Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Łukasz Bardziński: Jak postępować z opryszkami?


06 styczeń 2009
A A A

Najpierw szantaże energetyczne, a co potem? Już kilka miesięcy temu prezydent Lech Kaczyński, ostrzegał nas, że po agresji na Gruzję przyjedzie kolej na Ukrainę, a potem wróg stanie już u naszych bram.

Wyobraźmy sobie, że w zimowy wieczór zaczepia nas opryszek i żąda zawartości naszego portfela, co możemy zrobić w takiej sytuacji? Dodajmy jeszcze, że ten opryszek to powszechnie znana w okolicy kreatura, o której wszyscy wiedzą, że jest najgorszym pasożytem społecznym i mendą, ale nikt nie ma odwagi oficjalnie zgłosić tego na policję.

Oczywiście, dla każdego racjonalnie myślącego człowieka są dwa wyjścia. Pierwsze, to oddać zawartość portfela i liczyć na to, że następnej nocy taki pech spotka sąsiada, a nie nas. Ale jest i druga opcja, jeżeli czujemy się na siłach, to opcja siłowa i wysłanie przy pomocy pieści i kopniaków napastnika tam skąd przybył, czyli do diabła. Wydaje się to całkowicie rozsądne, ale nie w polskiej polityce. Z postawy polskiego rządu wobec kryzysu gazowego na Ukrainie możemy wnioskować, że przedstawiciele naszych władz zaczęliby szukać kompromisu.

Owszem, może i brzmi to ładnie, trzeba być grzecznym i ugodowym, robić wszystko żeby wszyscy byli zadowoleni, a w szczególności wielki brat w Brukseli, żeby nie musiał martwić się niesfornym braciszkiem ze wschodnich rubieży. Tylko gdzie tutaj interes narodowy? A mówiąc językiem bardziej może zrozumiałym dla euroelit - gdzie jest dbałość o interesy ludności zamieszkującej regiony położone nad Wisłą?

Mimo, wystąpień polityków ze słodkimi minami, oznajmiających, że problemu nie ma (tak jak wcześniej kryzys finansowy był bagatelizowany), dostawy gazu do Polski są ograniczane, a nasze rezerwy mogą nie wystarczyć aby przemysł mógł  funkcjonować w 100 procentach, a to nawet dla dziecka powinno być zrozumiałe, że przyniesie straty polskiej gospodarce.

Może jestem prowodyrem, może sieję panikę, a nasza gospodarka to tytan, któremu nawet kryzys nie straszny, cóż całkiem możliwe jest że dla kogoś kto wierzy politykowi obiecującemu cuda to uśmiechy miłosnej ekipy wystarczą by zapewnić spokój. Niestety nie dla mnie, więc kontynuuję moja „dyplomatołkową” refleksję…

Kilka miesięcy temu prezydent Lech Kaczyński, ostrzegał nas, że po agresji na Gruzję przyjedzie kolej na Ukrainę, a potem wróg stanie już u naszych bram, by odzyskać, to co kilka wieków wcześniej sobie przemocą przywłaszczył. Wówczas było to bagatelizowane, później, kiedy wszyscy myśleli, że w Gruzji panuje pokój, ostrzelano naszego prezydenta, co już nie było bagatelizowane, no bo jakże bagatelizować takiego newsa. Mieliśmy wówczas okres w którym nastąpiło wyżycie intelektualne publicystów i polityków. Wówczas triumfatorem bezapelacyjnym okazał się marszałek Komorowski, który wyznaczył nowy poziom dyskusji, o którym wcześniej Palikot z Niesiołowskim mogli tylko marzyć, tak więc uczeń przerósł mistrza.

Miało, być o stosunkach międzynarodowych, a ja rozwodzę się o poziomie polskiej debaty i utarczkach polityków.

Tyle, że niestety jest to znamienne, dla polskiej polityki zagranicznej. Śmiech, żarty i brak merytorycznej dyskusji, szczególnie wobec pomysłów prezydenta i jego obozu politycznego. Zero alternatywnych pomysłów i radość, że można było pośmiać się z przeciwnika. A sytuacja staje się poważna. Bo to już nie jest kwestia, dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina…, jutro stało się teraźniejszością i może przyszedł najwyższy czas aby zastanowić się co przyniesie przyszłość. Ile lat, a może miesięcy zajmie Rosji „podbijanie” Ukrainy.

Najpierw szantaże energetyczne, co potem? Uzależnienie Ukrainy do tego stopnia, aby później kilkoma decyzjami można było państwo doprowadzić do bankructwa? Pogłębienie biedy, wywołanie lokalnych konfliktów, podział państwa, aneksja Krymu? Wizji jest wiele, większość z nich pesymistycznych. Ale są i optymistyczne, jak wstąpienie Ukrainy do NATO. Owszem takie posunięcie może pociągnąć za sobą protesty Kremla i próby zablokowania procesu wstępowania Ukrainy do NATO.

Tylko czy możemy negocjować jakiś kompromis, by na chwilę zachować status quo, skoro wiadomo, że sytuacja prędzej czy później się powtórzy.

Tak jak najrozsądniejszym jest danie łupnia lokalnemu opryszkowi, by w końcu uzyskać spokój w okolicy, nie tylko dla siebie, ale dla rodziny, przyjaciół i sąsiadów, tak logicznym powinny być działania zmierzające do dywersyfikacji źródeł energii i pokazanie spadkobiercy ZSRR, że jego gaz jest nam niepotrzebny, a jeżeli che nam go zaoferować to tylko na prawach wolnego rynku. Tylko, czy ktoś w wielkim socjalistycznym, do którego niestety coraz bardziej upodabnia się Unia Europejska może sobie wyobrazić prawdziwy wolny rynek, skoro gdy tylko ktoś wyrwie się ze zdaniem sprzeciwu ląduje w oślej ławce z etykietą oszołoma.

Osobiście wolę być oszołomem, ale w kraju o którego przyszłość nie musze się obawiać.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.