Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Bogdan Pliszka: Wróg "Wielkiego Szatana"?

Bogdan Pliszka: Wróg "Wielkiego Szatana"?


03 maj 2009
A A A

Na tle pogrążonych w chaosie sąsiadów Iran ukazuje się jako ostoja spokoju i ładu. Co więcej, jest bodaj najbardziej przewidywalnym państwem regionu.

Bez wątpienia jednym z najbardziej liczących się państw Środkowego Wschodu jest Iran. Co więcej, patrząc na wciąż daleki od stabilizacji Irak, nieubłaganie staczający się w odmęty wojny domowej Afganistan i stojący na progu rozpadu Pakistan, łatwo można zauważyć, że Iran ukazuje się na tym tle jako ostoja spokoju i ładu. Co więcej, jest bodaj najbardziej przewidywalnym państwem regionu.

Iran od trzydziestu lat jest republiką islamską – pierwszą w świecie -  a więc w założeniu, państwem gdzie ideały islamu kierują całokształtem życia jego mieszkańców. Takie wszak idee przyświecały Chomeiniemu kiedy przy pomocy zbuntowanego wojska – dotychczasowej podpory cesarstwa – odsyłał na „śmietnik historii” szacha i związany z nim system polityczny. Należy jednak w tym miejscu zadać pytanie: czy rzeczywiście społeczeństwo irańskie, obalając rządy Rezy Pahlawiego, marzyło o rządach islamskich duchownych wcielających w życie zasadę szarijatu?

Faktem jest, że rządy szacha zostały obalone przez, dość szeroką, koalicję, w której dwoma najsilniejszymi ugrupowaniami byli Mudżahedini Ludowi i fedaini. Pierwsza z grup, była bez wątpienia najsilniejszą i najdłużej walczącą przeciwko Pahlawiemu organizacją opozycyjną Iranu. Mudżahedini Ludowi (Modżohedin-e Khalq-e Iran) byli, a w zasadzie są, ugrupowaniem, którego ideologia łączy w sobie dość specyficznie pojmowany marksizm oraz postępowy islam. Jakiekolwiek próby odnoszenia tejże ideologii na grunt polski, a szerzej – zachodni – nie tylko niczego nie wyjaśnią, ale wręcz zaciemnią uzyskany obraz.

Jakiś czas temu, przy okazji imprezy wyjazdowej dla polskich studentów – sponsorowanej przez powiązaną z mudżahedinami, ale odrębną Narodową Radę Oporu Iranu - „niezbędnik polskiej lumpenćwiercinteligencji”, określił Mudżahedinów Ludowych mianem organizacji terrorystycznej. Rzeczywiście na listę takich organizacji kazał ich wpisać prezydent Clinton. Dołączył w ten sposób do grona europejskich przywódców łaszących się do prezydenta Iranu, Chatamiego, w nadziei uzyskania lukratywnych kontraktów. Co ciekawe, by jakoś uzasadnić swe umizgi, zachodni przywódcy (ale również „opiniotwórcze media”)  mianowali z tej okazji Chatamiego - „liberałem”!

Drugą z grup, które mogą sobie przypisać zasługę obalenia szacha są fedaini. Mianem tym określa się często wszystkich mniej lub bardziej lewicowych bojowników na Bliskim i Środkowym Wschodzie. W przypadku przedrewolucyjnego Iranu, byli to bojownicy tamtejszej – niezależnej od Moskwy – partii komunistycznej. Pierwszym premierem po obaleniu szacha został związany właśnie z mudżahedinami Abdolhassan Banisadr. Zarówno jednak mudżahedini, jak i fedaini mieli wpływy wśród irańskiej klasy średniej, szeroko pojmowanej inteligencji czy wśród proletariatu. Bez wątpienia były to grupy znaczące w irańskim społeczeństwie, nie na tyle jednak, by swoim poparciem utrzymać przy władzy lewicowo – islamski rząd Banisadra. Jago konkurent do władzy, Ruhollah Chomeini dość szybko w walce o władzę sięgnął po lumpenproletariat, nienawidzący wszystkiego co nieislamskie i chętnie nadstawiający ucha na obietnice płynące z ust imamów. Przy neutralnej postawie armii rząd Banisadra został obalony, a sam premier oraz przywódca mudżahedinów, Massud Radżawi zbiegli do Turcji. Tysiące szeregowych mudżahedinów i fedainów szukało schronienia w Iraku bądź w Turcji. Ci którzy nie zdołali uciec byli brutalnie mordowani przez Strażników Rewolucji (Pasdaran) – nową fanatyczną i w pełni dyspozycyjną wobec ajatollahów organizację zbrojną.

