Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Paweł Pilas: Afganistan - czas Europy?


20 kwiecień 2009
A A A

W październiku tego roku minie 8 lat od czasu obalenia rządów talibów. Czy wobec pogarszającej się sytuacji i zbliżających wyborów prezydenckich w Afganistanie, a także kryzysu NATO, państwa europejskie powinny bardziej zaangażować się w ten konflikt?

Trwająca kilka lat wojna wciąż nie przynosi rozstrzygnięcia. O ile w ciągu pierwszych dwóch lat wojska NATO były w stanie kontrolować większą część kraju, o tyle przez następne sytuacja ulegała systematycznemu pogorszeniu. Miało to związek m.in. z działaniami w Iraku, które zaabsorbowały główne siły militarne i gospodarcze państw biorących udział w wojnie. Przyciągały one również większość ugrupowań terrorystycznych, dla których Irak stanowił swoiste pole bitwy. Dużą rolę odegrały ponadto środki masowego przekazu i opinia publiczna, która zawsze skupia się w miejscach, gdzie „coś się dzieje”. Wojna w Afganistanie jest pod wieloma względami trudniejsza niż ta, która powoli się kończy w Iraku. Ponadto w przeciwieństwie do Iraku, to właśnie Afganistan jest miejscem, które rozstrzygnie o przyszłości Paktu Północnoatlantyckiego.

Czy wejście do Afganistanu było słuszne czy nie, oceni historia. Teraz najważniejsze jest przygotowanie i zabezpieczenie sierpniowych wyborów prezydenckich oraz doprowadzenie do umocnienia się nowego rządu na terenie całego kraju. Będzie to trudne, gdyż Sojusz nie może popełnić ani jednego błędu. Każde poważniejsze nieporozumienie wśród koalicjantów czy pomyłka okupiona stratami wśród ludności cywilnej może spowodować reakcję podobną do sytuacji Hiszpanów w Iraku. Wtedy to, z powodu zamachów w Madrycie i presji społecznej, wycofano oddziały z powrotem do kraju. Gdyby podobna sytuacja zaistniała w którymś z krajów biorących obecnie udział w misji ISAF, zostałby już tylko jeden krok do paraliżu struktur Sojuszu. Dlatego właśnie należy położyć większy nacisk na skuteczne działania realizowane przez wojska europejskie.

Prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił niedawno nowa strategię dla Afganistanu. Zakłada ona wysłanie dodatkowych 17 tysięcy żołnierzy, większą współpracę z lokalnymi przywódcami, którzy wykazują rosnącą niechęć do władz centralnych. Zauważa się także potrzebę pomocy dla Pakistanu, który wobec narastających sporów z Indiami, nie jest w stanie samodzielnie opanować sytuacji na pograniczu z Afganistanem.

Podobnie sformułowane działania ogłoszono na ostatnim szczycie NATO w Strasbourgu i Kehl. W przyjętej Deklaracji w sprawie Afganistanu potwierdzono cztery główne zasady zaangażowania NATO. Należy do nich długoterminowe zaangażowanie, afgańskie przywództwo, wszechstronne podejście oraz regionalne zaangażowanie. Ponadto ustanowiono Misję Szkoleniową NATO w Afganistanie (NATO Training Mission – Afghanistan), której celem będzie szkolenie Afgańskiej Armii Narodowej oraz Afgańskiej Policji Narodowej. Ponadto zdecydowano o zwiększeniu środków na Fundusz Powierniczy Afgańskiej Armii Narodowej i zadeklarowano dalsze wspieranie rządu Afganistanu w jego wysiłkach wojskowych i cywilnych. W nawiązaniu do planu prezydenta Obamy, zadeklarowano wspieranie współpracy Afganistanu i Pakistanu oraz wolę szerszej współpracy politycznej i praktycznej między Pakistanem a NATO.

Wydaje się, że w obliczu kryzysu finansowego i rosnących napięć wewnętrznych, Europa staje się coraz mniej zainteresowana wzmocnieniem działań wojskowych i cywilnych w Afganistanie. Taka tendencja powinna być jednak szybko odwrócona. W Europie tkwi duży potencjał, który można wykorzystać dla ustabilizowania sytuacji w Afganistanie, jak również w sąsiednim Pakistanie. To właśnie pogranicze obydwu państw jest bowiem obecnie głównym obszarem, na którym szkolą się i z którego działają talibowie. Państwa Unii Europejskiej mają tymczasem duże doświadczenie w prowadzeniu operacji humanitarnych i pomocowych dla ludności, takich jak budowanie szkół, studni, nawadnianiu terenów rolniczych. Posiadają także doświadczone kadry szkolące siły policyjne, bezpieczeństwa, a także administrację publiczną. To prawda, że należy stworzyć do takiej pomocy warunki. Nikt przecież nie wyśle pracowników cywilnych w rejony ogarnięte regularną wojną.

