Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Maciej Konarski: Wzlot i upadek somalijskich Talibów


14 luty 2007
A A A

„Somalijscy Talibowie” będąc u szczytu potęgi lubowali się w groźnie brzmiących deklaracjach. „Nie pozostawimy kamienia na kamieniu w drodze do integracji naszych somalijskich braci w Kenii i Etiopii” (…) „Nadszedł czas walki z niewiernymi elementami, które sabotują wysiłki na rzecz pokoju i służą obcokrajowcom”.
Jeszcze kilka miesięcy temu każde takie oświadczenie budziło niepokój w całej Afryce. Nic w tym dziwnego, gdyż wygłaszający je liderzy somalijskiej Unii Trybunałów Islamskich stali się na kilka miesięcy jednym głównych graczy Rogu Afryki. Wzrost potęgi „somalijskich Talibów” i ich rosnące polityczne ambicje wzbudzały obawy przed wybuchem regionalnej wojny i zupełną destabilizacją całej Wschodniej Afryki. Zachód podejrzewał z kolei, że w Somalii tworzy się na jego oczach, kolejna po Afganistanie, „wolna strefa dla terrorystów”. Wkrótce okazało się jednak, że wystarczy tydzień by z rzekomej potęgi islamistów zostały gruzy. Przebieg wypadków rodzi jednak pytanie, czy ich obalenie przez sąsiednią Etiopię i wspierany przez zachód rząd tymczasowy nie było przysłowiowym „leczeniem dżumy cholerą”?

Ostoja porządku

Od 1991 r. gdy obalono komunistycznego prezydenta Siada Barre, Somalia nie posiadała efektywnie działającego rządu centralnego. Stała się w ten sposób klasycznym państwem „upadłym”, w którym nie działały żadne państwowe instytucje, rządziło prawo pięści (a w zasadzie prawo kałasznikowa) a miejscowe klany i ich „Panowie wojny” podzieliły pogrążony w anarchii kraj na swe strefy wpływów.

Symbolem chaosu panującego w Somalii była stolica Mogadiszu. Poszczególne dzielnice kontrolowali wszechwładni „Panowie wojny” oraz pomniejsze gangi, terroryzujące mieszkańców miasta i nakładające swoje „podatki” na najmniejsze przejawy działalności gospodarczej. Sytuacja w mieście była tak niebezpieczna, że sklecony z międzynarodową pomocą rząd tymczasowy nie odważył się umieścić w nim swej siedziby.
Sytuacja mieszkańców miasta była tragiczna. Zdani na łaskę i nie łaskę miejscowych watażków musieli znosić przemoc, grabieże. Po wycofaniu sił ONZ w 1995 r. nie mogli też liczyć na pomoc z zewnątrz. Zrozpaczeni i przerażeni, z czasem zaczęli szukać ratunku i sprawiedliwości. Znajdowali je w religii i świątyniach - jedynym, co ocalało z grabieży, czego nawet zaślepieni łupami watażkowie nie ośmielili się tknąć. W atmosferze zaniku jakichkolwiek reguł społecznych oparcie się na twardym, lecz czytelnym prawie szariackim dawało nadzieję na przywrócenie względnej normalności.

W rezultacie połowie lat 90-tych w somalijskich miastach i wsiach zaczęły spontanicznie powstawać sądy szariackie. Ich sędziowie zdobyli autorytet rozjemców i liderów lokalnych społeczności a powoływane przez nich milicje pilnowały wykonywania wyroków.

