UE czy zjednoczona Europa?


10 luty 2004
A A A

Zjednoczona Europa jawi się w oficjalnej propagandzie jako światła idea, kierunek, w którym powinna dążyć Polska. Kto tego nie rozumie jest populistą, albo nacjonalistą - tudzież jednym i drugim. Któż inny bowiem kwestionowałby kierunek rozwoju naszego kontynentu.

Pojawia się tylko jeden mały problem. Zjednoczoną Europę rządowa propaganda przedstawia jako Unię Europejską. To właśnie Unia ma być przyszłością i powinniśmy ją wspierać. Do tego chóru dołącza się socjaldemokratyczna “lewica” z SLD-UP oraz różni “postępowcy” widzący szansę na równe prawa dla mniejszości seksualnych czy poprawę sytuacji kobiet, nie zwracając za to uwagi na kwestie ekonomiczne. Jak zwykle bywa w takich przypadkach agitki pokazujące rozwiązania proste jak budowa cepa niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.

Wychodzi to na światło dzienne obecnie, gdy toczy się debata dotycząca projektu nowej konstytucji Unii Europejskiej. Podobnie jak w przypadku wcześniejszego referendum nad przystąpieniem Polski do UE niemal wszyscy skupiają się na tematach zastępczych, które tak naprawdę są mało ważne.

Tematy zastępcze

Należy do nich między innymi kłótnia o to czy w preambule konstytucji ma znaleźć się odwołanie do chrześcijaństwa. Podobnie jak inne spory dotyczące religii, jest ona tyle zażarta co bezproduktywna. Od kształtu preambuły tak naprawdę nic nie zależy. Zapisanie w niej chrześcijaństwa nie uderza w inne wyznania, bo jest jedynie symbolem, a nie wprowadzaniem religii panującej, pominięcie go natomiast i tak nie wpłynie na morale chrześcijan. Prawdę mówiąc powinniśmy się godzić niemal na jakąkolwiek preambułę, byle w samej konstytucji były sprawiedliwe zapisy i była ona rzeczywiście postępowa. Liczy się w końcu sama konstrukcja prawa, a nie jego symbolika.

Spór o preambułę jest o tyle szkodliwy, że odwraca uwagę od o wiele istotniejszych kwestii. Jej laicki kształt stał się przyczyną wystosowania przez niektóre środowiska, w tym lewicowe, listu z poparciem dla jej brzmienia (chodzi o list otwarty wyrażający poparcie dla zaproponowanego przez Konwent kształtu preambuły do konstytucji - przyp. red. PSZ.PL). Moim zdaniem chodziło tu jedynie o zbicie kapitału politycznego, jednak list ten może być później odbierany jako poparcie całej konstytucji. Nie można przecież uchwalić wstępu, a odrzucić zapisów. Niektórzy lewicowcy wmanewrowali się więc mniej lub bardziej świadomie w popieranie czegoś, co lewicowe nie jest.

W dużej mierze tematem zastępczym jest też kłótnia ile głosów ma mieć w przyszłej Unii Polska. Jest ona zrozumiała przede wszystkim z punktu widzenia rządowych biurokratów, którym marzą się ciepłe posadki w Brukseli. Sytuacja ich rodzin rzeczywiście zależy od tego ile osób znajdzie zatrudnienie w Unii. Sprzeciw wobec tego i stwierdzenie że “nie będziemy umierać za Niceę” też jest szkodliwy z punktu widzenia lewicy, bo podobnie jak list w sprawie preambuły może być odczytany jako poparcie nowej konstytucji.

Konstytucja kapitalistów

Dlaczego projekt ustawy zasadniczej UE powinien być odrzucony przez lewicę? Powodów jest bardzo wiele. Wystarczy zrobić coś co nie przyszło chyba do głowy większości polskich polityków - przeczytać go. Wątpliwości powinien budzić już rozdział o kompetencjach Unii. Nie przyznano jej możliwości prowadzenia wspólnej polityki społecznej, a jedynie koordynowania jej. Oznacza to nic innego jak równanie standardów płacowych w dół. Jeśli zezwala się na konkurencję między państwami w kwestiach socjalnych, to jasne jest że inwestorzy będą przenosić się tam gdzie siła robocza jest najtańsza, czyli kraje o mniejszych płacach ze słabszymi prawami pracowniczymi będą w tej konkurencji górą. W artykule 14 czytamy wręcz że “Unia może (ale nie musi - przyp. aut.) podejmować inicjatywy w celu koordynacji polityk społecznych państw członkowskich.” Będzie to więc zależało od widzimisię unijnych biurokratów, a że konstrukcja instytucji europejskich nie sprzyja postępowi, co zostanie jeszcze osobno omówione, to na poprawę warunków życia zwykłych ludzi nie ma co liczyć. Wręcz przeciwnie, mieszkańcy krajów o wysokim standardzie mogą spodziewać się pogorszenia.

