Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Magdalena Górnicka: Obama - Biały Dom, Hollywood czy Olimpiada Specjalna?


21 marzec 2009
A A A

Widać, że w mediach Barack Obama czuje się jak ryba w wodzie. Może należało zatem robić karierę w Hollywood zamiast w Waszyngtonie?

Barack Obama wystąpił w rozrywkowym programie Jaya Leno „The Tonight Show”, by pokazać, że mimo pozy groźnego przywódcy, pozostał ciągle „dawnym Obamą”, z czasów kampanii. Widać, że w mediach prezydent czuje się jak ryba w wodzie. Może należało zatem robić karierę w Hollywood zamiast w Waszyngtonie? Choć z drugiej strony – to ryzykowne. Producent programu mógłby bowiem ocenzurować niektóre żarciki.

Kiedy kilka tygodni temu Barack Obama naśmiewał się z tuszy gwiazdki pop, Jessiki Simpson, z oburzenia zatrzęsły się środowiska feministyczne.

Obama mógł machnąć ręką, ma w końcu w rządzie Hillary Clinton, którą feministki lubią. Ma też żonę prowadzącą zdrowy tryb życia, która prezentuje na okładkach czasopism uformowane na siłowni ramiona – czyli jak się chce, to się może – takie przesłanie niesie prezydentowa wszystkim Amerykankom z nadwagą.

U Jaya Leno prezydent pożartował sobie jednak z kolejnej „wrażliwej” grupy społecznej – niepełnosprawnych. Zaczęło się niewinne. Obama opowiadał, że trenuje grę w kręgle w kręgielni Białego Domu (trenuje – czyli ma czas) i osiąga „już” 129 punktów.

Leno odpowiedział sarkastycznie: „To wspaniale, panie prezydencie”. Na to Obama: „To jak Olimpiada Specjalna albo coś w tym stylu”.

Po emisji show rozpętała się burza.

Agencja Associated Press szybko odnalazła jednego z czołowych graczy w kręgle startujących na Olimpiadach Specjalnych – Kolana McConiughey’a, który stwierdził, że chętnie zmierzyłby się z Obamą. Zwłaszcza, że osiąga wynik ponad dwa razy lepszy niż prezydent. Depesza została wysłana do wszystkich serwisów informacyjnych.

Rzecznik Białego Domu początkowo nie widział problemu i twierdził, że prezydent nie chciał nikogo obrazić. Opinia publiczna pewnie by się kiedyś uspokoiła, w końcu prezydent ma prawo mówić, co uważa za stosowne. Zresztą – przecież każdy w Ameryce tak żartuje.

Kiedy jednak publicznie przeciwko żartowi prezydenta opowiedzieli się członkowie klanu Kennedych, Obama zrozumiał, że to nie przelewki i grzecznie przeprosił. Eunice Kennedy-Shriver, siostra prezydenta Kennedy’ego i matka Marii Shriver – żony gubernatora Kalifornii, Arnolda Schwarzeneggera, była bowiem pomysłodawczynią Olimpiad Specjalnych. Jej syn, Timothy, jest dzisiaj prezesem Rady Olimpiad Specjalnych.

Zarówno Maria Shirver, jak i Timothy powiedzieli, że rozumieją niefortunny dobór słów Baracka Obamy. Jednak prezydent powinien być świadomy, że to nie były „tylko słowa”, a swoją wypowiedzią wyrządził ogromną krzywdę rodzinom osób niepełnosprawnych intelektualnie.

Barack Obama – z racji swojego koloru skóry – powinien być bardziej wrażliwy na kwestie dyskryminacji. Abstrahując od poprawności politycznej, która sięga przedszkoli i sklepów monopolowych, ale jakimś cudem najwidoczniej omija Biały Dom.

Kiedy przeciwko Obamie stosowane są chwyty mające tylko posmak rasizmu, ich autorzy są natychmiast odsądzani od czci i wiary. Tak było przy okazji sławnego fotomontażu trawnika przed Białym Domem, na którym komputerowo „zasadzono” arbuzy.

Arbuzy – to tradycyjna rasistowska klisza z czasów niewolnictwa na Południu – słynny był obrazek czarnego jak smoła Murzyna w przepasce z trawy, jedzącego łapczywie kawał tego owocu. Klisza to raczej nie rozumiana  poza Stanami Zjednoczonymi, ale i nie zawsze rozumiana w samych Stanach – czego dowodem było wiele pytań na portalach internetowych o to, co właściwie jest w tym obraźliwego.

Czasami rasistowski smrodek jest rozdmuchiwany nieco na siłę – choćby wtedy, gdy niemiecki producent mrożonego dania z kurczaka, nazwał ów smakołyk „Paluszkami Obamy”. I tutaj kolejny stereotyp, owszem – rasistowski, głoszący, że Afroamerykanie szczególnie lubią jeść kurczaka. Drób był bowiem pokarmem biedoty – tani i sycący. Stąd owa klisza.

Nie twierdzę, że nie należy walczyć z rasistowskimi stereotypami. Należy – i to bezwzględnie. Przede wszystkim jednak należy stereotypy przełamywać i objaśniać, nie tylko pałać świętym oburzeniem. Młode pokolenie jest uprzedzone, nie można temu przeczyć, ale nie tak, jak byli ich rodzice. Najlepszym tego dowodem jest wybór Baracka Obamy.

On sam wpisał się w zapoczątkowaną w latach 90. walkę z sztywnymi granicami przynależności rasowej. Dzisiaj rasa to w dużej mierze kwestia wyboru.

Owo konstruktywistyczne podejście – jakkolwiek może wydawać się niedorzeczne – jest reakcją na lata ścisłego określania całego życia Amerykanów według pewnych ich cech zewnętrznych, a często – jedynie przodków. Wynikało to z niesławnego „prawa jednej kropli”, które głosiło, że do czarnej rasy należy zaliczyć każdego, kto miał czarnego przodka. Osoba ta może być z niebieskookim blondynem, ale czarna prapraprapraprababka przeważa szalę.

Obama podkreślał początkowo bycie „prawdziwie czarnym”, aby zyskać wiarygodność pośród Afroamerykanów. Później dokonał zwrotu i stał się – już do końca kampanii – kandydatem postrasowym.

Dlaczego więc wobec Obamy trzeba liczyć się ze słowami, myślami i metaforami, podczas gdy on nie musi zważać na wrażliwość innych.

Gdybym była złośliwa, porównałabym to do „prawa Kalego”, ale nie chcąc uderzać w rasistowskie tony, myślę, że prezydent Obama powinien wziąć sobie do serca hasło Olimpiad Specjalnych – niezależnie od tego, jaki ma stosunek do samych zawodów:

"Pragnę zwyciężyć, a jeśli nie będę mógł zwyciężyć, niech będę dzielny w swym wysiłku”. Każdą porażkę można znosić dzielnie, nawet tak katastrofalną, jak spadek sondaży poparcia.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.