Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Krzysztof Głowacki: Stajnia Augiasza

Krzysztof Głowacki: Stajnia Augiasza


21 styczeń 2009
A A A

Mówienie, że od ponad pół wieku żyjemy w świecie bez wojny, jest kpiną w sytuacji, gdy na oczach integrującej się Europy dokonuje się mordów i seksualnych bestialstw na masową skalę.

Organizacja Narodów Zjednoczonych, następczyni zmarłej śmiercią naturalną Ligi Narodów, powstała na gruzach II wojny światowej. Z jednej strony świat przeżywał załamanie rozmiarem szaleństwa, do jakiego posunęli się hitlerowcy (o szaleństwie komunistów nikt jeszcze nie mówił). Jednocześnie zakończona właśnie wojna mobilizowała społeczność międzynarodową do stworzenia organizacji międzynarodowej, która zapobiegałaby w przyszłości podobnym konfliktom i czuwała nad przestrzeganiem praw człowieka.

Taka myśl pojawiła się już podczas konferencji w Teheranie w 1943 roku, a pomysł forsował przede wszystkim amerykański prezydent Franklin Delano Roosevelt. W San Francisco 25 kwietnia 1945 roku po raz pierwszy odbyła się konferencja ONZ, a prawie pół roku później weszła w życie Karta Narodów Zjednoczonych, która dała początek działalności nowej organizacji.

Anarchia do potęgi

Obecnie do ONZ należą 192 państwa. Niestety, mimo imponującej frekwencji instytucja jest molochem skrępowanym nadmierną biurokracją. Sekretariat ONZ-u uważany za centrum dowodzenia zatrudnia ponad 6 tys. pracowników i mieści się w dwóch nowojorskich drapaczach chmur znanych jako DC-1 i DC-2 oraz w kilku innych budynkach Nowego Jorku. ONZ posiada także kompleks budynków w Genewie oraz wynajmuje budynki w Wiedniu, Nairobi, Addis Abebie, Paryżu, Rzymie i na Cyprze.

Struktury oparte są na chaosie organizacyjnym. Jeżeli ONZ postawi sobie jakieś nowe zadanie, to od razu potrzebny jest do tego podsekretarz generalny wraz z nowym departamentem. Podsekretarze mogą tworzyć swoim ludziom nowe urzędy niemalże bez ograniczeń. Jednym z „koników” ONZ jest pomoc dla Afryki. Widać to niezwykle sugestywnie w biurokracji. W Sekretariacie Generalnym zatrudniony jest Dyrektor ds. Afrykańskich. W trosce o kontynent powołano Departament Afryka I, Afryka II i przedstawicielstwo w Addis Abebie. Niezależnie od tego istnieje Podsekretarz w roli Specjalnego Wysłannika ONZ ds. Afryki. W Departamencie Pokojowym też znajdziemy dobrze obstawiony Dział Afryka i liczne regionalne przedstawicielstwa w terenie. Oprócz tego jeden Podsekretarz Generalny prowadzi Urząd ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej, w skład którego wchodzą dalsze sekcje afrykańskie, do tego niezależna Sekcja Afryka II z podsekcją lobby. W Resorcie Gospodarczo-Społecznym znajdziemy biuro Specjalnego Koordynatora ds. Afryki Najsłabiej Rozwiniętych Państw. W skład Departamentu Administracyjnego wchodzi Dział Finansowania Misji Pokojowych z Sekcją Afrykańską. Tak przedstawia się urywek molocha…

Hańbiąca bierność

Przerośnięta biurokracja to poważny problem ONZ. Organizacja ma jednak i inne słabości. Najważniejszym ciałem ONZ jest Rada Bezpieczeństwa, do której należy 15 członków, w tym 5 stałych: USA, Rosja, Chiny, Francja i Wielka Brytania. Ta grupa państw ma najwięcej do powiedzenia na forum ONZ, a jednocześnie jest najbardziej bezsilna w sytuacji poważniejszego konfliktu zbrojnego. Dlaczego? W Radzie Bezpieczeństwa obowiązuje ciągle prawo weta. Pięciu członków stałych reprezentuje zbyt różne interesy polityczne w różnych rejonach świata, żeby działać jednomyślnie w sytuacji poważniejszego konfliktu. Rada Bezpieczeństwa nie była w stanie powstrzymać Amerykanów przed wojną w Iraku, jak również zareagować stanowczo na rosyjski atak na Gruzję.