Widać wyraźnie że na określanie kompetencji Unii wielki wpływ miało lobby korporacyjne. Nie ma się temu co dziwić. Już wcześniej znakomita część dokumentów komisji europejskiej była pisana przy współpracy z Europejskim Okrągłym Stołem Inwestorów (ERT) czyli szefami największych korporacji działających w Europie. Od dawna swoje wpływy powiększa także Transatlantycki Dialog Biznesu (TABD), zrzeszający przedsiębiorców europejskich i północnoamerykańskich. Dąży on do “wyrównywania” czyli de facto obniżania standardów społecznych.

Grona te utrwalą jeszcze bardziej swoją pozycję w UE, gdy wejdzie w życie nowa konstytucja. Głównie dzięki temu jak skonstruowano instytucje wspólnoty. Parlament Europejski, czyli jedyne ciało wybierane w wyborach powszechnych potraktowano po macoszemu. Jego wpływ na Radę Europejską i Komisję jest całkowicie iluzoryczny. Już po długości artykułów dotyczących tych ciał widać, kto jest ważniejszy. Parlamentowi poświęcono ledwie trzy krótkie punkty, dotyczące sposobu wyboru. Pełni on funkcje budżetowe, ale ma jedynie uprawnienia konsultacyjne w sprawie ustaw europejskich i ustaw ramowych, czyli najważniejszych, uchwalanych przez Radę Ministrów. Nie ma też praktycznie żadnego wpływu na Radę Europejską i Komisję.

To właśnie Komisji przyznano bardzo szeroki zakres władzy. Zapewnia ona przestrzeganie konstytucji i stanowi władzę wykonawczą. Wykonuje budżet i zarządza programami, czyli wydaje nasze pieniądze z podatków, z których część będzie trafiała do Unii. W Art. 25 pkt. 4 zapisano wręcz że “Komisja jest całkowicie niezależna w wykonywaniu swoich zadań”. Społeczeństwa krajów członkowskich nie mają żadnego wpływu na jej skład. Jeśli dodamy do tego korporacyjny lobbying to już widać kto korzysta i w czyim interesie będą działali komisarze. Grupy pozarządowe na pewno nie będą mieli do nich takiego dostępu co wielki biznes.

Przewodniczący Komisji Europejskiej jest wybierany przez Radę Europejską i jedynie dawany do zatwierdzenia parlamentowi. Później z listy kandydatów przygotowanej przez państwa członkowskie dobiera sobie innych komisarzy. Sposób tworzenia instytucji wprost idealny do wszelkich nadużyć i wzmacniający elity ekonomiczne oraz finansowe.

Euro służy bogatym

Ważnym elementem Unii jest też wspólna waluta. Jej zwolennicy mają gęby pełne frazesów o wspólnocie, znoszeniu barier itp. Tymczasem Euro, w obecnym kształcie, to nic innego ja ułatwienie prowadzenia na terenie Unii spekulacji finansowych. O ile kiedyś można było mieć cień szansy na przykład na opodatkowanie spekulacji finansowych, w ramach Unii, co miałoby spory wpływ na gospodarkę światową i zmniejszenie niekontrolowanych przepływów, teraz kapitał może działać swobodnie na ogromnym rynku europejskim. Nie wystarczy decyzja kilku największych krajów o wprowadzeniu opodatkowania, musiałaby to zrobić cała unia, co wydaje się nierealne, tym bardziej że nad Euro kontrolę sprawuje Europejski Bank Centralny. Jest on częścią Banku Światowego i nie będzie działał wbrew woli elit finansowych. Jednocześnie znajduje się poza demokratyczną kontrolą. Państwa mogą podejmować nawet bardziej postępowe decyzje, ale to i tak bank trzyma za wszystkie sznurki. Nie bez powodu radykalna lewica w Europie występuje przeciw wspólnej walucie. Między innymi dzięki jej kampanii udało się ocalić przed wejściem do strefy Euro Szwecję.

