Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Kirgizja: epilog rewolucji i pomoc sąsiadów

Kirgizja: epilog rewolucji i pomoc sąsiadów


02 sierpień 2010
A A A

Półtora miesiąca po krwawych zamieszkach sytuacja na południu Kirgizji jest daleka od stabilizacji. Nie można oprzeć się wrażeniu, że witane z taką nadzieją rewolucje na terenie byłego ZSRR kryły w sobie zalążek swego późniejszego zwyrodnienia. Tak było w przypadku Ukrainy, tak zdarzyło się też w Kirgizji. Witany pięć lat temu z nadzieją prezydent Bakijew, którego wyniosła do władzy „rewolucja tulipanów”, szybko okazał się despotą niegorszym od swojego poprzednika. Jednak tegoroczna rewolucja miała swój straszliwy ciąg dalszy, którego były pozbawione wydarzenia z marca 2005 roku. Tajona od dawna niechęć między Kirgizami i Uzbekami na południu kraju wybuchła z siłą, jaką umożliwia tylko szerzący się chaos.
    Zamieszki zaczęły się na południu kraju (rejony miasta Osz i Dżelalabad) w nocy z 10 na 11 czerwca. Według informacji podanych przez kirgiskie MSW w ciągu kilku dni zabito ponad 800 osób (w ogromnej większości Uzbeków, choć MSW nie podało informacji o przynależności narodowej ofiar).Według danych ONZ podczas czerwcowych zamieszek na południu Kirgizji spłonęło lub zostało zdewastowanych 2277 domów, opuściło swoje domostwa 375 tysięcy osób, spośród których 75 tysięcy przekroczyło granicę uzbecką. Reszta koczowała w pasie przygranicznym, na ziemi niczyjej. Liczby te są zgodnie z oficjalnymi danymi uzbeckiego Ministerstwa Zdrowia, które twierdzi, że w obozach w pobliżu granicy uzbecko-kirgiskiej znalazło tymczasowe schronienie 75 tysięcy osób. Liczba ta jednak nie oddaje rozmiarów uchodźstwa: tylko część z tych, którzy przekroczyli granicę uzbecką, zarejestrowano jako uchodźców, reszta mieszkała u swoich krewnych po drugiej stronie granicy.
    W liczącej niespełna pięć i pół miliona mieszkańców republice 70 procent stanowią Kirgizi, a 15 procent Uzbecy. Tak wysoki odsetek mniejszości narodowych w republikach Azji Środowej to pozostałość po sowieckiej polityce dzielenia w obawie przed wzrostem panturkizmu, bardzo silnego w pierwszych dekadach XX wieku. Czerwcowe zamieszki nie wzięły się znikąd: niesnaski pomiędzy obiema społecznościami mają długą tradycję. Wzajemnemu porozumieniu nie sprzyjają także utrwalone stereotypy: Kirgizi uważają Uzbeków (potomków dawnej ludności miejskiej) za przebiegłych i sprytnych handlarzy, którzy chcą żyć na ich koszt, zaś Kirgizi (potomkowie koczowniczych ludów górskich) uchodzą wśród Uzbeków za tępych i prymitywnych.
    Początkowo przyjaźnie nastawione do uchodźców uzbeckie służby po kilku dniach zaostrzyły reżim przebywania na terytorium ich kraju. Między innymi zabroniono uchodźcom opuszczać teren obozów oraz kontaktować się z dziennikarzami. Nie umknęło także uwadze mediów, że prezydent Uzbekistanu Islam Karimow nie odwiedził żadnego z obozów stworzonych naprędce dla jego rodaków zza wschodniej granicy, którzy uciekli przed pogromem.
    22 czerwca w obozach gościł pełniący obowiązki gubernatora obwodu dżalalabadzkiego Bektur Asanow, który zapewnił uchodźców, że mogą bez obaw powracać do swoich domów, ponieważ sytuacja na południu kraju już się ustabilizowała. Wystąpił nawet w regionalnej uzbeckiej telewizji, wzywając uchodźców do powrotu i obiecując im bezpieczeństwo oraz rekompensatę utraconego w rezultacie zamieszek mienia z państwowego budżetu. Wyznaczył także końcowy termin powrotu na 25 czerwca.
    26 czerwca kirgiska Straż Graniczna poinformowała, że do kraju powrócili wszyscy uchodźcy, którzy opuścili kraj w wyniku czerwcowych zamieszek. Według oficjalnych danych do 26 czerwca powróciło 75 865 obywateli Kirgizji.
    29 czerwca rozpoczęła się przymusowa deportacja wszystkich uchodźców pozostających jeszcze na terytorium Uzbekistanu. Poprzedziła ją akcja przesiedlania uchodźców, którzy mieszkali dotychczas u swoich krewnych do obozów, skąd autobusami byli wysyłani na terytorium Kirgizji. Międzynarodowe organizacje praw człowieka wezwały uzbeckie władze do zaprzestania przymusowych deportacji. Do respektowania prawa uchodźców do dobrowolnego powrotu władze w Taszkiencie wezwał także Wysoki Komisarz ONZ ds. uchodźców. Apele nie odniosły jednak pożądanych rezultatów. 