Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Jakub Wojciechowski: Co z tą Irlandią?

Jakub Wojciechowski: Co z tą Irlandią?


12 grudzień 2007
A A A

Kampania wyborcza już się skończyła, mamy nowego premiera i nowy rząd. Rozbudzone zostały jednocześnie społeczne nadzieje na „irlandzki cud gospodarczy”. Czym jest ów cud, w jaki sposób go osiągnięto i czy w ogóle ma on przełożenie na taki kraj jak Polska? Ale po kolei. Czy w Irlandii w ogóle miał miejsce jakiś cud i co rozumiemy pod tym terminem?

Aby zagadnienie pełniej zrozumieć, musimy niestety przebrnąć na początku przez niezbędny zestaw liczb. Obecnie przeciętny obywatel Irlandii zarabia średnio 34 tys. euro rocznie, co czyni go jednym z najbogatszych na świecie! Od roku dwutysięcznego stopa bezrobocia w Irlandii nie przekracza 4,5 proc., podczas gdy jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych wynosiła ponad 10 proc. (w 1995 roku było to 12,2 proc.). Są to dane imponujące, jeśli uświadomimy sobie, że jeszcze na początku lat 90-tych ubiegłego wieku sytuacja w tym kraju bardzo przypominała obecną sytuację Polski (dla przykładu: w 1992 roku PKB na głowę mieszkańca wynosiło w Irlandii 14 tys. dol., czyli tyle samo co teraz w Polsce). W dodatku Zielona Wyspa musiała w krótkim czasie uporać się z ogromnymi problemami, takimi jak masowa emigracja za chlebem, opóźnienia cywilizacyjne czy brak naturalnych bogactw (nie licząc trawy i kamieni).

Do Unii Europejskiej Irlandia wstępowała jako ubogi krewny. Dość wspomnieć, że na początku lat 70-tych PKB na jednego mieszkańca tego kraju sięgał tylko 60 proc. średniej unijnej. Ale dzięki właściwej polityce w 1999 roku ten wskaźnik był już o 11 proc. wyższy niż średnia wartość PKB w Unii (22,5 tys. dol.) a w 2002 roku wynosił aż 121 proc. unijnej średniej.

Biorąc pod uwagę wszystkie te wyniki i poziom cywilizacyjny, z jakiego Irlandia „startowała” w EWG (UE), trudno nie mówić o tym, że miał tam miejsce prawdziwy cud gospodarczy. Dla tego cudu trzeba było jednak przygotować najpierw solidne fundamenty, które wzniesiono dzięki środkom wspólnotowym. Jak ważnym impulsem było wstąpienie do Wspólnoty, niech świadczy choćby wystąpienie Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Pata Cox’a na konferencji Irlandzkiej Konfederacji Biznesu i Pracodawców (14 września 2002 roku). Stwierdził on, że przystąpienie do EWG stanowiło „drugą deklarację niepodległości Irlandii w XX wieku”. Dodał też, że „inteligentna niepodległość zastąpiła stary izolacjonizm jako nić przewodnią polityki społecznej” („Joining the EEC was Ireland's second declaration of independence of the 20th century. Intelligent interdependence replaced old isolationism as the guiding light of public policy”).

Najprościej byłoby powiedzieć, że to środki unijne (pomoc strukturalna i dopłaty do rolnictwa) wywołały irlandzki boom, ale byłaby to tylko część prawdy. Sukces gospodarczy to nie nagroda za dobre sprawowanie. Nie jest prostym wynikiem pomocy, osiąga się go dopiero poprzez właściwe jej wykorzystanie, trwające, jak w przypadku Irlandii, kilkanaście lat. Transformacja wyspy nie ma jednej przyczyny, nie była wynikiem impulsu.

W 1973 roku Irlandia przystąpiła do EWG, skąd popłynęły fundusze. Z początku środki te nie były imponująco wielkie (47 mln euro w roku przystąpienia), ale konsekwentnie zwiększane praktycznie z każdym rokiem (do 1997 roku, kiedy to owe środki osiągnęły wysokość 3,190 mld euro). Płatnikiem netto do budżetu UE Irlandia została dopiero w roku 2007.