Jeden z pierwszych takich sądów w stolicy założył szejk Szarif Szejk Achmed. Początkowo uczył on geografii w szkole w północnym Mogadiszu. Gdy watażkowie z południa miasta porwali jednego z jego uczniów rodzice zwrócili się o pomoc do szejka. Ten przekonał starszyznę rodową, że przyszła pora, by położyć kres bezprawiu. Powołano sąd szariacki, a Achmeda wybrano na jego przewodniczącego. Oddana mu pod komendę rodowa milicja zbrojna odbiła z rąk watażków nie tylko porwanego chłopca, ale też innych zakładników, a szejk ogłosił, że islam i wynikające z niego prawo są jedynym ratunkiem przed anarchią. Za jego przykładem w innych dzielnicach miasta zaczęto powoływać sądy szariackie, a szejk Ahmed został wybrany na ich przywódcę.
W 2000 r. 11 somalijskich klanów uznających prawo ustanawiane przez sądy szariackie zawiązało Unię Trybunałów Islamskich (UIC), która zaczęła zdobywać coraz większe wpływy i popularność w pogrążonym w chaosie mieście.

„Warlordowie” z wrogością i obawą patrzyli na wzrost potęgi islamistów. Równie zaniepokojone były USA, które od zamachów z 11 września 2001 r. reagowały alergicznie na wzrost wpływów islamskich fundamentalistów w jakimkolwiek rejonie globu. Obawy Amerykanów budził zwłaszcza fakt, że wielu przywódców UIC było oskarżanych o przynależność do somalijskiej organizacji terrorystycznej „al Itihaad al Islamija”(należał do niej m.in. główny ideolog UIC szejk Hasan Tahir Aweis, który znajduje się na amerykańskiej i ONZ-towskiej liście terrorystów). Krążyły też pogłoski, że na kontrolowanych przez sądy obszarach ukrywają się terroryści odpowiedzialni za zorganizowanie ataków terrorystycznych na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzani w 1998 roku (m.in. przywódca afrykańskiej Al Kaidy Fazul Abdullah Mohamed). Podsycali je „Warlordowie” oskarżając UIC o mordowanie umiarkowanych muzułmanów, sprowadzanie zagranicznych ekstremistów i związki z Al Kaidą.

W ten sposób doszło do zawarcia nieoficjalnego sojuszu pomiędzy USA a „Panami wojny”. Na zasadzie „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” ci sami watażkowie, którzy jeszcze w 1994 r. atakowali interweniujących w Somalii marines i terroryzowali jej mieszkańców stali się teraz pożądanym partnerem. W Mogadiszu krążyły legendy o walizkach pełnych dolarów i transportach broni jakie agenci CIA mieli dostarczać „Panom Wojny”. Ci ostatni zjednoczyli swe siły przeciw islamistom organizując się w „Sojusz na rzecz przywrócenia pokoju i przeciwdziałania terroryzmowi” (ARPCT).

Bitwa o Mogadiszu

22 marca 2006 r. w Mogadiszu rozpoczęła się ostateczna rozgrywka. Milicje „Panów wojny” starły się z siłami islamistów, w walce o kontrolę nad obszarami wokół pobliskiego lotniska Aisaley. Walki rychło rozprzestrzeniły się na całe miasto.

Islamiści ogłosili dżihad przeciw „Panom Wojny” i ciesząc się poparciem mieszkańców i dużej części klanów zaczęli gromić siły ARPCT. Po 76 dniach krwawych walk watażkowie zostali rozbici i przepędzeni z Mogadiszu. Część ich sił przeszła zresztą na stronę Unii Trybunałów Islamskich. 5 czerwca 2006 r. islamiści ogłosili zdobycie Mogadiszu.

5 czerwca był na swój sposób dniem historycznym. Po raz pierwszy od 1991 r. znalazła się siła, która przejęła kontrolę nad całą stolicą.

Pojawia się nowa potęga

Amerykanie liczyli, że ARPCT zdoła jeszcze przegrupować swe siły i odbić Mogadiszu. O tym jak płonne były te nadzieje przekonały ich jednak następne dni. Ścigając pobitych watażków siły UIC nie dały im czasu na ochłonięcie z porażki. Praktycznie na ich karkach islamiści wjechali do miasta Jowhar (90 km na północny wschód od Mogadiszu) – uznawanego za najsilniejszy bastion „Panów wojny”. ARPCT przestał istnieć a część watażków przeszła na stronę islamistów.

