Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Oskar Pietrewicz: W pokera z Kimem


07 sierpień 2009
A A A

Chociaż przedstawiciele Białego Domu podkreślali, że wizyta Clintona w Pjongjangu była tylko prywatnym przedsięwzięciem, niezależnym od negocjacji poświęconych problematyce nuklearnej, pojawiły się głosy mówiące o jej drugim dnie.

Wiadomość o wtorkowej wizycie Billa Clintona w Pjongjangu obiegła zarówno amerykańskie, jak i światowe media. Głównym tematem serwisów informacyjnych było ostateczne uwolnienie dwóch amerykańskich dziennikarek, aresztowanych przez służby północnokoreańskie w marcu bieżącego roku. Chociaż przedstawiciele Białego Domu, na czele z prezydentem Barackiem Obamą, podkreślili, że wizyta Clintona była tylko prywatnym przedsięwzięciem, niezależnym od negocjacji poświęconych problematyce nuklearnej, pojawiły się głosy mówiące o poważniejszym znaczeniu spotkania byłego prezydenta USA z przywódcą Korei Północnej dla relacji między dwoma państwami. Sprawa wydaje się być tym bardziej intrygująca, że spowodowała różne reakcje wśród państw zaangażowanych w dialog sześciostronny.

Były prezydent USA Bill Clinton we wtorek (4.08) nieoczekiwanie przybył do Pjongjangu. Oficjalnym celem wizyty była próba uwolnienia dwóch amerykańskich dziennikarek, skazanych w czerwcu bieżącego roku przez północnokoreański reżim na 12 lat ciężkich robót w obozach pracy za nielegalne przekroczenie granicy. Euna Lee i Laura Ling w marcu rozpoczęły prace nad reportażem poświęconym losom uchodźców z Korei Północnej, którzy każdego roku w liczbie kilku tysięcy nielegalnie przekraczają chińsko-koreańską granicę. Choć być może materiał przygotowywany przez dziennikarki miał wnieść pewne niuanse do tego problemu, jednak warto zaznaczyć, że dotychczas powstało już kilkadziesiąt tego typu dokumentów, autorstwa dziennikarzy z różnych stron świata. Ten fakt potwierdza zdanie tych, którzy twierdzą, że w rzeczywistości amerykańskie dziennikarki nie stanowiły najmniejszego zagrożenia dla północnokoreańskiego reżimu, a ich wartość w momencie aresztowania nie była wysoko wyceniana przez władze w Pjongjangu.

Zmiana w spojrzeniu Korei Północnej na problem dziennikarek rozpoczęła się po majowej próbie atomowej. W momencie gdy reżim Kim Dzong Ila został napiętnowany przez światową opinię publiczną, a Rada Bezpieczeństwa ONZ zdecydowała się na sformułowanie nowej rezolucji ze wzmocnionym systemem sankcji, władze w Pjongjangu zaczęły zastanawiać się nad ułożeniem jak najmocniejszej talii kart przetargowych w nieuchronnie nadchodzących rozmowach. W taki sposób zaczęły pojawiać się chociażby informacje o wygórowanych żądaniach w sprawie wspólnego okręgu przemysłowego Kaesong czy też pogłoski mówiące o możliwej współpracy wojskowej między Koreą Północną a Birmą. Tematem, który pozostawał nieco w tle wyżej wymienionych wydarzeń, był czerwcowy wyrok północnokoreańskiego sądu, skazujący Eunę Lee i Laurę Ling. Szokująco wysoki wyrok skierowany był tylko i wyłącznie na zwrócenie uwagi USA, a ostatecznie sprawił, że do talii kart przetargowych Pjongjangu dołączyły dwie solidne damy.

Pierwszym bezpośrednim efektem wizyty Clintona, na który zostały zwrócone oczy mediów z całego świata, było skorzystanie przez Kim Dzong Ila z prawa przyznania specjalnego ułaskawienia w stosunku do dwóch dziennikarek, zgodnie z artykułem 103 konstytucji KRLD. Uwolnienie amerykańskich obywatelek słusznie zostało uznane za sukces misji Clintona, któremu oficjalnie podziękował sam Barack Obama. Jednakże kilka godzin wcześniej pojawiły się sygnały z Białego Domu, który zakwestionował oświadczenie północnokoreańskiej agencji informacyjnej KCNA. Poza wykorzystaniem wizyty byłego prezydenta USA do celów propagandowych (stwierdzenie, że Clinton szczerze przeprosił Kim Dzong Ila za skandaliczne zachowanie amerykańskich obywatelek), KCNA poinformowała, że Clinton przekazał „ustne orędzie prezydenta USA Baracka Obamy, wyrażające głębokie podziękowania oraz przekonanie o skuteczności podjętych środków dla poprawy stosunków między dwoma krajami”. Zgodnie z informacjami podanymi przez południowokoreańską agencję informacyjną Yonhap, rzecznik Białego Domu Robert Gibbs zaprzeczył jakoby misja Clintona stanowiła skoordynowane działanie administracji prezydenta Obamy, dodając, że „wizyta byłego prezydenta USA była wyłącznie prywatnym przedsięwzięciem, niezależnym od obecnych relacji panujących między Koreą Północną a USA, a zwłaszcza od negocjacji poświęconych problematyce nuklearnej”. Wydaje się, że istnieją dwa rodzaje powodów, dla których Biały Dom przedstawił takie a nie inne stanowisko.