O ile dla zasiedlającej slumsy Teheranu czy Tebrizu, biedoty, rządy imamów stanowiły powrót do normalności, o tyle dla – również niemałych – rzesz urzędników, oficerów czy nawet wykwalifikowanych robotników był to szok cywilizacyjny. Mimo fiaska „białej rewolucji” mającej zmodernizować Iran, rządy Pahlawiego zostawiły w mentalności Irańczyków pewien ślad w postaci dość głębokich, zmian obyczajowych. W wielkich miastach, młodzi ludzie podrygujący w dyskotekach przy dźwiękach Boney M czy Roda Stewarta nie stanowili niczego dziwnego. Co więcej, bywalczynie owych przybytków nie uważały, by było cokolwiek zdrożnego w fakcie, iż pokazują się publicznie z odkrytą głową, w wydekoltowanej bluzce czy minispódniczce. To zaś nie mogło się podobać byłemu uchodźcy politycznemu, ale i radykalnemu wrogowi Zachodu – Chomeiniemu. Bardzo szybko też Pasdaran i świeżo powołana policja religijna zaczęli brutalnie tępić takie zachowania.

Warto dodać, że ostatnią siłą mogącą postawić tamę rządom imamów, była promoskiewska partia komunistyczna, Tudeh. W Moskwie uznano jednak, że antyamerykański kurs Chomeiniego wart jest pozostawienia irańskich towarzyszy na pastwę radykalnych islamskich rewolucjonistów. Chomeini zresztą dość szybko „odwdzięczył się” kremlowskim starcom, instalując wzdłuż całej północnej granicy nadajniki radiowe transmitujące audycje zachęcające Azerów, Uzbeków, Turkmenów, Tadżyków, Kazachów, Kirgizów, a nawet Ujgurów do zrzucenia jarzma „czerwonego szatana” i ustanowienia republik islamskich od Tien-szan do Kaukazu. Sowieci dość szybko odpowiedzieli skłaniając Saddama Hussajna do ataku na Iran w 1980 roku. Faktycznie, zajęty wojną z sąsiadem Iran musiał na wiele lat zapomnieć o „eksporcie rewolucji”. Był to zresztą jeden z niewielu przypadków w historii powojennej, kiedy to prosowiecki reżim cieszył się również względami Stanów Zjednoczonych.

Nadzieje pokładane przez biedotę w imamach okazały się płonne. Bodaj najbardziej radykalny społecznie ajatollah Talegani, zwolennik „politycznego islamu”, szybko i skutecznie został odsunięty na boczny tor. Talegani należał zresztą początkowo do najbliższych współpracowników Chomeiniego, jednak w odróżnieniu od koncepcji tego ostatniego, który był zwolennikiem autokracji, Talegani popierał idee islamskiej demokracji oddolnej, zbudowanej w oparciu na miejscowe rady, do których należałaby władza w miejscowych gminach. Jak zaznaczał sam Talegani: „Pytanie dotyczące stworzenia rad jest kluczowym dla islamu. Jak mawiał Prorok; „Zasięgnijcie rady od ludu, rozpatrujcie go w całości jako osobę.  Pamiętajcie iż naród również jest obarczony odpowiedzialnością. Nie zdawajcie się wyłącznie na wodzów.” * Faktem jest, iż poglądy Taleganiego nie znalazły poparcia wśród reszty przywódców islamskiej rewolucji w Iranie.

Początkowa faza rewolucji miała charakter wyjątkowo radykalny, a nawet krwawy. W wielu miastach dochodziło do ataków na cudzoziemców (ze szczególnym uwzględnieniem Amerykanów), profanowania kościołów chrześcijańskich czy innych nieislamskich miejsc kultu. W Isfahanie zamordowano anglikańskich duchownych. W Teheranie grupa studentów zajęła ambasadę  amerykańską i wzięła zakładników spośród jej personelu. Próba odbicia zakładników skończyła się klęską amerykańskich sił specjalnych, kompromitacją Cartera i potwierdzeniem najgorszych – znanych z Polish jokes - opinii o Polakach... Inicjatorem i głównym planistą akcji był wszak Zbigniew Brzeziński.