Zresztą to nie jedyne przypadki bezsilności. ONZ nie zapobiegła krwawym rozliczeniom w krajach b. Jugosławii. Bośniacy myśleli, że gdy uciekną do holenderskiego oddziału sił pokojowych w Srebrenicy, unikną śmierci z rąk serbskich partyzantów. Niestety, ONZ nie zareagowało. Co więcej: żołnierze sił pokojowych nawet pomagali Serbom ładować ofiary na ciężarówki! To była największa masowa egzekucja w Europie od czasów II wojny światowej. Serbowie upatrywali w mieszkańcach regionu Srebrenicy swych największych wrogów. Tamtejsi Bośniacy ostrzeliwali bowiem Serbów, a ONZ nie pozwalała na odwet, bo organizacja zrobiła ze Srebrenicy „strefę bezpieczeństwa”. W końcu rozjuszeni Serbowie zaatakowali i przystąpili do czystek.

Podobną biernością charakteryzowały się działania błękitnych hełmów w Kongo. Żołnierze ONZ  - zwłaszcza w rejonie miasta Bunia - często przyglądali się bezczynnie, jak grupy paramilitarne napadają na ludność cywilną. Do historii hańby przejdzie dzień, podczas którego rebelianci napadli na pobliską wioskę, spalili żywcem kilkunastu mieszkańców, mimo że żołnierze ONZ stacjonowali zaledwie 200 metrów dalej. Niezbyt chwalebnym pozostanie także podbój ważnego strategicznie miasta Bukavu przez paramilitarny oddział Tutsich. Gdy rebelianci maszerowali w stronę miasta, błękitne hełmy wycofały się stamtąd, choć rozkazy mówiły wyraźnie, że mają bronić ludności cywilnej, również przy użyciu siły. Zabito wówczas dziesiątki ludzi, a kilkaset kobiet i dzieci padło ofiarą gwałtu. Kiedy napastnicy po dziesięciu dniach opuścili miasto, a ludność cywilna w całym kraju demonstrowała przeciw bezczynności błękitnych hełmów, żołnierze ONZ przypomnieli sobie nagle, że mają broń, i zastrzelili… kilku demonstrantów.

{mospagebreak}

Najwięksi hochsztaplerzy

Innym słabym punktem ONZ jest korupcja. Na jej tory wprowadził organizację Sithu U Thant, jej trzeci sekretarz generalny. Za jego kadencji zaczęto tworzyć nowe urzędy i oddziały tylko po to, aby własnym ludziom dać zatrudnienie. Kurt Waldheim kontynuował tradycje korupcyjne swego poprzednika. Zatrudniał bratanice, które szybko awansował. Boutros-Ghali nie ustępował poprzednikom. Za jego dekady ONZ pomagała finansowo gangsterom w Afryce wschodniej.

„Pomoc” ta została opisana przez ONZ-owskiego pracownika Conrada Stergas’a. Pracował on jako doradca w Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Lotów. Do jego obowiązków należała kontrola lotów czarterowych organizowanych w ramach misji pokojowej w Somalii. Naraził się tym, iż dowiódł, że ONZ omijała własne przepisy odnośnie przetargów, które miały dostarczać jako tako bezpieczne maszyny. Pośrednicy samolotów poprzez skorumpowanych funkcjonariuszy ONZ otrzymywali np. kenijskie koncesje. Z kolei tacy „oficjalni” pośrednicy dostarczali przestarzałe maszyny, które wydzierżawiano do akcji transportowych ONZ w Afryce. I tak za wynajętą latającą trumnę wartości 40 tys. dol. ONZ płaciła cenę jakby wynajęto maszynę wartości kilku milionów dol.

