Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Europa Polska Daniel Michałowski: Honor uratowany czyli koniec procesu ws. Nangar Khel

Daniel Michałowski: Honor uratowany czyli koniec procesu ws. Nangar Khel


03 czerwiec 2011
A A A

Po blisko czterech latach sąd wojskowy uniewinnił wszystkich oskarżonych w sprawie ostrzelania wioski Nangar Khel w Afganistanie.

Do zdarzenia doszło 16 sierpnia 2007 roku. Amerykański konwój został zaatakowany przez talibów. Na pomoc wezwany został polski patrol, złożony z żołnierzy 6 Brygady Desantowo-Szturmowej z Bielska Białej. Wchodzący w skład patrolu transporter opancerzony typu Rosomak najechał na minę. W okolicach wioski Nangar Khel zlokalizowano stanowisko talibów, które następnie zostało ostrzelane z moździerza oraz z karabinu maszynowego. Dwa z ponad dwudziestu wystrzelonych pocisków trafiły w zabudowania, powodując śmierć sześciu cywilów (dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu) oraz rany u kilku kolejnych mieszkańców wioski. Tyle wiadomo o przebiegu całego incydentu.

Po powrocie do kraju sąd zdecydował o aresztowaniu żołnierzy, którzy brali udział w opisanych działaniach. Prokuratura oskarżyła kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasza Bywalca, chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksy o popełnienie zbrodni wojennej oraz ludobójstwa, a st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego o ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego. Kapitan Olgierd C. miał wydać rozkaz ostrzelania wspomnianej wioski, a żołnierze mieli ten rozkaz wykonać – przynajmniej taka była wersja prokuratury wojskowej. Nie znaleziono jednak informacji z całą pewnością potwierdzających taki przebieg zdarzeń. Cała sprawa musi budzić co najmniej poważne wątpliwości.
 
Sam przebieg wypadków nie wskazuje zresztą na rozmyślne działania zmierzające do celowego zabicia cywilów. Bezsprzecznym pozostaje fakt, iż w okolicach Nangar Khel znajdowali się talibowie (wynika to m.in. z meldunków amerykańskich żołnierzy prowadzących działania w tym rejonie tego samego dnia). Faktem pozostaje zarówno atak na amerykański konwój, jak i fakt najechania na minę polskiego transportera. Oskarżeni zeznali także, iż byli ostrzeliwani, w co nie chciała uwierzyć prokuratura wojskowa (nie ma dowodów pozwalających tak na zaprzeczenie jak i na potwierdzenie tego faktu). Tak czy inaczej,  polscy żołnierze, posiadający informację o znajdujących się w okolicy talibach i znający rejon ich przebywania, nie mieli innego wyjścia jak podjąć działania mające na celu wyeliminowanie przeciwnika. Zdecydowali o ostrzelaniu przypuszczalnych stanowisk talibów z moździerza kalibru 60 mm oraz z ciężkiego karabinu maszynowego. Moździerz z samego charakteru trudno byłoby nazwać bronią precyzyjnego rażenia, jednak znacząco wpływa na zwiększenie siły ognia. W tak trudnych warunkach jakie panują w Afganistanie, awarie sprzętu są na porządku dziennym – najprawdopodobniej w tym przypadku zawiódł sam moździerz lub też amunicja. Jak wiadomo, w wioskę uderzyły tylko dwa pociski (które mogły okazać się wadliwe i zboczyć z trajektorii) z ponad dwudziestu wystrzelonych. Gdyby ostrzał był prowadzony istotnie z premedytacją, ofiar byłoby znacznie więcej. Za stwierdzeniem nieumyślnego charakteru zdarzenia przemawia także fakt natychmiastowego udzielenia pomocy medycznej rannym na miejscu zdarzenia oraz przetransportowanie ich do polskiego szpitala polowego.

Niczym nowym nie jest także fakt, iż talibowie notorycznie stosują taktykę ukrywania się wśród ludności cywilnej, bez oglądania się na konsekwencje takich działań. Można przypuszczać, że sytuacja taka miała miejsce również w tym przypadku.