25 czerwca przedstawiciele uzbeckich władz obiecali trzem tysiącom kobiet i dzieci zostających jeszcze na terenie Uzbekistanu, że przewiozą je do specjalnie dla nich utworzonego obozu, po czym wsadzono je do autobusów i przetransportowano na terytorium Kirgizji. W rezultacie przeprowadzonej deportacji w Uzbekistanie zostali tylko ci uchodźcy, którzy bezpośrednio po zamieszkach trafili do uzbeckich szpitali (według uzbeckiego Ministerstwa Zdrowia 25 czerwca było to 589 osób) oraz ci, którzy mieszkali u swoich krewnych bez oficjalnej rejestracji. Po 25 czerwca przedstawiciele miejscowych władz wraz z aktywistami z kilku organizacji młodzieżowych obchodzili wioski i miasteczka w poszukiwaniu przebywających tam jeszcze uchodźców. Wraz z decyzją o przymusowej deportacji z ekranów uzbeckich telewizorów znikły informacje o świeżo dokonanych czystkach oraz losie ofiar. Uzbeckie media w większości zgodnie przemilczały los uchodźców, gdzieniegdzie tylko pojawiły się wzmianki o ich bezpiecznym powrocie do ojczyzny, w której sytuacja się już ustabilizowała.
    Wśród komentatorów przeważa opinia, że przyczyną tak szybkiej deportacji uchodźców było porozumienie między oboma rządami, na które nalegała strona kirgiska. Rządowi Tymczasowemu w Biszkeku zależało bowiem, by uchodźcy wzięli udział w wyznaczonym na 27 czerwca referendum konstytucyjnym, które w zamierzeniu miało stanowić demokratyczną legitymizację dla wyłonionej w wyniku rewolucji władzy. Dlatego zezwolono powracającym głosować w dowolnej komisji na terenie całego kraju. Referendum zresztą zakończyło się niewątpliwym sukcesem władz w Biszkeku: zmiany w konstytucji rozszerzające uprawnienia parlamentu kosztem prerogatyw prezydenta poparło 90 procent głosujących przy frekwencji wynoszącej 69 procent. W ten sposób Kirgizja zyskała ósmą w ciągu ostatnich 20 lat konstytucję.
    Przyczyny tragedii ma zbadać specjalna komisja, którą 26 lipca powołała do życia tymczasowy prezydent Roza Otunbajewa. Na jej czele stanął profesor Abdygany Erkebajew, a w jej skład weszli także uczeni, działacze społeczni oraz obrońcy praw człowieka. Winnych na razie nie ma. Nowe władze oskarżają o sprowokowanie zamieszek obalonego w kwietniu prezydenta Kurmanbeka Bakijewa, wywodzącego się z południa kraju. Zdaniem analityków Bakijew chciał w ten sposób pokazać, że nowy rząd nie potrafi zagwarantować bezpieczeństwa swoim obywatelom i stanowi zagrożenie dla stabilności w regionie. Po obaleniu Bakijewa władze tymczasowe zignorowały także żądania społeczności kirgiskiej, by wyciągnąć konsekwencje wobec przywódcy uzbeckiej społeczności w Dżalalabadzie Kadyrżana Batyrowa, który domagał się wcześniej przyznania na południu kraju szerokiej autonomii ludności uzbeckiej, stanowiącej tam niemal 50 procent mieszkańców.
    Jak donoszą rosyjskie portale internetowe, pomimo częściowego uspokojenia sytuacji, kirgiscy Uzbecy są zdecydowani opuścić południe kraju. Ci, których na to stać, wyjeżdżają do Rosji, biedniejsi – do Biszkeku. W Kirgizji, będącej jedną z biedniejszych republik byłego ZSRR, niemal w każdej rodzinie jest ktoś, kto pracuje w Rosji. Jeżeli wielu jeszcze nie wyjechało do swoich krewnych na Uralu czy Syberii, to przede wszystkim z powodu braku dokumentów, które zostały spalone wraz z resztą ich dobytku podczas czerwcowych zamieszek.
    Kilka dni temu organizacja „Lekarze Bez Granic” ogłosiła, że wbrew oficjalnym komunikatom kirgiskich władz przemocy na południu republiki nadal nie udaje się powstrzymać. Strach nie pozwala zgłaszać się ofiarom do jednostek publicznej służby zdrowia, tym bardziej że części szpitali i przychodni w okolicach Oszu i Dżalalabadu strzegą uzbrojeni żołnierze. Widok uzbrojonych w karabiny maszynowe mężczyzn skutecznie odstrasza poszkodowanych potrzebujących pomocy medycznej.
    Mieszkańcy Oszu zdecydowanie sprzeciwili się natomiast wprowadzeniu sił pokojowych Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, argumentując to obawą przed powtórzeniem się w Kirgizji „przypadku kosowskiego”. Mer miasta Osz Melisbek Myrzakmatow stwierdził, że wprowadzenie obcych wojsk nieznających miejscowych obyczajów i języka z punktu widzenia bezpieczeństwa jest bezcelowe i ma wyłącznie polityczny charakter. Zdaniem polityka europejscy żołnierze staną po stronie ludności uzbeckiej, dążąc do odłączenia południa od pozostałej części kraju.
    Rosyjski Internet roi się od opisów okrucieństw dokonywanych zarówno podczas zamieszek w czerwcu, jak i później. Bohaterami tych niechwalebnych historii często bywają kirgiscy milicjanci i wojskowi, którzy zostali wyprowadzeni na ulice, aby zaprowadzić porządek. Rosyjski portal Fergana.ru, specjalizujący się w tematyce środkowoazjatyckiej, kilka dni temu poinformował, że nie będzie więcej publikował opowieści świadków i ofiar do czasu zakończenia oficjalnego śledztwa badającego przyczyny tragedii.

Tomasz Mróz