Pierwszym jest dotychczasowa postawa obecnej administracji amerykańskiej w stosunku do Korei Północnej. Chociaż już w czasie kampanii wyborczej Barack Obama zapowiadał odejście od często bezkompromisowej polityki zagranicznej w wykonaniu poprzedniej administracji, jednakże w relacjach z Pjongjangiem Obama opowiedział się za twardym stanowiskiem. Potwierdziły to z jednej strony forsowanie nowej rezolucji na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, z drugiej liczne wizyty sekretarz stanu Hillary Clinton, która za każdym razem podkreślała konieczność stosowania jednolitych surowych standardów w relacjach z Koreą Północną. Mimo, że Obama oddzielił prywatną misję Clintona od rozmów na szczeblu państwowym, pojawiły się pytania ile w rzeczywistości będzie kosztować USA uwolnienie dwóch dziennikarek i jak dużo zyska na tym reżim Kim Dzong Ila. Prezydent USA wyjaśnił, że jego administracja „nie zaoferuje Pjongjangowi jakiejkolwiek taryfy ulgowej w rozmowach dotyczących denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego w zamian za uwolnienie dwóch obywatelek USA”. Jednakże znalazły się również stwierdzenie wyższych urzędników amerykańskich, którzy nie przekreślają pozytywnych konsekwencji wizyty Clintona dla przyszłości negocjacji w sprawach nuklearnych.

Różne opinie panują również w stosunku do samej osoby Billa Clintona. Były ambasador USA przy ONZ John Bolton uznał zaangażowanie Clintona za niekorzystne z perspektywy USA, gdyż „zwiększa ono ryzyko, że Korea Północna dojdzie do wniosku, że zawsze będzie możliwy sposób na uzyskanie koncesji politycznych ze strony USA”. Inaczej o byłym prezydencie USA wypowiedział się Jonathan Morgenstein, amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa, który stwierdził, że „popularność Clintona może stanowić dobrą przeciwwagę dla jego małżonki, która stała się obiektem wyzwisk i kpin północnokoreańskich mediów”. Najbardziej wyważona wydaje się wypowiedź Bruce’a Klingnera, eksperta z Heritage Foundation w Waszyngtonie. Doceniwszy sukces misji Clintona, Klingner zaznaczył, że administracja Obamy powinna forsować stanowisko, zgodnie z którym konieczne jest wywieranie nacisku na Pjongjang, który zobowiązany jest do przestrzegania wiążących go rezolucji Rady Bezpieczeństwa nr 1718 i 1874. Ponadto, zdaniem Klingnera, w interesie USA jest prowadzenie dialogu z Koreą Północną w ramach rozmów sześciostronnych. Dla realizacji tego celu najodpowiedniejszą osobą byłby specjalny wysłannik Białego Domu Stephen Bosworth. Jednakże na początku bieżącego roku Korea Północna odrzuciła amerykańską propozycję wysłania właśnie Boswortha, który miał zapobiec impasowi w rozmowach sześciostronnych.

Drugim rodzajem powodów, dla których administracja Obamy stanowczo zaprzeczyła doniesieniom północnokoreańskiej agencji KCNA, jest zaangażowanie innych aktorów w problem denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Wielu analityków spekuluje, że spotkanie Clintona z Kimem może otworzyć drogę do bezpośrednich rozmów dotyczących kwestii nuklearnej. Inni ostrzegają przed nadmiernym zaangażowaniem USA, które może zostać odczytane przez Koreę Północną jako odejście od twardego stanowiska, obecnego w sankcjach nałożonych na ten kraj po próbie nuklearnej z 25 maja bieżącego roku. Szczególne zaniepokojenie wyraziła japońska agencja informacyjna Kyodo, która cytując japońskiego ministra spraw zagranicznych Hirofumiego Nakasone podkreśliła, że Tokio będzie dążyć do ponownego wciągnięcia Korei Północnej do rozmów sześciostronnych. Ponadto, Japończycy przestrzegli Waszyngton przed zbyt naiwnym podejściem w relacjach z reżimem Kim Dzong Ila, gdyż Pjongjang za wszelką cenę będzie starał się paraliżować współpracę między państwami zaangażowanymi w dialog sześciostronny.