Zwycięstwo islamistów postawiło w trudnej sytuacji popierany przez ONZ i państwa afrykańskie, lecz niezwykle słaby Tymczasowy Rząd Federacyjny (Transitional Federal Government - TFG), w którego skład którego wchodziło kilku „Panów wojny” z Mogadiszu. Do praktycznie bezbronnej siedziby rządu w prowincjonalnym mieście Baidoa (250 km na północ od Mogadiszu) zaczęły się zbliżać siły sądów szariackich. Jego los zawisł na cienkiej nitce.
Chcąc zachować neutralność w konflikcie, tymczasowy premier Ali Mohamed Ghedi zwolnił ze stanowiska czterech ministrów, których milicje były uwikłane w walki z islamistami – w tym ministra bezpieczeństwa Mohammeda Qanyare Afraha i ministra handlu Muse Sudi Yalahowa przez co ARPCT straciła jakiekolwiek oparcie w rządzie.

Wkrótce później premier zapowiedział podjecie dialogu z islamistami. Zresztą islamiści również nie byli początkowo nastawieni konfrontacyjnie. Szarif Szejk Ahmed zaprzeczał jakoby celem UIC było zaprowadzenie w Somalii szarłatu oraz uznał prawowitość Tymczasowego Rządu Federacyjnego. Ahmed napisał też list do prezydenta Busha, w którym zapewniał, że brzydzi się terroryzmem i nie pragnie wojny z USA. Zaprosił do Somalii zagranicznych dziennikarzy, by na miejscu przekonali się o jego dobrych intencjach.

Wkrótce jednak wzajemne stosunki zaczęły się pogarszać. Niepewny swego losu Tymczasowy Rząd Federacyjny wyraził zgodę na wprowadzenie na terytorium Somalii regionalnych sił pokojowych. Miałyby być to przede wszystkim wojska z Sudanu i Ugandy, które zagwarantowałyby rządowi bezpieczeństwo i wzmocniłyby jego znaczenie i autorytet. Unia Trybunałów Islamskich sprzeciwiła się jednak stanowczo rozmieszczeniu w kraju zagranicznych sił pokojowych. Islamiści twierdzili, że Somalijczycy są w stanie samodzielnie wyłonić rząd i opanować sytuację państwie. Na ulicach Mogadiszu odbyły się olbrzymie demonstracje przeciwko planom rządu tymczasowego. Demonstranci skandowali „Do diabła z demokracją, szariat jest jedynym rozwiązaniem” oraz „Ameryko, otwórz swe oczy i uszy”. Wznoszono również hasła antyrządowe takie jak „Obalić tak zwany parlament” i „Nie dla etiopskiego rządu”.

Rozmowy pomiędzy TFG a Unią Trybunałów Islamskich do jakich doszło w Sudanie w czerwcu 2006 r. szybko się załamały. UIC stosowała wobec rządu coraz bardziej agresywną retorykę, oskarżając jego członków o służalczość wobec Zachodu i sąsiedniej Etiopii (Etiopia jest najważniejszym regionalnym rywalem Somalii i uprzedzenia antyetiopskie są w tym kraju bardzo silne). Na granicy pomiędzy kontrolowanym przez rząd obszarem wokół Baidoa a strefą pozostającą pod władaniem islamistów doszło do zbrojnych incydentów.

Jednocześnie członkowie TFG zaczęli padać ofiarą zamachów terrorystycznych. 28 lipca zginął Abdallah Isaaq Deerow - minister ds. konstytucji i federalizmu, uznawany za jednego z najbardziej proetiopskich polityków rządu. Dwa dni wcześniej zraniono przewodniczącego komisji konstytucyjnej tymczasowego parlamentu - Mohammeda Ibrahima Mohammeda. Wreszcie 18 września dokonano zamachu bombowego na tymczasowego prezydenta Abdullahi Yusufa. Prezydent przeżył zamach, lecz śmierć poniosło 11 osób, w tym jego młodszy brat. TFG oskarżył islamistów o zorganizowanie tych zamachów.

