Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Archiwum Dobrobyt od Westerwelle

Dobrobyt od Westerwelle


23 luty 2010
A A A

Spór o państwo socjalne nie jest nowy. Pod koniec ubiegłego roku Axel Honneth i Peter Sloterdijk kruszyli kopie na łamach niemieckich gazet, ostatnio kij w mrowisko włożył Guido Westerwelle.

Republika Federalna ma bogatą historię intelektualnych bitew. Wystarczy przypomnieć Jurgena Habermasa i jego potyczki z kard. Josephem Ratzingerem. Sloterdijk, który swego czasu otrzymał propozycję zajęcia etatu ideologa nowej koalicji, rozpoczął prasowy atak na fundamenty dotychczasowej polityki fiskalnej. Filozof zwiastował nadejście nowej epoki mieszczańskiej, tym razem nie powiązanej z socjaldemokracją ale z chadecką-liberalno koalicją, co prawdopodobnie pociągnie za sobą demontaż państwa socjalnego. Na zarzuty Sloterdijka zareagował Honneth, spadkobierca szkoły frankfurckiej i wspomnianego Habermasa, broniąc idei rozwiniętej redystrybucji jako legitymizowanej moralnie. Konflikt pomiędzy gigantami niemieckiej myśli pokrył się z okresem tworzenia nowego rządu, który do dnia dzisiejszego nie potrafi określić swojego stanowiska w wielu kwestiach.

Po wrześniowym ogłoszeniu wyników politycy centroprawicy koncentrowali się głównie na składaniu sobie gratulacji i świętowaniu kolejnego zwycięstwa, ale jak mówią niektórzy: „politykę trzeba robić, a nie celebrować”. Sielanka szybko się rozpłynęła, gdy nadszedł czas rozmów. Chadecja, po okresie wygodnej koalicji z uległą SPD (której dalece posunięty konformizm zakończył się druzgocącą klęską wyborczą), natrafiła na trudnego gracza. Od początku było jasne, że choć CDU/CSU i liberałowie są naturalnymi partnerami do rządzenia, to budowanie rządu nie będzie łatwe. W kanclerz Merkel zostały wycelowane głosy krytyki, które dobiegają z jej własnej partii i dotyczą głównie zachowawczości, tak utrudniającej stawianie silnego oporu zbyt śmiałym praktykom FDP.

Lista punktów spornych pomiędzy koalicjantami nie jest krótka. Pierwszy to partyjna koleżanka Merkel – Eryka Steinbach, przeciwko której wypowiedział się Westerwelle. Jest on przeciwny wejściu przewodniczącej Związku Wypędzonych w skład rady Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Kolejną kością niezgody jest Turcja. Minister spraw zagranicznych, podczas wizyty w Ankarze, powiedział, że Niemcy nie będą zamykały drzwi dla tureckiego członkostwa w Unii Europejskiej. Na te słowa bardzo szybko zareagował Horst Seehofer, przewodniczący CSU. Chadecja stanowczo sprzeciwia się rozszerzeniu Wspólnoty w tym kierunku, chociaż sama kanclerz coraz częściej milczy, kiedy pojawia się ten temat. Wreszcie podatki. Flagowym motywem liberałów jest redukcja obciążeń, która w ich mniemaniu doprowadzi do uzdrowienia państwa, na co większy koalicjant nie jest w stanie przystać. Właśnie ten ostatni punkt, dotyczący instytucji państwa socjalnego, coraz częściej zajmuje czołówki niemieckich gazet. Nie tak dawno był tematem potyczek Sloterdijka z Honnethem, tym razem został odkurzony przez Westerwelle, który poddał w wątpliwość praktykę państwa opiekuńczego oraz system podatkowy, uznając oba za wyraz jawnej niesprawiedliwości.

Pomagać czy nie?

FDP doniosłe zwycięstwo (prawie 15 proc. poparcia) odnieśli w samym środku kryzysu gospodarczego, który został wywołany między innymi polityką deregulacji, czyli tą jaką od lat proponują liberałowie. Takie działanie to obniżka podatków, a przecież deficyt budżetowy wysyła jasny sygnał o ich podwyżkę bo niemiecka sakiewka państwowa coraz mocniej świeci pustkami. Westerwelle nie zrezygnował jednak z flagowych haseł. Modyfikacja systemu podatkowego ma być pierwszym krokiem w kierunku demontażu państwa socjalnego i właśnie do tego najtrudniej będzie przekonać Merkel.

