Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Dariusz Kałan: Tydzień w Europie


24 maj 2010
A A A

Tydzień, który rozpoczął się od gigantycznej powodzi w Europie Środkowej, a zakończył zaskakującym werdyktem festiwalu filmowego w Cannes, trudno podsumować. Korzystając z podniosłej atmosfery zbliżającego się Mundialu, proponuję zestawienie najważniejszych wydarzeń w formie meczów między państwami.

Grecja - Niemcy, czyli pacjent i lekarz

Gwałtownie rośnie temperatura życia politycznego w Grecji. Minister nauki złożyła dymisję, bo jej mąż nie płacił podatków, a przez kraj przetoczył się czwarty w tym roku strajk generalny. Ponadto można zauważyć, że – zgodnie z zasadą, że nic bardziej nie aktywizuje radykałów od gospodarczych i politycznych porażek państwa – socjalistom i konserwatystom rośnie znacząca konkurencja. Wiece przeciwko planowi oszczędnościowemu rządu powoli zmieniają się w demonstracje zwolenników ultraprawicy z LAOS-u lub ich ideowych przeciwników, neomarksistów z KKE, którzy zyskują na popularności wśród robotników i związkowców. I chociaż na razie antyestablishmentowa opozycja jest podzielona i zbyt słaba, by poważnie namieszać na scenie politycznej, to trudno oprzeć się wrażeniu, że rządzący socjaliści robią wiele, aby wzmocnić swoich konkurentów. W zeszłym tygodniu Europę obiegła informacja, że bankrutująca Grecja zamierza wydać 300 milionów euro na zakontraktowany wcześniej okręt podwodny „Papanikolis” oraz ponad cztery razy tyle na sześć fregat. Swoją decyzję rząd tłumaczył napiętymi stosunkami z Turcją, jednak – jak donosi „Der Spiegel” – istnieje także drugie dno militarnej aktywności bankruta Europy. Ów sprzęt pochodzi z Niemiec i Francji, i właśnie dlatego przedstawiciele tych krajów mieli grozić Atenom, że, jeśli wycofają się z zakupu, Bruksela zablokuje pomoc w walce z kryzysem.

Rewelacje „Der Spiegla” zbiegły się z wystąpieniem Angeli Merkel przed Bundestagiem. Pani kanclerz tradycyjnie skrytykowała Grecję za życie ponad stan i w nieco apokaliptycznym tonie przestrzegała, że „jeśli upadnie euro, upadnie Europa”. Nie omieszkała jednak zarysować głównych propozycji niemieckiego planu wychodzenia z recesji. Rynki finansowe – jej zdaniem – potrzebują mocniejszej kontroli, a wszystkie europejskie transakcje finansowe powinny zostać opodatkowane, jednak w taki sposób, aby wszelkie koszty ponosili nie obywatele, lecz banki. Niemcy, którzy w większości sprzeciwiają się pomocy dla Grecji, a za kryzys obwiniają pazerność bankowców, przyjęli przemówienie z zadowoleniem. I – jak się zdaje – właśnie o uspokojenie nastrojów wewnątrz kraju chodziło pani kanclerz. Kilka dni wcześniej, w poniedziałek, na użytek zewnętrzny o kryzysie mówił jej minister finansów. Wolfgang Schäuble przedstawił swoim europejskim kolegom iście rewolucyjny projekt likwidacji deficytów budżetowych.

Włochy - Hiszpania i Węgry - Anglia, czyli stare kontra nowe

W innych krajach w zasadzie nihil novi. Wprawdzie we Włoszech po oskarżeniu o udział w skandalu korupcyjnym („sprawa Anemonego”) podał się do dymisji minister rozwoju gospodarczego, jednak trudno mówić o szoku opinii publicznej, tak jak trudno mówić o zdziwieniu leśniczego, że w brzezinie wyrasta kolejne drzewo. Na drugim brzegu basenu Morza Śródziemnego, w Hiszpanii, lawinowo rośnie bezrobocie (bez pracy pozostaje już 20% osób w wieku produkcyjnym), ale Madryt od dawna oswaja się z perspektywą powtórzenia losu Grecji i łatką nowej czarnej owcy Starego Kontynentu. Nowością jest to, że premier José Luis Zapatero, niczym przebudzony z zimowego snu, ogłosił program radykalnych cięć budżetowych (15 miliardów euro w ciągu dwu lat). Plan został jednak przyjęty z podwójnym niesmakiem; po pierwsze dlatego, że uderza przede wszystkim w sferę socjalną i budżetową, której nigdy wcześniej w historii nie obniżano płac. Po drugie zaś, nawet sprzyjające Zapatero media wypominają mu, że zdecydował się na stanowczą reakcję dopiero po ultimatum Brukseli, która zagroziła, że nie będzie ratować Hiszpanii, jeśli rząd nie przeprowadzi bolesnych reform.