Tymczasem Unia Trybunałów Islamskich rozszerzyła swą kontrolę na niemal całą południową i centralną Somalię. W ręce islamistów wpadł m.in. drugi co do wielkości port w kraju – Kismayo. Stali się oni teraz najpotężniejszą siłą polityczną i militarną w kraju. Coraz wyraźniej było też widać, że ich ambicje nie kończą się na kontrolowaniu południowej Somali. Z Mogadiszu płynęły pogróżki wobec niezależnych i dotychczas neutralnych w konflikcie autonomicznych regionów Somalilandu i Puntlandu (władze tego ostatniego wprowadziły pod naciskiem islamistów prawo szariackie).

„Nowy porządek

Po zajęciu Mogadiszu Szarif Szejk Achmed oświadczył, że dla Mogadiszu nadeszła „nowa era” i zapewnił, że sąd zapewni w mieście bezpieczeństwo i wolność jednostki oraz zdusi wszelką przemoc wynikającą z porachunków międzyklanowych. I rzeczywiście - z ulic zniknęli uzbrojeni watażkowie, panowie życia i śmierci. Z dnia na dzień poprawiło się bezpieczeństwo, a nocami można było wyjść z domu bez narażania się na bandycki napad.. Drogi stały się wreszcie przejezdne, podróż z miasta do miasta przestała oznaczać konieczność przekraczania linii frontu i ciągłego opłacania się kontrolującym szlaki komunikacyjne bandytom. Odżyły bazary i po raz pierwszy od początku lat 90-tych otwarto port i lotnisko w Mogadiszu. Zakazano handlu narkotykami a przestępców zaczęto publicznie rozstrzeliwać. W rezultacie umęczona chaosem i bezprawiem ludność przyjęła rządy sądów szariackich z niekłamanym entuzjazmem.

Obok tych pozytywnych sygnałów pojawiły się jednak oznaki, że Somalia może rychło stać się nowym Talibanem. Nowi władcy zakazali w niektórych miejscach oglądania kina i telewizji, golili głowy długowłosym mężczyznom i karali chłostą dziewczęta paradujące w nazbyt obcisłych lub za krótkich sukienkach. Islamiści zabronili też oglądania w kinach transmisji z piłkarskich mistrzostw świata, ale - po ulicznych demonstracjach, w trakcie których zabili kilka osób - odwołali zakaz.
Polityka UIC zaostrzyła się zwłaszcza gdy stery przejął 70-letni szejk Hassan Tahir Aweis uznawany za przedstawiciela radykalnego, wahhabickiego nurtu wśród somalijskich islamistów.

Interwencja Etiopii

Sąsiednia chrześcijańska Etiopia z niepokojem obserwowała wzrost potęgi islamistów. Addis Abeba obawiała się o losy proetiopskiego rządu tymczasowego, a poza tym jako jedyny chrześcijański kraj w regionie (otoczony przez muzułmańskie morze) nie życzyła sobie wzrostu siły fundamentalistów islamskich.
Ważniejsze okazały się jednak inne powody. UIC nie kryło poparcia dla idei „Większej Somali” przewidującej m.in. przyłączenie do Somalii etiopskiej prowincji Ogaden. Etiopia uznawała więc wzrost wpływów UIC za zagrożenie swego bezpieczeństwa i integralności terytorialnej. Poza tym tajemnica poliszynela był fakt, że somalijscy islamiści uzyskują wsparcie materiałowe ze strony Erytrei – państwa z którym zaledwie kilka lat temu Etiopia stoczyła ona krwawą wojnę. Addis Abeba obawiała się, że rząd wrogiej Erytrei próbuje stworzyć otaczający Etiopię islamski blok. W razie wybuchu konfliktu groziłaby jej wtedy wojna na dwa fronty.