Najnowszy plan Obamy może jednak w najbliższym czasie stworzyć odpowiednie warunki. Prezydent USA mówił m.in. o zastosowaniu taktyki „przypływu” autorstwa gen. Davida Petraeusa. Jej elementy zakładają takie nasycenie zagrożonych rejonów wojskami, by byli oni w stanie w każdej chwili zareagować na ataki terrorystyczne. Dotychczas żołnierze przebywali w bazach i z nich wyruszali w konwoje i na patrole, a taka sytuacja wydłuża czas reakcji. Ważnym elementem jest odbudowa infrastruktury energetycznej i wodnej. Wiele regionów Afganistanu, niegdyś bardzo żyznych, już w okresie inwazji radzieckiej zostało zdegradowanych. Obecnie sytuacja nie jest wcale lepsza. By zyskać poparcie dla działań przeciwko talibom, Sojusz musi prowadzić skuteczną odbudowę. Co ważne zmiana warunków życia musi być odczuwalna przez mieszkańców. Oczywiście nie chcę sprowadzać roli państw europejskich do postaci specjalisty, który posprząta po fuszerce zrobionej przez „złotą rączkę”. Takie działania NATO powinno prowadzić wspólnie. Lecz jeśli Amerykanie postanowią działać w ten sposób, to bez problemu takie zadania wykonają. Europejczycy będą jednak musieli współpracować, gdyż pojedyncze kraje nie będą w stanie podźwignąć ciężaru takich zadań. Jak pokazuje dotychczasowa praktyka, w przypadku ustalenia konkretnego planu, sposobu jego wykonania i przy zapewnieniu odpowiednich warunków dla jego realizacji, mieszkańcy „starego kontynentu” będą w stanie szybko i sprawnie osiągnąć sukces.

By zapewnić odpowiednie możliwości do działania dla struktur cywilnych, należy przede wszystkim zmienić zasady prowadzenia walk. Dziś metody te przypominają bardziej stosowane przez żołnierzy radzieckich przejazdy ciężkich konwojów między bazami, niż faktyczne walki z partyzantami. Zamiast tego, należałoby działać tak jak przeciwnik - zastraszyć go, odciąć od zaopatrzenia i pieniędzy, a przede wszystkim od sprzyjającej części ludności cywilnej. O wiele skuteczniejsze, od doskonale uzbrojonych, ale i powolnych kolumn widocznych już po wyjeździe z bazy, byłyby kilkudniowe wypady oddziałów przerzucanych śmigłowcami głęboko na tereny zajęte przez talibów. Jaki efekt przynosi bowiem, oddział kilkunastu pojazdów opancerzonych i czołgów poruszających się powoli drogą, gdy tymczasem oddziały talibów liczące po kilkunastu bojowników sprawniej, szybciej i niewidocznie przemykają pomiędzy wzgórzami na japońskich motocyklach. Co innego, gdyby oddział 200 brytyjskich żołnierzy, osłanianych przez kilkanaście śmigłowców bojowych został w ciągu paru godzin, przerzuconych jednym rzutem nad granicę z Pakistanem i tam operował przez tydzień. Następnie inny oddział w podobny sposób znalazłby się 100 km dalej. Wróg nie będący w stanie przewidzieć kolejnych zasadzek czy większych operacji, będzie wrogiem ostrożniejszym, a tym samym mniej aktywnym. To z kolei da możliwość szybszej odbudowy kraju.

Niestety jest to scenariusz optymistyczny. Europejska opinia publiczna nastawiła decydentów na minimalizację strat własnych, a nie na efekt końcowy. To dlatego, podczas gdy Kanadyjczycy toczyli ciężkie walki, żołnierze niemieccy tkwili na północy kraju i nie potrafili udzielić oczekiwanego wsparcia. Dlatego również, gdy w Polsce rozbił się śmigłowiec bojowy MI-24, znów zaczęły się podnosić głosy o wycofaniu żołnierzy z Afganistanu.