Kofi Annan dla odmiany wsławił się działalnością w programie Food-for-Oil, który za irackie pieniądze miał być „pomocą” humanitarną ONZ dla narodu irackiego w czasie dyktatury Saddama Husajna. Tutaj kwoty, które się „zawieruszyły” są jeszcze wyższe. Rezolucja ONZ tworząca program „Ropa za żywność” była napisana w sposób jak najbardziej korzystny dla irackiego reżimu. Program umożliwił Irakowi eksport ropy w zamian za pomoc humanitarną - dziś wiadomo jednak, że Saddam Husajn używał go głównie do nielegalnego importu nowoczesnych technologii oraz do przekupywania zachodnich polityków.

Wszystko zaczęło się pod koniec 1998 roku. Wówczas to Benon Sevan, szef programu,  zaczął wystawiać vouchery z prawem sprzedaży irackiej ropy na zarejestrowaną w Panamie firmę AMEP. Część pieniędzy z transakcji trafiała na szwajcarskie konta Freda Nadlera, przyjaciela Sevana, jednego z dyrektorów AMEP. W Genewie Nadler i Sevan wypłacali gotówkę. Kilka dni później pieniądze były już w nowojorskich bankach na kontach Micheline i Benona Sevanów. Od grudnia 1998 roku do stycznia 2002 roku Sevan zainkasował w ten sposób ponad 147 tys. dolarów. Oczywiście był to tylko wierzchołek góry lodowej. Dalsze dochodzenie wykazało, że w całą sprawę jest zamieszany nawet syn Kofiego Annana. Pracował on w szwajcarskiej firmie Cotecna International, kiedy dostała ona kontrakt na monitorowanie programu „Ropa za żywność”. Jako stażysta „zarobił” 750 tys. USD!

Akcję Food-for-Oil można ocenić jako mega aferę i to nawet na ONZ-owskie możliwości. W latach 1998-2003 uzyskano z eksportu irackiej ropy 67 miliardów dol. ONZ jako organizacja powiernicza dzięki tej kwocie zorganizowała „pomoc” dla Iraku w postaci żywnościowej i medycznej za 31 miliardów dol. Towary za 8,2 miliardy dol. miały być dostarczone w okresie późniejszym, a 3 miliardy dol. przeznaczono na rzecz funduszu rozwoju i odbudowy Iraku. Nie trzeba być głęboko wtajemniczonym by zauważyć, że wobec uzyskanych z eksportu irackiej ropy 61 miliardów dol., do Iraku trafiła „pomoc” za jedynie 42,2 miliardy dol. Co się stało z resztą? Do dziś trwa dochodzenie.

{mospagebreak} 

Odgórny przykład

Afery korupcyjne na najwyższym szczeblu władz ONZ spowodowały „degenerację dołów”. Niedawno BBC ustaliło, że pakistańscy oficerowie misji pokojowej ONZ w Kongo handlowali z rebeliantami. Najpierw odebrali lokalnym milicjom broń, a potem wymieniali ją na złoty kruszec. Sprzedajne błękitne hełmy ostrzegały też rebeliantów, gdzie i kiedy mają być przeciw nim prowadzone operacje.

ONZ zdecydowała się na zamknięcie wewnętrznego śledztwa w tej sprawie, twierdząc, że głównym powodem był brak świadków. Tymczasem dwóch szefów bojówki Frontu Narodowej Integracji o pseudonimach „Kung-Fu” i „Smok”, którzy przebywają w stołecznym więzieniu, publicznie przyznaje, że otrzymywało pomoc od wojsk ONZ. Niedawno dziennikarze BBC dostali się do więzienia i uzyskali potwierdzenie ich wcześniejszych oświadczeń. Obecny Sekretarz Generalny Narodów Zjednoczonych Ban Ki Mun powiedział, że jest wstrząśnięty i zapewnił, że ONZ będzie karać winnych. Zastosujemy politykę zerowej tolerancji - obwieścił i obiecał szczegółowe zbadanie przypadków opisanych w raporcie BBC. Martin Plaut, który w głównej mierze odpowiada za wykrycie sprawy, nie ma jednak złudzeń. Według niego sprawa ucichnie, ponieważ Pakistańczycy są zbyt ważni dla misji, żeby ryzykować ich stratę.