Wicekanclerz zaproponował debatę nad całą tradycją niemieckiej polityki społecznej. Nazwał to nowym początkiem w historii kraju, co jego zdaniem ma być odwróceniem się od dotychczasowych działań rządów. Westerwelle, ze swoim żądaniem przeprowadzenia rozmów o Hartz IV (zasiłek dla długotrwale bezrobotnych) zrobił ukłon w stronę stałego elektoratu liberalnego, ryzykując jednak nie tylko rozpad koalicji, ale również zdobyte, piętnastoprocentowe poparcie. Na wypowiedzi lidera FDP szybko zareagowały niektóre media, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Oskarżyły go o utrwalanie podziału na biednych i bogatych oraz świadome żonglowanie populistycznymi hasłami, które skalkulowane są na użytek zwolenników swej partii. Przypomnijmy – prawie połowa Niemców przyznaje, że bliskie są im idee państwa socjalnego, tym bardziej w czasach kryzysu. Skoro rząd posłał bankom koła ratunkowe warte miliony euro, nie będzie teraz oszczędzał na pomocy dla bezrobotnych.

Odpowiedziała również opozycja. Szef SPD, Sigmar Gabriel, nazwał Westerwelle „socjalnym podpalaczem” i dodał, że wicekanclerz „biednych ludzi robi kozłami ofiarnymi”. Również ze strony obozu Zielonych powiało ofensywą. Cem Ozdemir uznał, że FDP głównie skłóca ludzi o niskich dochodach przeciwko bezrobotnym i tym sposobem narusza stabilność społeczną. Związki zawodowe oraz przedstawiciele organizacji pomocy społecznej komentowali wypowiedź ministra spraw zagranicznych jako "obraźliwą dla milionów długotrwale bezrobotnych". Wisienkę na torcie krytyki położył Klaus Ernst z Die Linke zwracając uwagę, jak „mniejszość obywateli, żyjąca wciąż w przepychu, kpi z większej części społeczeństwa, zarzucając jej dekadencję”. A co na to wszystko sama kanclerz?

Jaka koalicja?

Merkel na razie dystansuje się od wypowiedzi swojego zastępcy. Na tradycyjnym wiecu politycznym, organizowanym przy okazji środy popielcowej, poinformowała tylko, że słowa, którymi szafował Westerwelle nie są w jej stylu, a CDU zależy na interesie całego społeczeństwa, a nie tylko wybranej grupy. Ta powściągliwość to wyraźny sygnał dla liberałów. Kanclerz zaznacza, że nie musi wcale współrządzić z FDP i jeśli będzie trzeba to poradzi sobie bez nich.

Dotychczasowy bilans rządów nowej koalicji nie jest zadowalający ani dla wyborców chadecji, ani liberałów. Wicekanclerz spróbował zatem nowej taktyki, która ma przypomnieć o jego pozycji w partii. Zagrał va banque, ponieważ zgrzyty w rządzie stały się coraz głośniejsze i nie wiadomo ile jeszcze wytrzyma ta krucha konstrukcja. Jeśli niebawem się rozsypie, ważne aby utrzymać pozycję lidera i nie utracić konsekwencji w głoszeniu sztandarowych haseł.

Chadecja zajmuje o wiele silniejszą pozycję. Brak zaangażowania ze strony Merkel wobec poczynań szefa FDP oznacza, że jest już zmęczona dłużącymi się starciami wewnętrznymi i zaczyna powoli rozglądać się za lepszą ofertą, na przykład ze strony Zielonych. Osobną sprawą pozostaje ich stosunek do udziału w rządzie z chadecją. Wszyscy oczekują bardziej zdecydowanego ruchu kanclerz, od którego zależeć będzie dalszy kierunek linii rządów.

Czy zagranie Westerwelle doprowadzi do nowego układu na niemieckiej scenie? Ostatnie sondaże wskazują, że słupek poparcia dla jego partii zmalał do siedmiu procent i raczej szybko nie urośnie. Już niedługo, na przełomie marca i kwietnia, odbędą się wybory do Landtagu w Saksonii-Anhalt, a nieco później majowe w Nadrenii Północnej-Westfalii. Ich wyniki nie będą co prawda odbiciem opinii całych Niemiec, zilustrują jednak rozkład sympatii wszystkich grup społecznych we wspomnianych landach. Jednak zanim to nastąpi politycy będą mieli sporo okazji aby zająć konkretne stanowisko. Nie tylko ci, którzy od października trzymają pałeczkę, ale również opozycja. Odejście Lafontaine’a spowodowało, że po lewej stronie dojdzie do przetasowań. Część SPD (z Andreą Nahles na czele) coraz śmielej zacznie zerkać w stronę Die Linke, widząc w tym sposób na odzyskanie tożsamości. Natomiast rozbicie w rządzie socjaldemokraci powinni potraktować jako prezent, który pozwoli partii nabrać siły i zaproponować rozwiązania godne opozycji