Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Świat Afryka Mauretania/ Wybory prezydenckie

Mauretania/ Wybory prezydenckie


15 marzec 2007
A A A

Wyniki niedzielnych wyborów w Mauretanii wyłoniły dwóch faworytów do urzędu prezydenta, którzy zmierzą się w drugiej turze 25. Marca. Są to pierwsze w historii tego kraju wolne wybory, twierdzą międzynarodowi obserwatorzy.

Wedle podanych wyników, żaden z 19 kandydatów na prezydenta nie uzyskał 50 procentowej przewagi, wystarczającej do objęcia tego stanowiska już po pierwszej turze. Wspierany przez przedstawicieli poprzedniego reżimu Sidi Szejk Abdellahi zdobył 20 proc. głosów. Tuż za nim uplasował się lider opozycji, Ahmed Daddah, przyrodni brat pierwszego prezydenta kraju. Do drugiej tury nie dostał się Messaoud Boulkheir, haratyn (potomek arabsko-berberyjskich niewolników) i działacz na rzecz zniesienia wciąż praktykowanego w Mauretanii niewolnictwa.

W głosowaniu udział wzięło 70 proc. uprawnionych obywateli. Nad jego poprawnym przebiegiem czuwało trzystu obserwatorów z różnych międzynarodowych instytucji. Wśród przedstawicieli parlamentu europejskiego znalazł się polski europoseł Ryszard Czarnecki (opis listopadowych wyborów parlamentarnych w Mauretanii można znaleźć w jego blogu).

Niedzielne wybory prezydenckie są uwieńczeniem dwuletniego procesu demokratyzacji kraju. Próbę tę podjął pułkownik Ely Mohammed Vall, po dokonaniu bezkrwawego zamachu stanu w sierpniu 2005 roku, kończącego dwudziestoletnie panowanie reżimu pułkownika Ahmeda Tayi.

 

Image

Przewrotne dzieje pustynnego państwa

Była kolonia francuska na swej drodze do demokracji doświadczyła trzech zamachów stanu, przeplatanych długoletnimi rządami dyktatorów. Pierwszym z autokratów stał się pozostawiony przez ustępującą Francję w 1960 roku prezydent Moktar Daddah. Przedłużył on swe rządy do 1976 roku, twierdząc, że Mauretańczycy nie są gotowi na życie w wielopartyjnym państwie. Drugim stał się rządzący do niedawna Ahmed Taya, który przejął władzę po bezkrwawym przewrocie w 1984 roku. Po upadku Bloku Wschodniego, Taya zdecydował się pod wpływem Zachodu wdrożyć system wielopartyjny, wygrywając w 1992 r. kontrolowane przez siebie wybory prezydenckie. Przedłużeniu jego władzy w 1997 roku towarzyszyły coraz większe protesty społeczeństwa. Dwa lata później, przy ogólnej dezaprobacie opozycji Taya nawiązał stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Tym samym Islamska Republika Mauretanii stała się jednym z trzech krajów muzułmańskich, które uznały państwo żydowskie. Po zamachu z 11. września stał się on zaś zagorzałym wrogiem międzynarodowego terroryzmu, zyskując sobie przychylność Stanów Zjednoczonych, których jednostki specjalne zaczęły szkolić mauretańskie wojsko. Krytycy Tayi utrzymują, że walka z terrorem stała się dla niego instrumentem rozprawiania się z opozycją, której wielu przedstawicieli zaczęło trafiać do więzienia.

Ahmed Taya został obalony dwa lata po tym, gdy w 2003 r. po raz trzeci zapewnił sobie prezydenturę, uprzednio zmieniając na tę potrzebę konstytucję kraju. O zamachu dowiedział się przebywając w Arabii Saudyjskiej na pogrzebie króla Fahda.

Ely Mohammed Vall stojący na czele przewrotu został początkowo potępiony przez społeczność międzynarodową. Stosunek doń zmienił się, gdy Vall zaczął wprowadzać szereg prodemokratycznych reform. Przed wyborami prezydenckimi zaznaczył, że ani on ani pracownicy jego tymczasowego rządu nie mają zamiaru w nich startować. Obawy obserwatorów budzi jednak fakt, że Vall nie wykluczył interwencji armii w wypadku, gdy pierwsza tura wyborów nie wyłoni prezydenta. Stąd też rodzi się przekonanie, iż kluczowe dla ukończenia procesu demokratyzacji kraju mogą okazać się najbliższe dni poprzedzające drugą turę przewidzianą na 25. marca.

Na podstawie: AllAfrica, IRIN, Mail&Guardian.