Błękitne seksmisje

Ostatnimi czasy ONZ ma jeszcze jeden problem. Niedawno brytyjska organizacja Save the Children opublikowała raport, który nie oszczędza czytelnika. Dokument zaczyna się od wypowiedzi 15 letniej Haitanki, która wspomina pewien wieczór w Port au Prince. W centrum miasta wraz z koleżankami została zaczepiona przez dwóch pracowników misji humanitarnej. Rozpięli rozporki i dość kolokwialnym językiem zaproponowali seks oralny. W zamian oferowali sto gourde (sześć złotych) i kawałek czekolady. Kilka stron dalej haitański chłopiec opowiada, że na własne oczy widział, jak pracownik ONZ wziął z ulicy bezdomną dziewczynkę, dał jej dolara, a następnie zgwałcił. 14 latek z Wybrzeża Kości Słoniowej twierdzi z kolei, że osobiście na rozkaz błękitnych hełmów przyprowadza im dziewczęta. Głos w całej sprawie zabrały również brytyjskie media publiczne. BBC dotarło do 13-letniej dziewczynki, która opisała jak 10 żołnierzy ONZ zgwałciło ją na polu, w pobliżu jej domu na Wybrzeżu Kości Słoniowej. W zatrważającym opisie tego zdarzenia dziecko opowiada, jak żołnierze zostawili ją potem na ziemi krwawiącą, wymiotującą i w drgawkach z powodu szoku. Nie lepiej przedstawia się sytuacja w Demokratycznej Republice Konga. Nader często mają tu miejsce przypadki wymuszania seksu, polegające na korzystaniu z dramatycznej sytuacji kobiet. Wegetujące w obozach dla uchodźców muszą płacić ciałem za niezbędne do przeżycia koce, niewielkie ilości żywności czy pieniądze czasami o równowartości jednego dolara. Dzieci także uprawiają seks, aby przeżyć. Dolar lub karton mleka od żołnierza ratuje je przed głodem.

Zarzuty wobec żołnierzy sił pokojowych ONZ pojawiły się w Kongo już w 2003 roku, co postawiło tę organizację w niezwykle kłopotliwej sytuacji. Sekretarz generalny Kofi Annan był w najwyższym stopniu oburzony, kiedy dowiedział się, że żołnierze ONZ są oskarżani o dokonywanie gwałtów oraz molestowanie kongijskich kobiet i dzieci. Ogłosił „politykę zerowej tolerancji” dla takich przestępstw. Narzędziem realizacji tej polityki stał się kodeks postępowania pracownika misji pokojowych. Wylicza się w nim, jakie działania wobec uchodźców i mieszkańców obozu są zabronione. Karą za „nadużycie” jest natychmiastowe wyrzucenie ze służby. Sekretarz generalny ONZ zobowiązał się co roku publikować raport na temat przestępstw o charakterze seksualnym. Wedle jego meldunków, od tamtej pory liczba wypadków wykorzystywania systematycznie spada.

Niestety, do innego wniosku doszli wysłannicy amerykańskiej organizacji Refugees International, którzy przez kilka miesięcy badali warunki panujące w obozach ONZ w Liberii. - Wprowadzono kary, ale nie zrobiono nic, by wykrywać wypadki wykorzystywania seksualnego - mówi Sarah Martin, autorka raportu. Nie poprawiła się również sytuacja w Kongo. - Żołnierze stali się ostrożniejsi. Dbają, by nic się nie wydostało poza teren obozu. Proceder jednak cały czas trwa - mówi Steve Crawshaw, dyrektor londyńskiego biura Human Rights Watch. - To, co dociera do mediów, to tylko wierzchołek góry lodowej - dodaje Kenneth Cain, były pracownik ONZ. Jeszcze gorzej jest na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Ostatnio cały, liczący 700 żołnierzy, marokański kontyngent wojskowy został tam zawieszony w wykonywaniu swych zadań. Żołnierze są oskarżeni o gwałty na miejscowych kobietach i dziewczynkach.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.