Poważne wątpliwości musi budzić fakt, iż żołnierzy oskarżonych w tej sprawie nie aresztowano zaraz po zdarzeniu (16 sierpień 2007), ale dopiero w cztery miesiące później, po powrocie do Polski (14 listopad 2007). Również sposób zatrzymania był delikatnie mówiąc nieadekwatny. Zatrzymania dokonali żołnierze Oddziałów Specjalnych Żandarmerii Wojskowej – oskarżonych właściwie nie wyprowadzono, a wywleczono z domów w kajdankach i pod bronią. W podobny sposób traktuje się wyjątkowo niebezpiecznych przestępców i terrorystów. Zdaniem wielu komentatorów nie było podstaw do tak ostrego potraktowania podejrzanych, a zatrzymań można było dokonać choćby na terenie jednostki po powrocie do kraju.
Proces w tej sprawie trwał przez cztery lata. Ostatecznie jednak sąd wojskowy nie znalazł dowodów wystarczających do wydania wyroku skazującego. Wedle opinii sędziego nie udało się znaleźć dowodów, które potwierdzałyby wersję wydarzeń przedstawioną w akcie oskarżenia. „Niedających się usunąć wątpliwości nie można rozstrzygać na niekorzyść oskarżonych” – powiedział ogłaszając wyrok sędzia płk Mirosław Jaroszewski. Wątpliwości te dotyczą miejsc z których strzelano, użytej broni, amunicji, itd. Zdaniem byłego dowódcy Wojsk Lądowych, generała Waldemara Skrzypczaka, cała sprawa została zainicjowana nie na podstawie faktów, ale scenariusza złożonego z domysłów i domniemań.

W opinii wielu komentatorów, zwłaszcza wojskowych w stanie spoczynku (gen. Broni Waldemar Skrzypczak, - b. dowódca Wojsk Lądowych, gen. Sławomir Petelicki – twórca i b. dowódca jednostki GROM, gen. Jerzy Wójcik, b. dowódca 6 Brygady Desantowo-Szturmowej) państwo polskie wysyłając żołnierze na tego typu misję – de facto misję wojenną, nie stabilizacyjną czy pokojową – powinno stanąć po stronie żołnierzy, którzy wypełniając swoje zadania w skrajnie trudnych i niebezpiecznych warunkach. Na szczęście tak właśnie się stało i jak określił to minister obrony Bogdan Klich „honor żołnierza polskiego został uratowany”. Inne postępowanie byłoby delikatnie mówiąc nieodpowiedzialne i równałoby się konieczności wycofania Wojska Polskiego z udziału w operacjach poza granicami kraju. Państwo wysyłając siły zbrojne do realizacji tego rodzaju zadań musi liczyć się z możliwością wypadków podobnych do tych, które miały miejsce w Nangar Khel. Z kolei żołnierz wyjeżdżający na misję w warunkach de facto wojennych musi mieć świadomość że stoi za nim państwo, które w razie konieczności weźmie go w obronę. Od czasu wydarzeń z 16 sierpnia 2007 roku w operacji ISAF zginęło ponad 20 polskich żołnierzy. Czy jakaś część z tych ofiar mogła być spowodowana tzw. syndromem Nangar Khel (obawą przed użyciem broni, aby nie zostać później oskarżonym o zbrodnię wojenną)? Nie da się tego ocenić, jednak nawet teoretyczna możliwość wystąpienia podobnej sytuacji musi budzić uzasadniony niepokój.

Skandalicznym należy nazwać komentarz Haliny Bortnowskiej, przewodniczącej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Polsce, która stwierdziła, iż „od strony moralnej i psychologicznej uniewinnienie jest rzeczą groźną.” Być może w mniemaniu pani Bortnowskiej istotnie jest to groźne - w końcu każdy ma prawo do swojej własnej oceny tego problemu, choć należy  z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, iż ocena incydentu w Nangar Khel jest inna z punktu widzenia biurka w siedzibie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Warszawie, a inna z punktu widzenia lekko opancerzonego Hummera w Afganistanie, wokół którego rozrywają się pociski. Znacznie bardziej niebezpieczne wydaje się być podważanie wyroków niezawisłych sądów w państwie o wysokich standardach demokracji jakim jest Polska.

Polska pozostaje aktywnym członkiem NATO i krajem zaangażowanym w operacje wojskowe poza własnymi granicami. Należy się liczyć z tym, że podobne sytuację mogą występować w przyszłości. Dobrze byłoby, aby odpowiednie instytucje wyciągnęły właściwe wnioski ze sprawy Nangar Khel. Pozostaje mieć też nadzieję, iż był to pierwszy i ostatni proces w podobnej sprawie i że podobne incydenty nie będą się więcej powtarzać.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii – powyższy artykuł wyraża poglądy autora.