Skandale i przykłady politycznej nieporadności dobrze znanych przedstawicieli europejskiej elity powoli przestają budzić emocje; zrozumiałe więc, że szczególne zainteresowanie wzbudzają te państwa, w których niedawno doszło do zmiany władzy. Na Węgrzech Viktor Orbán, wszechlider parlamentarnej większości i premier ośmioosobowego rządu, zastanawia się jak połączyć wymogi życia demokratycznego z pokusami centralnego sterowania, zaś na Wyspach inną rewolucję systemową szykuje gabinet Davida Camerona. Pierwsza w powojennej historii Wielkiej Brytanii koalicja rządowa (konserwatyści i liberałowie) przedstawiła w minionym tygodniu program naprawy państwa. Wicepremier Nick Clegg zapowiedział przeprowadzenie referendum w sprawie zmiany systemu wyborczego. Jeśli Brytyjczycy zagłosują „za”, może dojść do poważnego przeorania brytyjskiej sceny politycznej. Clegg zaproponował bowiem odejście od systemu większościowego z jednomandatowymi okręgami wyborczymi, który marginalizował mniejsze partie i umacniał monopol Partii Pracy lub Partii Konserwatywnej, które rządziły na zmianę. Ponadto wicepremier zażądał, aby Izba Lordów, w której wciąż zasiada część lordów dziedzicznych, była w całości wybierana w wyborach powszechnych. „The Independent” pisze o „rewolucji władzy”, a Clegg, umiejętnie gospodarujący brytyjskimi tęsknotami za modernizacją, wyrasta na anglosaskiego lidera frontu „Yes We Can”.

Hiszpania - Ukraina i Portugalia - Białoruś, czyli wschody i zachody

Podobne przebudzenie co Zapatero, przeżył w minionym tygodniu także Wiktor Janukowycz. Kto wie, być może otrzeźwiające okazało się bliskie spotkanie ze świerkowym wiankiem. W każdym razie podczas kolejnego (siódmego już) spotkania z Dmitrijem Miedwiediewem nie doszło do podpisania kluczowych umów gospodarczych, które de facto oznaczałyby zgodę na gospodarczą wasalizację Ukrainy. Co więcej, w kategoriach osiągnięcia dyplomatycznego należy rozpatrywać ostateczną regulację ukraińsko-rosyjskiej umowy o demarkacji granicy morskiej. Wbrew przewidywaniom kremlowskiej prasy, Janukowycz nie oddał Moskwie leżącej w Cieśninie Kerczeńskiej wyspy Tuzla, a samo sfinalizowanie trwających od lat negocjacji może tylko pomóc w zacieśnianiu kontaktów z Unią Europejską. Analitycy piszą o końcu rosyjsko-ukraińskiego miesiąca miodowego, jednak wydaje się, że za wcześnie na tak jednoznaczną interpretację działań ukraińskiego prezydenta. W ciągu prawie stu dni urzędowania kilkakrotnie udowodnił, że trudno o drugiego tak nieprzewidywalnego przywódcę.

Zestawienie ekonomicznego przebudzenia Zapatero z politycznym otrzeźwieniem (czy chwilowym?) Janukowycza nie powinno jednak służyć jako argument za tezą o cywilizacyjnym zbliżeniu wschodu i zachodu Starego Kontynentu. Oba europejskie bieguny podążają – jednak – nieco innymi ścieżkami, a najbardziej jaskrawym tego przykładem był w ostatnim tygodniu temat mniejszości seksualnych. Prezydent Portugalii zapowiedział, że podpisze ustawę zezwalającą na legalizację związków osób tej samej płci, chociaż jeszcze do 1982 roku homoseksualizm był w tym kraju przestępstwem. O podobnych zmianach nie można nawet marzyć na Białorusi. Mińsk jest jeszcze na etapie brutalnego rozpędzania marszów, które mają na celu zwrócenie uwagi na łamanie praw mniejszości. W poniedziałek, a więc w tym samym dniu, w którym Portugalia wkroczyła na drogę obyczajowej rewolucji, białoruska milicja rozpoczęła przesłuchania aresztowanych uczestników jednej z takich demonstracji.