Jak w każdym przypadku zawirowań w regionach roponośnych, tak i tym razem ceny ropy gwałtownie wzrosły. Pozwoliło to na jakiś czas kupić spokój społeczny w Iranie. Zrealizowanie postulatów irańskiej biedoty było jednak niemożliwe. Iran był – i jest – państwem o bardzo wysokim przyroście naturalnym. Co za tym idzie społeczeństwo irańskie jest młode i...roszczeniowe! Rzeczywiście pod rządami Pahlawiego rozwarstwienie społeczne było ogromne. Zamerykanizowane elity, niemal nie miały wspólnych celów z wiejską czy podmiejską biedotą. Problem w tym, ze nawet majątki odebrane irańskim emigrantom politycznym wystarczyły akurat na to, by zaspokoić potrzeby, łaknącej luksusu, nowej, islamskiej elity państwa. Było to tym łatwiejsze, że dawni urzędnicy szacha, wyzbywali się swoich luksusowych domów w elitarnej dzielnicy Teheranu, Welendżak, za bezcen.

Rewolucja islamska powoli traciła swój impet. Wielu rewolucjonistów powoli, ale skutecznie „dopadał w swoje szpony szmal” jak to w swoim czasie ujął zespół Perfect. A i rodziny (niemałe!) trzeba było jakoś ustawić! Co więcej, nowa władza musiała pójść na kompromisy. Wszak sporo nowoczesnych urządzeń wymagało specjalistycznej obsługi, a potrafiący je obsługiwać fachowcy nie zawsze byli oddanymi sprawie rewolucji, pobożnymi szyitami. Dość szybko okazało się również, że „rewolucyjna” policja polityczna nie tylko dorównuje brutalnością cesarskiemu SAVAK-owi, ale wręcz przewyższa go „w tym temacie”.

Co więcej Iran dość szybko znalazł się w międzynarodowej próżni. Jako jedyne państwo na świecie był, i jest, zdominowany przez szyizm, będący mniejszościowym wyznaniem islamskim. Radykalna antymonarchistyczna i silnie republikańska propaganda nowych władz, szybko wzbudziła niechęć wśród absolutnych monarchii Zatoki Perskiej. Polityczne wykorzystanie religii budziło niechęć w nacjonalistycznej i świeckiej Turcji czy w narodowo-socjalistycznym Iraku. Samo społeczeństwo irańskie również okazało się mniej podatne na islamizację, niż się to pierwotnie wydawało.

Ówczesne młode i średnie pokolenie pamiętało przecież czasy Rezy Pahlawiego; lekko ubrane dziewczyny, powszechnie dostępny alkohol czy „pielgrzymki” hippisów ciągnące przez Iran do Kabulu, by tam na słynnych schodach w centrum miasta „odlecieć” na zawsze. Co więcej, wprowadzając szarijat, nowa władza sama uznała prawo innych religii do uprawiania własnego kultu. Najdramatyczniej rysowała się tu sprawa zaratustrian, wyznawców starożytnej, przedislamskiej religii Persów, a szerzej-Ariów. Pod rządami szacha, wielu oficerów armii czy wyższych urzędników, by podkreślić swą „irańskość” porzucało islam, przyjmując zaratustrianizm (zoroastrianizm). Oczywiście nie było w tym winy zaratustriańskich duchownych, którym nawet do głowy nie przyszło nawracanie muzułmanów, jednak w pierwszych tygodniach rewolucji nienawiść fanatycznych tłumów wobec zaratustrian była powszechna. Dziś dość swobodnie mogą oni praktykować swoje obrzędy, choć oczywiście nie sposób nie nazwać ich obywatelami drugiej kategorii. Trzeba jednak przyznać, że są oni dumni ze swej odrębności i na każdym kroku ją podkreślają. Przykładem mogą być kobiety, które nigdy (!) nie noszą czarnych chust na głowie, by zamanifestować swoją odrębność w islamskim społeczeństwie.