Pierwszym kluczem do sukcesu okazało się umiejętne wykorzystanie środków unijnych. Pieniądze z funduszy strukturalnych skierowano na cztery podstawowe obszary: wsparcie zatrudnienia, wsparcie sektora prywatnego, rozwój infrastruktury i rozwój zasobów ludzkich. W przemyśle postawiono na rozwój sektora wysokich technologii (high-tech), co okazało się strzałem w dziesiątkę. Przyciąganiem inwestorów zajęła się Agencja Rozwoju Przemysłowego, która okazała się tak sprawnym narzędziem, że stała się wzorem dla innych instytucji tego rodzaju na świecie. Ściągnięto do Irlandii największe międzynarodowe koncerny, m.in. Microsoft, Apple, Dell, Pfizer, czy Google.

Dokonano tego dzięki niskim stawkom i zwolnieniom podatkowym, taniej sile roboczej, ułatwieniom dla inwestorów, ale spora też w tym zasługa ogólnonarodowych porozumień, sięgających 1987 roku. W roku tym zawarto pakt pomiędzy rządem, pracownikami i pracodawcami, w którym każda ze stron podjęła zobowiązanie: rząd obniży podatki przedsiębiorcom, pracownicy zgodzą na ograniczenie wzrostu płac w zamian za obietnicę lepszej przyszłości, zaś przedsiębiorcy pozyskają inwestorów i podniosą w przyszłości zatrudnienie. Układ ten nazwano Programem na rzecz Odnowy Kraju (Programme for National Recovery – PNR) i zawarto na okres trzech lat.

Sam w sobie program nie był niczym odkrywczym, bo, jak przyznali jego twórcy, wykorzystywał modele istniejące w Austrii i krajach skandynawskich, które unikając społecznej konfrontacji zdołały zachować niską stopę bezrobocia. Najważniejsze okazało się zrozumienie wszystkich stron, że w kraju panuje kryzys (bezrobocie, emigracja i wysoki dług publiczny) i trzeba go przezwyciężyć przez dialog i ustępstwa każdej ze stron – rządu, pracodawców i pracowników. Na bazie tego partnerstwa społecznego uporządkowano finanse publiczne, politykę ekonomiczną, podniesiono wydajność siły roboczej i ograniczono koszty pracy, aby nie hamowały one tempa rozwoju państwa.

Oprócz opisanych wcześniej inwestycji w technologie, postawiono na „inwestycję w kapitał ludzki”, czyli w edukację, podnoszenie kwalifikacji zawodowych i wzrost zatrudnienia. Zrobiono tak, ponieważ Irlandczycy zrozumieli, że postęp jest niemożliwy bez inicjatywy obywateli.

Powstał więc w Irlandii bardzo korzystny układ: obecność zagranicznego kapitału powoduje wzrost liczby wysoko wykwalifikowanej siły roboczej, niskie podatki i niskie koszty pracy, które razem napędzają koniunkturę gospodarczą kraju.

Obecna sytuacja gospodarcza Irlandii jest bardzo korzystna. Według danych  Ministerstwa Finansów Irlandii, wzrost PKB w pod koniec 2006 roku wyniósł 5,4 proc. Co ciekawe, wzrost ten został napędzony nie przez eksport i produkcję przemysłową (jak to miało miejsce w latach 90-ych), lecz przez prywatną konsumpcję i sektor budownictwa.

Szybki wzrost gospodarczy oraz rozsądna polityka społeczna (porozumienia) spowodowały, że sytuacja finansów publicznych jest bardzo dobra: na koniec 2006 roku wzrost PKB wyniósł 5,4%, konsumpcja wzrosła o 6,5% a to wszystko przy wzroście wydatków rządowych o 3,6%. Planowane są ogromne inwestycje w autostrady, by wreszcie osiągnęły one poziom europejski (do tej pory to infrastruktura była piętą achillesową „Celtyckiego Tygrysa”). Wydatki publiczne były mniej więcej zgodne z tymi zaplanowanymi w budżecie, więc Irlandia nie przejadała owoców rozwoju, lecz rozsądnie gospodarowała posiadanymi środkami, ograniczając zbędna wydatki.

Czy da się znaleźć jakąś pojedynczą, szczególną przyczynę rozwoju tego kraju? Jeśli się nad tym zastanowić, to łatwo zauważyć, że sukces Irlandii oparty był przede wszystkim na inwestowaniu w ludzi: ich rozwój, zwiększenie optymizmu i zaufanie. Może to truizm, ale może się wydawać, że bez owego słynnego „zaufania” reformy nie zmieniłyby oblicza kraju w tak dużym stopniu. Gdyby z reformami nie identyfikowało się społeczeństwo, ich skuteczność na pewno byłaby mniejsza. Umowy między rządem, społeczeństwem i pracodawcami były wyjątkowe, ponieważ pozwalały ludziom czuć, że współuczestniczą w reformowaniu państwa i że zmiany nie odbywają się ponad ich głowami.