Co ciekawe, cały czas powtarza się jak mantrę słowa „Afganistanu nigdy nikt nie zdobył, nie podbił”. Wymienia się tutaj porażki Brytyjczyków czy Rosjan. Mało kto jednak zwraca uwagę na dwa, jakże ważne w kontekście NATO-wskiej obecności w Afganistanie fakty. Po pierwsze wycofanie wojsk radzieckich wcale nie oznaczało, że nie spełniły one po części swojego zadania. Władze komunistyczne upadły w Afganistanie dopiero kilkanaście miesięcy po upadku Związku Radzieckiego. Po drugie misja ISAF nie polega na „zdobyciu” państwa afgańskiego, lecz na stworzeniu sytuacji do rozwoju stabilnego systemu państwowego, będącego w stanie samodzielnie opanować konflikty wewnętrzne. To prawda, że nie powinno się ustanawiać tam od razu demokracji na wzór europejski. Jednak obecność przedstawicieli wielu krajów, przede wszystkim właśnie z Europy, da możliwość nawiązania współpracy zarówno ekonomicznej, jak i politycznej. Zmiany ewolucyjne są jak najbardziej wskazane i wydaje się, że doświadczenia europejskie, szczególnie z lat 90. predestynują nas do większego zaangażowania.

Nie jestem zwolennikiem angażowania się w każdy konflikt, ale jeśli już tam jesteśmy powinniśmy zrobić wszystko by pomóc. Wiele osób mówi, że to nie nasz konflikt. To prawda, nie dotyczy nas bezpośrednio, ale niedługo może się to zmienić. Oceniając każdą wojnę należy patrzeć na nią z perspektywy naszego własnego kraju – to oczywiste, ale również globalnie. Obecnie pogranicze pakistańsko-afgańskie jest terenem niekontrolowanym. Rząd w Islamabadzie ewidentnie nie radzi sobie z utrzymaniem porządku. Oliwy do ognia dolewa ISI – wywiad pakistański, który nieoficjalnie wspiera część terrorystów. Zarówno Pakistan, jak i graniczące z nim Indie dysponują bronią jądrową, a jak wiadomo, nie egzystują w przyjacielskich stosunkach. Zamach w Bombaju przygotowali terroryści z terenów Pakistanu. Konflikt o Kaszmir ciągnie się już wiele lat i przybiera coraz bardziej na sile. W dodatku Indie coraz bardziej angażują się w Afganistanie. Po części by osłabić Pakistan, a także by zyskać większe wpływy. Konflikty które toczą te trzy kraje niebezpiecznie zaczynają się na siebie nakładać. Sytuacja w której znajdują się dwa państwa atomowe i trzecie, osłabione terroryzmem, na którego terenie przebywa ponad 60 tysięcy obcych żołnierzy nie wróży pozytywnie na przyszłość. Dlatego mówienie o tym konflikcie, jako „nie naszym” skłania do zastanowienia się nad tym co jest „nasze”.

Europa powinna się zaangażować w Afganistanie. Nie dlatego, że walczymy z terroryzmem, lecz dlatego, by wreszcie pierwsze pokolenie młodych Afgańczyków mogło się wychować bez karabinu w ręku. Może brzmi to patetycznie, ale tak to w rzeczywistości wygląda. Wiele osób dziwi się dlaczego kilkuletnie dzieci strzelają z karabinów, jak dorośli. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że one zamiast grzechotek miały granaty i miny, a jedyną „rozrywką” były walki plemienne. Takie dzieci nie miały dzieciństwa w naszym rozumieniu. Dlatego należy spojrzeć przez mgłę górnolotności niektórych sformułowań i zobaczyć, że są one całkiem przyziemne. Podobnie jest z problemem narkotyków. Afgański rolnik uprawia mak zamiast zboża. Dzieje się tak dlatego, że dając mu przysłowiową wędkę, nie umożliwiamy sprzedaży na targu ryby. Zamiast ofiarowywać wędki musimy zagwarantować, że Afgańczyk będzie miał gdzie złowioną rybę sprzedać. Europa wiele razy udowadniała, że potrafi wspomóc regiony, którym grozi destabilizacja. Potrafimy nawiązać współpracę z byłymi koloniami w Afryce, wysłać siły policyjne do zapewnienia bezpieczeństwa podczas wyborów.  Europa to potrafi, lecz przede wszystkim musi tego chcieć. Musimy zrozumieć, że nie ma już wroga za wschodnimi granicami. Dziś wrogiem jesteśmy my sami, którzy po wielu latach spokoju zatraciliśmy wrażliwość na dostrzeganie potencjalnych niebezpieczeństw. Pomimo tego, że wielu z nas uważa świat za globalna wioskę, gdzie wszystko dzieje się tuż za drzwiami, nie potrafimy zrozumieć, że za tymi drzwiami jest też Afganistan, Irak i inne kraje. Dostrzegamy tylko to, co chcemy. A potem mamy pretensje do całego świata, że brutalnie przypomniał nam o czymś co cały czas mieliśmy przed oczami.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.