Ciekawym przypadkiem są irańscy sunnici, którzy choć muzułmanie, darzą szyitów ogromną niechęcią, z wzajemnością, zresztą. W przypadku Iranu większość sunnitów to Arabowie. Tymczasem prawdą jest, ze Irańczycy są dość radykalnymi antysemitami, tyle tylko, że ich antysemityzm skierowany jest w pierwszym rzędzie przeciwko... Arabom. Fakt finansowania i szkolenia bojowników Hezbollahu niczego tu nie przesądza, gdyż jest on podyktowany nie tyle sympatią, ile pragmatyzmem politycznym: wygodniej wspierać libańskich szyitów walczących przeciwko Izraelowi, niż samemu narażać się na otwarty konflikt! Z drugiej strony, Iran przyjął setki tysięcy arabskich uchodźców z Iraku, po osuszeniu irackiej części bagien, delty Szatt al Arab w odwecie za poparcie udzielone przez „błotnych Arabów” koalicji antyirackiej podczas pierwszej wojny w Zatoce. Dopiero po obaleniu rządów Hussajna, „błotni Arabowie” wracają do Iraku i burzą tamy, ponownie „rewitalizując” bagna.

Jeszcze inaczej wygląda sprawa irańskich chrześcijan. Oczywiście trudno nazwać ich położenie idealnym, ale w porównaniu z Irakiem (a głównie Kurdystanem) czy nawet „świecką” Turcją, ich sytuacja nie jest zła. Nieformalną stolicą irańskich chrześcijan jest Urmia (Orumieh), ale można znaleźć ich skupiska w całym Iranie, może z wyjątkiem pogranicza afgańskiego? Ponieważ ostrze rewolucji wyraźnie stępiało po 30-tu latach można tu zaobserwować dość ciekawe zjawisko; w irańskie weekendy ilość „chrześcijan” gwałtownie rośnie! Ponieważ policja religijna nie zapuszcza się do chrześcijańskich dzielnic, a alkohol może być w nich spożywany jako napój przeznaczony do odprawiania kultu religijnego, rzesze muzułmanów odwiedzają takie dzielnice, by spić się do nieprzytomności! Oczywiście ani chrześcijanie, ani zaratustrianie czy bahaiści nie mogą wybrać drogi kariery w strukturach państwowych, gdyż zabrania tego szarijat. Nie zmienia to faktu, że wielu z nich osiąga wysoki status materialny dzięki pracy w handlu czy, różnego rodzaju, usługach.

Po śmierci Chomeiniego rolę „zbiorowej głowy państwa” przejęła Rada Strażników Rewolucji, na czele, której stoi – Azer – ajatollah Ali Chamenei. To Rada Strażników Rewolucji powoduje, że irańska demokracja jest wyjątkowo ograniczona. Faktycznie w Iranie odbywają się wybory lokalne, parlamentarne czy prezydenckie, ale każdy z kandydatów musi posiadać swoiste „świadectwo moralności” wystawione przez Radę.

Zarówno dla imamów, jak i samej idei rewolucji islamskiej „godziną próby” okazały się rządy Talibanu w Afganistanie. Choć analogie bywają mylące, w tym wypadku można pokusić się o porównanie Iranu do „biurokratycznej dyktatury” sowieckiej, zaś talibów do zaczadzonych gramscizmem, trockizmem i Nową Lewicą, lewackich radykałów maja'68. Wszak dla młodych braci Cohn-Bendit, Urliki Meinhoff czy małżeństwa Curzio większym wrogiem od „amerykańskiego imperializmu” była „biurokratyczna dyktatura sowiecka”. Jeśli przełożyć to na – specyficzny – język islamu i Środkowego Wschodu, ataki ideologiczne talibów zaczynają przypominać język sytuacjonistów czy Czwartej Międzynarodówki używany wobec państw bloku wschodniego. Imamowie nie pozostawali zresztą dłużni i atakowali Taliban za „wypaczenia”(!), wulgaryzację islamu i ultrarewolucyjne „odchylenia”. Co więcej, Iran równie głośno jak państwa zachodnie, atakował Taliban za jego stosunek do kobiet czy burzenie pomników sztuki niemuzułmańskiej.

Społeczeństwo irańskie jest dość zróżnicowane. Już sam fakt, że Persowie stanowią w nim zaledwie  nieco ponad połowę populacji, pokazuje, że trudno traktować Iran jako monolit. Co więcej ok.16 milionów obywateli Iranu to Azerowie. W samym Azerbejdżanie (państwie, a nie krainie geograficznej) żyje ich ok. 8 milionów. Kurdów, coraz tęskniej patrzących na iracki, a de facto niepodległy Kurdystan jest ok. 5 milionów.