Już 20 lipca 2006 r. zaobserwowano kolumnę wojsk etiopskich przekraczającą somalijską granicę. Etiopia długo zaprzeczała obecności swoich wojsk w Somalii, przyznając się jedynie do wojskowych doradców, którzy mieli szkolić armię rządu tymczasowego. W rzeczywistości Etiopia wysłała swoich żołnierzy, na wieść o pojawieniu się w okolicach Baidoa sił islamistów, które mogły zagrozić bezpieczeństwu rządu tymczasowego.
Dzień później przewodniczący Unii Trybunałów Islamskich wypowiedział „świętą wojnę” wszystkim Etiopczykom znajdującym się na terenie Somalii. W raz z nasilającymi się starciami pomiędzy siłami UIC a rządu tymczasowego pojawiały się pogłoski, że biorą w nich udział oddziały etiopskie. Addis Abeba stale jednak zaprzeczała.

25 października prezydent Etiopii Meles Zenawi przyznał jednak, że Etiopia „technicznie jest w stanie wojny” z somalijskimi Talibami choć do bezpośrednich walk jeszcze nie doszło. Etiopia stale zaprzeczała, że utrzymuje w Somalii jakiekolwiek wojska za wyjątkiem doradców wojskowych, nawet gdy świadkowie donieśli, że islamiści rozbili w pobliżu Baidoa etiopski konwój i zabili kilkudziesięciu żołnierzy.

W listopadzie światowe gazety cytują słowa Hassana  Dahira Aweisa, który powołując się na ideę „Większej Somalii”, zapowiada inkorporację prowincji somalijskich w Etiopii i Kenii. „Nie pozostawimy kamienia na kamieniu w drodze do integracji naszych somalijskich braci w Kenii i Etiopii i przywrócimy im wolność, aby mogli żyć wraz ze swoimi przodkami w Somalii”.
W odpowiedzi, 30 listopada, parlament Etiopii upoważnia rząd do podjęcia wszelkich koniecznych i zgodnych z prawem działań przeciwko, jak to określono, inwazji ze strony UIC.

Trzeciego grudnia obie strony spotykają się w Dżibuti, aby negocjować pokojowe rozwiązanie sporu, ale już pięć dni później dochodzi do bezpośredniego starcia pomiędzy islamistami a Etiopczykami w okolicach Baidoa. Obecność Etiopczyków zanotowano również w autonomicznym Puntlandzie. Po tym wydarzeniu UIC wystosowała ultimatum wobec Rządu Tymczasowego i wspierającej go sąsiedniej Etiopii. Islamiści zażądali w nim wycofania wszystkich etiopskich żołnierzy z obszaru Somali, grożąc w przeciwnym wypadku rozpoczęciem ofensywy na pełną skalę przeciwko siłom somalijskiego rządu tymczasowego i ich etiopskim sojusznikom.

21 lutego islamiści zaryzykowali i rozpoczęli ofensywę na pełną skalę przeciwko siłom rządu tymczasowego. Rozpoczęły się zaciekłe walki wokół Baidoa. Czując poparcie USA Etiopia zdecydowała się wówczas na pełną interwencję. 25 grudnia 2006 roku prezydent Etiopii, w oficjalnym orędziu, stwierdził, że Etiopia została zmuszona do wojny obronnej przeciwko Somalii. Tego samego dnia etiopski samolot bombarduje lotnisko w Mogadiszu. Był to sygnał do rozpoczęcia inwazji.