Konstytucja militarystów

Myliłby się ten, kto sądzi że w myśl nowej konstytucji UE jej wspólna polityka we wszystkich dziedzinach zostaje osłabiona. Bardzo wzmocniona zostaje polityka bezpieczeństwa i obronna. Dotyczący jej artykuł 40 jest bardzo rozbudowany. Zakłada się w nim “zdolność operacyjną, opartą na środkach cywilnych i wojskowych. Unia może z nich korzystać w przeprowadzanych poza Unią misjach utrzymania pokoju, zapobiegania konfliktom i wzmacniania międzynarodowego bezpieczeństwa...”. Mamy tu do czynienia z niczym innym jak umożliwieniem prowadzenia przez siły zbrojne państw UE zbrojnych agresji. Pretekst zawsze się znajdzie, a cel i tak pozostanie niezmienny - obrona interesów wielkich korporacji. Przyszłe europejskie siły zbrojne będą tak samo agresywną siłą jak armia USA, tyle że będą działać nie w interesie Haliburtona i Texaco, a Shella czy Total Fina Elf. Europejskie korporacje już teraz posiadają własne państwa w państwie, np. w Nigerii. Teraz będą jeszcze mogły posłać tam europejskie wojska, aby “bronić pokoju” lub “wzmacniać bezpieczeństwo”.

Wzrost znaczenia sektora militarnego oznacza jeszcze jedno. Państwa członkowskie UE, aby móc wystawić odpowiednie siły szybkiego reagowania i nowocześniejszy sprzęt, będą musiały zwiększyć wydatki na zbrojenia. Pieniądze będą wyrzucane w błoto, a rządy będą powtarzały slogany o potrzebie cięć socjalnych. Koncerny zbrojeniowe, zwłaszcza z Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, czyli państw które najbardziej nalegały na stworzenie ścisłej współpracy wojskowej już ostrzą sobie zęby na nowe kontrakty. Ustanowiono Europejska Agencję Zbrojeń, Badań i Potencjału Wojskowego. Już sama nazwa powinna skłaniać do odrzucenia tego projektu i protestów. Europa zaczyna niebezpiecznie włączać się do nowego wyścigu zbrojeń, przyjmując od USA histeryczną retorykę “wojny z terroryzmem”.

Socjaldemokracja jest winna

Pomimo oczywistych wad, konstytucji broni w Parlamencie Europejskim i w ogóle na arenie politycznej chór socjaldemokratów. Nie zrobili oni nic dla zwykłych ludzi gdy sprawowali władzę w większości krajów członkowskich. Pogrążali się jedynie w biurokratycznym bagnie, które świetnie służyło biznesowym grupom nacisku. Teraz, na fali protestów społecznych nagle przypomnieli sobie o polityce społecznej czy zwalczaniu nieuczciwego lobbyingu. Na I Europejskim Forum Społecznym deputowana Partii Europejskich Socjalistów narzekała na to jak wielu przedstawicieli biznesu kręci się przy unijnych instytucjach. Zapytana jednak co zrobiła aby uregulować te kwestie lub przynajmniej próbować, nie potrafiła udzielić konkretnej odpowiedzi. Partia Europejskich Socjalistów próbuje mrugać okiem do ruchów postępowych, coraz częściej okazuje się jednak że lewica nie chce z nią mieć nic wspólnego. Rzeczywiście socjaldemokraci są bardziej perfidni od liberałów, ci drudzy przynajmniej robią to co mówią, są więc mniej zakłamani.

Ułudą jest także to że istnieje w Europie jakaś lewicowa socjaldemokracja. Lewicowa socjaldemokracja to ta która nie zdążyła się jeszcze unowocześnić do końca, choć jest na dobrej drodze ku temu. Francuscy socjaliści tak podziwiani przez część polskiej lewicy także popierają kapitalistyczną konstytucję UE.

Rozwiązaniem jest jedynie, już teraz, przygotowanie do przeprowadzenia, w skali całego kontynentu, dużej kampanii na rzecz odrzucenia projektu konstytucji Unii Europejskiej. Ponieważ Polska wchodzi w jej skład w tym roku, my też powinniśmy się do tego szykować, apeluję więc do wszystkich lewicowo myślących ludzi, którzy nie chcą aby rządziły nami korporacje i ich liberalni albo socjaldemokratyczni pomagierzy, aby zaczynali się organizować. Musimy sprzeciwić się tej konstytucji!

Piotr Ciszewski (ur. 1979) jest studentem nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Publikuje m.in. w kwartalniku "Pokolenia", biuletynie "Na lewo", prasie związkowej, współtworzy niezależne portale internetowe. Swoje poglądy określa jako anarchosyndykalistyczne. Tekst "UE czy zjednoczona Europa?" publikujemy za zgodą autora.

Tekst jest wyrazem poglądów autora. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za publikowany materiał.