Wśród samych Persów coraz częściej słychać głosy niezadowolenia. Napędzająca irańską gospodarkę ropa naftowa jest najtańsza od wielu lat, a to oznacza zwiększenie jej eksportu i wzrost jej cen w samym Iranie. Dla przyzwyczajonych do taniego paliwa Irańczyków jest to trudne do zaakceptowania. Ostrze obyczajowe rewolucji, również uległo korozji. Kto wie czy nie jest to najbardziej widoczny objaw „gnicia” systemu? Oczywiście trudno szukać tu swobód obyczajowych na wzór zachodni, ale...Szyizm, w odróżnieniu od sunnizmu, zna instytucję małżeństwa na czas określony (sic!), przy czym najkrótszy okres na jaki można je zawrzeć wynosi...pół godziny!!! Za tą fasadą „moralnej czystości” kwitnie więc rozwiązłość nie mniejsza niż w Zachodniej Europie, choć mająca inne symptomy. Irańscy socjologowie twierdzą wręcz, że 10% mieszkanek Teheranu trudni się prostytucją, choć z formalnego punktu widzenia są jedynie wielokrotnym rozwódkami.

Irańczycy są zresztą ludźmi dość praktycznymi i szereg zakazów respektują, o ile... się da! Jaskrawym przykładem jest podział w środkach komunikacji publicznej na strefy, żeńską i męską, surowo przestrzegany... poza godzinami szczytu! Iranki dość chętnie również opuszczają ojczyznę w celach matrymonialnych, nie zważając przy tym na fakt, iż ślub z niemuzułmaninem jest przestępstwem i oznacza utratę obywatelstwa. Wśród młodzieży kwitnie też narkomania, czego rząd stara się po prostu nie zauważać.

Jak w każdym społeczeństwie, tak i w irańskim czynnikiem jednoczącym bywa zagrożenie zewnętrzne. Paradoksalnie więc ataki mediów amerykańskich czy groźby Izraela wzmacniają jedynie pozycję prezydenta Ahmadineżada. Podobnie jak w Polsce czy innych państwach bloku wschodniego, pojawia się również tęsknota za wyidealizowaną przeszłością. W tym wypadku za przeszłością pod rządami Pahlawiego. Starsze pokolenie woli widać pamiętać muzykę disco, drinki z parasolkami czy minispódniczki, niż represje SAVAK-u (dotykające zresztą zdecydowanej mniejszości społeczeństwa), młodsze czerpiąc wiedzę z przekazów rodzinnych i porównując to z szarą współczesnością zaczyna postrzegać przeszłość jako „złoty wiek”. Pewną manifestacją sprzeciwu wobec władz jest nadawanie chłopcom imion Mohammad Reza na cześć ostatniego szacha.

Przyszłość Iranu wydaje się być nader ciekawa. Można przyjąć założenie, że kolejna wielka utopia, tym razem polityczno-religijna legła w gruzach. Na ile szansa jej zbudowania była realna w społeczeństwie gdzie modlących się ludzi można spotkać głównie w sanktuariach religijnych, takich jak Meszhed, to już inna sprawa. Przy obecnych cenach ropy i gazu spokoju społecznego nie da się kupić, bo nie ma na to funduszy! Paradoksalnie dla Ahmadineżada, izraelski atak byłby szansą na konsolidację społeczeństwa! Izrael zapewne chętnie, by się do tego- pośrednio -  przyczynił, ale bez zgody Ameryki nie wydaje się to możliwe. Problem w tym, że nawet wyjątkowo proizraelski prezydent Obama nie jest(?) na tyle szalony, by wikłać się w nową wojnę na Środkowym Wschodzie, w chwili gdy dwie już tam trwają, a trzecia (w Pakistanie), może wybuchnąć lada chwila.

Alternatywą dla wojny są bolesne reformy gospodarcze, które mogą zmieść z powierzchni Ziemi nie tylko Ahmadineżada, ale republikę islamską, w ogóle. Alternatywą może być również otwarcie na świat, które przy tej ilości gór, plaż czy zabytków – wszystko z „najwyższej półki” – może przynieść ogromne dochody i...radykalną zmianę stylu życia. Dla Iranu nadchodzą tyleż ciekawe, co ciężkie chwile....

* Op. cit. – s. 50.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.