Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Radosław Wierzbiński: Macte animo Gordonie

Radosław Wierzbiński: Macte animo Gordonie


01 wrzesień 2007
A A A

Gordon Brown objął stanowisko premiera raptem dwa miesiące temu. W tym czasie jego rząd musiał sprostać pogodzie, terrorystom, politykom i wściekłym krowom. Przetrwał i może liczyć na 40 proc. poparcia społecznego. Czy obroni się jednak przed referendum ws. traktatu reformującego?

Gordon Brown objął stanowisko premiera 27 czerwca zastępując urzędującego 10 lat Tony'ego Blaira. Wydawało się, iż po ekscentrycznym polityku nastaną na wyspach czasy monotonnych debat i unikania kontrowersji. Nic bardziej mylnego!

W ciągu dwóch miesięcy rząd uwikłał się poważnie w „zimną wojnę dyplomatyczną” z Rosją, Wyspy nawiedziły potężne ulewy niszczące tysiące brytyjskich gospodarstw, kilkoma miastami wstrząsnęły akty terroru inspirowane przez muzułmańskich doktorów, ekolodzy sparaliżowali częściowo pracę lotnisk i pojawiły się kolejne ogniska pryszczycy. Okazało się także, że nieletni, którzy kilka dni temu zastrzelili 11-letniego Rhysa mogli mieć broń przemycaną na Wyspy przez rosyjską mafię a uchodzący za nudnego i małomedialnego polityka Brown może dogadać się w sprawach globalnych z poszczególnymi przywódcami światowymi.

Jedna rzecz nie uległa jednak całkowicie zmianie, choć powodów ku temu było, i jest, wiele. To sprawa referendum ws. traktatu reformującego. To o tyle zaskakujące, albowiem Brown niemal już z każdej strony atakowany jest przez polityków, związki i media, by zgodzić się na głosowanie. Konserwatywna gazeta „Daily Telegraph” zebrała już przeszło 70 tys. podpisów pod wnioskiem o zorganizowania głosowania. W dyskursie od dawna swe krytyczne uwagi prezentują Torysi z Davidem Cameronem na czele. Niedawno dołączyli do nich jednak także laburzyści. Najpierw Brown musiał odeprzeć ataki dwóch związków zawodowych, które w kontekście ewentualnej wiążącej formuły Karty Praw Podstawowych zaczęły spekulować nt. konieczności przeprowadzenia referendum. Kilka dni później okazało się, że pod taką petycją jest się w stanie podpisać 120 polityków Partii Pracy, w tym były minister ds. wewnętrznych i administracji David Blunkett i Keith Vaz, były minister ds. europejskich.

Godron Brown za wszelką cenę nie chce podnieść rękawicy, bo wynik potyczki jest niemal tak pewny jak to, że ziemia jest okrągła. Szkot podkreśla w kolejnych wystąpieniach, że ustalenia ze szczytu brukselskiego są na tyle korzystne dla Wielkiej Brytanii (osiągnięcie zamierzonych celów – red lines), że przyjęcie traktatu nie będzie wymagać akceptacji społeczeństwa, a jedynie parlamentu. Jim Murphy, obecny minister ds. europejskich, wtóruje mu dodając, iż do tej pory na Wyspach było przeprowadzone raptem jedno referendum (w 1975 r. – nt. przystąpienia do WE – post factum), które nie dotyczyło ani traktatu z Maastricht, ani z Amsterdamu, ani z Nicei. Dlatego też i w tym przypadku nie jest ono konieczne.

Brown i jego rząd są na razie w miarę bezpieczni. Gdyby dziś miały się odbyć wybory jego partia mogłaby liczyć na poparcie 41 proc. Brytyjczyków, Torysi na 33 proc. a Liberalni Demokraci na 14 proc. Jak widać zatem Partia Pracy utrzymała bezpieczną przewagę nad Konserwatystami w ostatnich dwóch miesiącach, a program postblairowski przypadł Brytyjczykom do gustu. Spodobał się i sam premier. Wg najnowszego sondażu YouGov 40 proc. Brytyjczyków jest zadowolona z jego postawy Gordona Browna a blisko połowa widziałaby go jako „nowego” premiera rządu laburzystowskiego. W indywidualnym pojedynku z Cameronem wypada jeszcze okazalej – ufa mu 44 proc. Brytyjczyków, Torysowi zaledwie 20 proc (blisko połowa respondentów twierdzi nawet, iż nie sprawdza się jako lider partii).

Przed zbliżającą się konferencją Partii Pracy Brown jest zatem dość spokojny, ale i czujny. Ufać zaczęło mu społeczeństwo, zmęczone probushowskim premierem Blairem, ale kolejni laburzyści chcą „ostatecznego rozwiązania kwestii referendum”. Mało prawdopodobne wydaje się, by w czasie prezydencji portugalskiej zdecydował się na ten krok. Pewniejsze wydają się wcześniejsze wybory, które pozwoliłyby mu pozbyć się etykiety premiera „na zastępstwo”. Tak więc odwagi Gordonie. Macte animo.