Jak zaufanie społeczne zdobyto? Utrzymując elementy państwa opiekuńczego, takie jak: bezpłatna służba zdrowia i edukacja, podatek progresywny (nie wprowadzono liniowego), gwarantowana płaca minimalna (najwyższa po Luksemburgu!) i zasiłki rodzinne (w tym becikowe). Cała ta państwowa pomoc jest jednak rozdzielana w sposób bardzo przemyślany. Dla przykładu: zasiłki dla bezrobotnych są wysokie, ale przyznawane wtedy, gdy dana osoba wykazuje inicjatywę i jest zmotywowana do pracy (co może wykazać np. przez przekwalifikowanie).

Nietrudno więc zauważyć, że irlandzkie reformy nie były wcale skrajnie liberalne, tylko stanowiły rodzaj kompromisu między oczekiwaniami różnych grup społecznych.

Czy eksperyment może się powieść drugi raz?

Czy w ogóle da się przełożyć niegdysiejszą "pozycję startową" Irlandii na polskie realia? Jest kilka podobieństw: PKB na głowę mieszkańca (o czym już wspomniałem), duży poziom migracji zarobkowej, beznadziejna infrastruktura drogowa, czy konieczność nadrabiania strat do pozostałych członków UE.

Jest jednak kilka istotnych różnic. Przede wszystkim nie ma w Polsce na razie ogólnonarodowej zgody na radykalne zmiany, więc trudno wyobrazić sobie w naszych warunkach porozumienie na kształt PNR. Raczej nie pomoże tutaj komisja trójstronna, która jest ciałem mało znaczącym i której ustalenia nie są wiążące dla wszystkich stron. Są za to żądania płacowe, domaganie się wcześniejszych emerytur, czy utrzymania emerytur pomostowych. Nie ma też inwestycji w „kapitał ludzki”: szkoły są niedoinwestowane, a środki na naukę dramatycznie niskie.

Aby powtórzyć irlandzki cud gospodarczy w obecnej sytuacji Polska musi wzorem Celtów przede wszystkim zacząć inwestować w ludzi, ich umiejętności, w naukę i oświatę. Od tego zaczęła Irlandia, odkładając na później choćby inwestycje w tak ważną sferę jak infrastruktura. Świadczy to o wadze, jaką przywiązywano do rozwoju obywateli, ich przedsiębiorczości i pomysłowości. Co to oznacza: przede wszystkim ukrócenie władzy urzędów, ułatwienie prowadzenia działalności gospodarczej, zwolnienia podatkowe dla inwestorów, uproszczenie przepisów. Brzmi to oczywiście jak manifest zapiekłego liberała, co raczej nie jest w polskim społeczeństwie mile widziane, ale skoro właśnie to zadziałało raz, to czemu mnie może zadziałać ponownie? Trzeba tylko zadbać o to, by reformy nie były jednocześnie odejściem od (choćby minimalnej) opieki państwa nad obywatelem, tak by nie stał się on wrogiem zmian już od samego początku.

Można więc powiedzieć, że cud gospodarczy opierał się w Irlandii na wierze w przedsiębiorczość, zaradność i siłę obywateli i dotrzymywaniu zobowiązań przez państwo i wszystkie pozostałe strony ogólnonarodowego porozumienia. Nic nie stoi na przeszkodzie, by również rząd w Polsce zaufał swoim obywatelom.

Na dobrą sprawę cały ten gigantyczny irlandzki eksperyment może się okazać jedyny w swoim rodzaju i niemożliwy do powtórzenia. Co nie znaczy, że nie warto próbować.

Źródła:

Lisak Marcin, Cud, nie cud?, [w:] „Polityka, 17 XI 2007.
Maciejewicz Patrycja, Jak zrobić w Polsce cud gospodarczy na miarę Irlandii, [w:] „Gazeta Wyborcza, 14 XI 2007.
Pat Cox MEP speaks at IBEC Conference - 2002-10-14, [w:] www.ibec.ie.
Programme for National Recovery (PNR), [w:] www.eurofund.europa.eu.

Szczegółowe dane zaczerpnąłem z:

Gospodarka Irlandii, [w:] www.dublin.polishembassy.ie/gospodarka.htm.
www.mg.gov.pl (Ministerstwo Gospodarki RP).