Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Łukasz Bardziński: Chichot dyplomatołków


01 grudzień 2008
A A A

Cała gruzińska przygoda prezydenta sprawiła, jak widać, wielką radość naszym elitom, zarówno politycznym, jak i medialnym, które prześcigają się w jak najzabawniejszym przedstawieniu tematu. Sprawa tymczasem pozostaje bardzo poważna.

Ostanie komentarze na temat prezydenta Lecha Kaczyńskiego związane głównie z jego wizytą w Gruzji, ale nie tylko, przypominają trochę festiwal kabaretowy. Festiwal, podkreślmy to, z kiepskimi kabareciarzami. Co chwilę pojawia się nowa postać i chce powiedzieć coś śmieszniejszego niż poprzednicy, jednak w momencie, kiedy brak talentu takim artystom, już nie wiadomo czy śmiejemy się z tego, co mówią, czy też z tego, jak sami siebie ośmieszają robiąc coś, do czego zupełnie nie mają powołania, i mówiąc o rzeczach, o których tak naprawdę zdają się nie mieć pojęcia.

W przypadku polskiej polityki nasuwa się jednak pytanie, czy to rzeczywiście brak kompetencji, czy może coś jeszcze…

A może do prezydenta strzelali Polacy?

Z tego co ustaliły media, raport ABW w sprawie ostrzelania polskiego prezydenta w Gruzji, za głównego sprawcę uznaje stronę gruzińską. Świadczą za tym następujące argumenty: prezydent Gruzji uśmiechnął się - podczas gdy słychać było strzały, ochrona zareagowała z opóźnieniem i, przede wszystkim, całe zajście było na rękę prezydentowi Gruzji. Idąc tym tropem, proponuję do listy podejrzanych dodać Polski rząd.

Nikt inny nie pała taką niechęcią do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak rząd Donalda Tuska, nikt inny nie skierował w jego stronę tylu złośliwości, nikt inny kosztem interesu narodowego, nie próbował ośmieszyć prezydenta Polski. Tak więc, czy strzały skierowane w prezydenta lub próba jego zastraszenia nie mogła być również na rękę rządowi Tuska? Czy hucpa, jaka obecnie panuje w związku z tym wydarzeniem, nie jest na rękę PO, w końcu znowu może odciąć trochę ze słupków poparcia prezydenta?

Niedorzeczne jest to co piszę? No cóż, sam wątpię w tezę, że to PO inspirowała strzały. Ale kto wie, idąc sposobem myślenia ABW? Swoją drogą, należy pogratulować tak szybkiego sporządzenia raportu i tak "wnikliwej" analizy - nie każdy wywiad ma tak inteligentnych ludzi, którzy w tak szybkim czasie, sporządzą raport po myśli partii, której szef sam twierdzi, że ta służba jakby bardziej należy do jego ugrupowania.

Ale: "jaka partia takie służby" - nawiązując do złotych myśli marszałka Komorowskiego. Nikt w ABW nie zauważył, że tezy zawarte w raporcie tracą na aktualności w chwili, kiedy Osetyńscy sami się przyznali do oddania strzałów. Jak taki raport stawia nas w oczach władz Gruzji? Trochę przypomina to niektóre akcje Platformy, jak choćby komiczna, w pewnym sensie, próba zablokowania za wszelką cenę wyjazdu prezydenta RP na szczyt UE, kiedy to nie zawahano się nawet tłumaczyć chorobą pilota. Nie ważne jak, nie ważne jakim kosztem, byle by ośmieszyć prezydenta.

Powszechna wesołość

Cała gruzińska przygoda prezydenta  sprawiła, jak widać, wielką radość naszym elitom zarówno, politycznym, jak i medialnym, które prześcigają się w jak najzabawniejszym przedstawieniu tematu, w czym bryluje, jak zawsze błyskotliwy, marszałek Komorowski. Wszystko obracane jest w żart, dodajmy w chamski i prymitywny żart. Nikt nie zwraca uwagi na fakt, że sprawa nie jest wcale śmieszna (wyjątkami są Rafał Ziemkiewicz i Bronisław Wildstein, którzy na łamach "Rzeczpospolitej" ośmielili się wbrew trendom przedstawić odmienną opinię na temat całego zajścia i zdystansowali się od powszechnych drwin z prezydenta).

A tak naprawdę, sprawa jest poważna. Przecież, gdyby Rosjanie przestrzegali wcześniejszych ustaleń, strzały by nie padły, a cała wyprawa nie miałaby tak awanturniczego przebiegu. Nie pomoże tutaj tłumaczenie, że zrobili to Osetyńcy. Bo kimże są mieszkańcy Osetii? Nie przypadkiem tymi, którzy tak chętnie przyjmują rosyjskie paszporty? Czy czasem nie mieszkają w państwie, które uznaje w zasadzie jedynie Rosja, a zatem niejako Moskwa bierze odpowiedzialność, za to co dzieje się w Osetii?

Tylko, czy kiedy trzeba "dowalić" Lechowi Kaczyńskiemu, kiedy walczy się o ciepły kącik w pałacu prezydenckim dla szefa partii, to ktoś myśli o polityce międzynarodowej poważnie?

Czas „dyplomatołków”

Osobny akapit warto poświęcić wypowiedzi Lecha Wałęsy, który z chęcią dołączył się do chóru wesołków, kpiących z prezydenta. Otóż w swoim felietonie dla jednego z portali internetowych twierdzi on, że zachowanie prezydenta było skrajnie nieodpowiedzialne i narażające Polskę na śmieszność za granicą. Tylko co, tak naprawdę, ma pisać prasa zagraniczna, skoro dziennikarze widzą jakie są reakcje przedstawicieli polskiego rządu i parlamentu, a także "gwiazd" polskich mediów. Wałęsa, sugeruje poza tym, że dyplomatycznym afrontem Lecha Kaczyńskiego będzie wyjazd do Azji w czasie gdy „w Gdańsku zgromadzą się wielkie osobistości świata, aby dyskutować o przyszłości”.

Zapewne z okazji rocznicy przyznania pokojowej nagrody Nobla przywódcy Solidarności, byłego prezydenta odwiedzą znakomici goście. Nic jednak nie wiadomo by miały odbywać się tam jakieś ważne rozmowy, których prezydent Polski nie mógłby przeprowadzić w innym terminie lub przy innej okazji i dla których miałby się posunąć do znieważenia cesarza Japonii. Bo jak nazwać wycofanie się z oficjalnej wizyty, uzgadnianej od dawna z władzami kraju, którego protokół dyplomatyczny przewiduje tylko 2 wizyty głów państw w ciągu roku na dworze cesarskim.

Określenie "dyplomatołki" użyte przez Władysława Bartoszewskiego wydawać się może, wobec ostatnich wydarzeń, określeniem potrzebnym w polskim dyskursie politycznym, bo czasami trudno niektóre zjawiska określić inaczej nie używając słów dosadnych. Pytanie tylko, kto prowokuje powrót tego hasła do słownika polskiej polityki.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.