Nicholas Szechenyi z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie stwierdził, że „istnieje ryzyko, że Korea Północna otworzy się na negocjacje w sprawach nuklearnych tylko w przypadku gdy będzie prowadziła rozmowy bilateralne i to z takim partnerem jak Bill Clinton”. Szechenyi podsumował, że sytuacja, w której zmiany w regionie Półwyspu Koreańskiego będą zależne od stosunków bilateralnych między Koreą Północną a USA, stanowi powód do niepokoju w Seulu i Tokio. Obawy Szechenyi’a podzielił Tadashi Kimiya z Uniwersytetu w Tokio. Kimiya poddał w wątpliwość stwierdzenie północnokoreańskich źródeł, zgodnie z którym decyzja o ułaskawieniu amerykańskich dziennikarek zapadła tylko z powodów humanitarnych. Tym niemniej Kimiya ma nadzieje, że dwustronne relacje na linii Pjongjang – Waszyngton nie sparaliżują wysiłku pozostałych stron rozmów sześciostronnych.

Przed zaangażowaniem się w negocjacje dwustronne przestrzegają Waszyngton Chiny. Zhang Liangui, chiński ekspert ds. Półwyspu Koreańskiego z Central Party School w Pekinie, zaznaczył, że bilateralne podejście nie rozwiąże problemu, gdyż nie zyska ono akceptacji wśród państw regionu, zwłaszcza Japonii i Korei Południowej. Ponadto, Chińczycy wydają się być oburzeni takim obrotem spraw, zwłaszcza w sytuacji kiedy niedawno oficjalnie potępili prowokacyjne zachowanie Pjongjangu, czym wyraźnie zbliżyli się do stanowiska zawartego w rezolucji nr 1874. Strona chińska swym zachowaniem w tej sytuacji może wzbudzić zaufanie chociażby Korei Południowej, która pomimo stosunkowo spokojnej reakcji na wizytę Clintona pełna jest obaw czy przy takim obrocie spraw USA będą skłonne zaangażować się na przykład w problem wspólnego okręgu przemysłowego Kaesong.

Patrząc na przytoczone wyżej zagadnienia, można dojść do co najmniej dwóch różnych wniosków. Po pierwsze, mamy do czynienia po raz kolejny z wyrachowaną polityką Pjongjangu, który w obliczu pogarszającej się sytuacji politycznej i gospodarczej sięga po różne karty, czym niepokoi tych, którzy ciągle łudzą się, że problem Korei Północnej zostanie sprawnie rozwiązany. Ponadto, północnokoreańskie władze ponownie skupiły na sobie uwagę całego świata – podniosły swój prestiż dzięki wizycie tak znanej osoby jak Bill Clinton, a także pokazały, że Kim Dzong Il mimo widocznej choroby nadal jest w stanie reprezentować swój kraj w tak ważnych rozmowach. Po drugie, przed administracją Obamy ciężki orzech do zgryzienia, gdyż z jednej strony dużo łatwiej prowadzi się rozmowy bilateralne, ale z drugiej trzeba pamiętać o zaangażowaniu innych państw w problem koreański. Niepewności co do przyszłych poczynań Waszyngtonu dodaje fakt, że tak naprawdę nie wiadomo, jakie tematy zostały poruszone w trakcie spotkania Billa Clintona z Kim Dzong Ilem i czy w ogóle brały one pod uwagę napięte w ostatnich miesiącach relacje między Koreą Północną a USA.

Dla jak najszybszego rozwiązania problemu denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego najbardziej racjonalny wydaje się być obecnie dialog sześciostronny, głównie z uwagi na Japonię i Koreę Południową. Państwa te są zarówno mocnymi sojusznikami USA w regionie, jak również czują się w dużo większym stopniu zagrożone potencjalnym atakiem ze strony Korei Północnej niż chociażby przywoływane kilka tygodni temu Hawaje. Dlatego też Waszyngton po krótkim romansie z Pjongajniem zapewne powróci do zdecydowanego nakłaniania północnokoreańskiego reżimu do powrotu do negocjacji sześciostronnych. Tylko, że i tam Korea Północna może mieć mocne karty.

Na podstawie:
english.chosun.com, english.yonhapnews.co.kr, home.kyodo.co.jp, koreaherald.co.kr,  news.xinhuanet.com, reuters.com

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.