Wojna trwała niespełna tydzień. Lekko uzbrojone i słabo wyszkolone siły UIC nie miały szans przeciwko zahartowanym w bojach wojskom etiopskim, wspieranym przez lotnictwo i siły pancerne. Ich obrona rychło się załamała, a oddziały poszły w rozsypkę. Wojska etiopskie posuwały się bardzo szybko w stronę Mogadiszu, wygrywając bitwę za bitwą. Widząc to przywódcy głównych klanów postanowili nie stawiać na przegraną kartę i odwrócili się od UIC, tak jak przedtem odwrócili się od „Panów wojny”. 28 grudnia Etiopczycy i siły TFG bez walki zajęły Mogadiszu, a cztery dni później Kismayo – ostatnie miasto we władaniu islamistów. Najzagorzalsi zwolennicy UIC, którzy nie poddali się siłom etiopskim, rozproszyli się na prowincji bądź uciekali w stronę Kenii gdzie wyłapywały ich służby bezpieczeństwa tego państwa (schwytały one m.in. Szarifa Szejka Ahmeda).

Natychmiastowego wstrzymania ofensywy zażądały: Kenia, Dżibuti, Francja, Niemcy, Liga Państw Arabskich, Organizacja Konferencji Muzułmańskiej. Z kolei Stany Zjednoczone udzieliły Etiopii poparcia na forum ONZ. Interwencję Addis Abeby poparła też Unia Afrykańska tłumacząc, że islamiści stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa Etiopii.

Jednocześnie w styczniu 2007 roku nad Somalią pojawiły się samoloty US Air Force. Rozpoczęły one naloty na domniemane kryjówki Al Kaidy w południowej części kraju, choć obserwatorzy donoszą że ich ofiarą padli głównie niewinni cywile.

Wraca nowe?

Zajęcie Mogadiszu przez Etiopczyków i siły TFG przypomniało najgorsze obrazy z przeszłości. Tworzący rządową armię watażkowie natychmiast podzielili między siebie strefy wpływów w mieście. Zaczęły się masowe grabieże i krwawe potyczki pomiędzy konkurującymi ze sobą gangami. Na bazarach znów pojawiły się kobiety sprzedające całymi workami zakazane przez talibów narkotyczne liście khat. Na drogach ponownie stanęły blokady, na których wymusza się od podróżnych pieniądze za zgodę na przejście. Pojawiły się realne obawy, że rządy bezprawia które obalili islamiści wrócą teraz na dobre.

TFG zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa postanowił przeciwdziałać. 12 stycznia 2007 r. wymógł na klanach zgodę na rozbrojenie, a dzień później zadekretował stan wyjątkowy. Rozbrajanie klanowych milicji i włączanie ich w szeregi armii rządowej idzie jednak bardzo opornie. Stan wyjątkowy zaczęto egzekwować stopniowo dopiero po upływie miesiąca.

Jednocześnie spory odsetek ludności cywilnej wrogo traktuje etiopskie siły interwencyjne oraz tymczasowy rząd uważany za marionetki w ich rękach. Co jakiś czas somalijskimi miastami wstrząsają antyetiopskie manifestacje, a nocami atakowane są posterunki wojsk okupacyjnych. W Mogadiszu prawie co dzień dochodzi do utarczek i zamachów terrorystycznych. Wzrasta zagrożenie ze strony islamistów, którzy powoli otrząsają się z grudniowej klęski i zapowiadają podjecie walki partyzanckiej.

Zdając sobie sprawę ze swej niezręcznej pozycji wobec TFG, Addis Abeba rozpoczęła 23 stycznia proces wycofywania swych wojsk z Somali. Budzi to jednak obawy przed powstaniem militarnej próżni, i wznowieniem międzyklanowych walk.

Jak rozwinie się sytuacja w Somalii pokaże przyszłość. Rozwiązaniem może się okazać rozlokowanie w państwie sił pokojowych Unii Afrykańskiej. Biorąc jednak pod uwagę problemy ze skompletowaniem kontyngentu optymizm nieco stygnie.

Źródła wykorzystanie przy tworzeniu artykułu:
www.gazeta.pl
BBC
www.globalsecurity.org