Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Paulina Daria Łukawska: Jak na Białorusi giną opozycjoniści?


08 lipiec 2008
A A A

Dokładnie 8 lat temu w drodze z lotniska „Mińsk-2” w nieznanych okolicznościach zaginął operator telewizji ORT, Zmicier Zawadzki. Podczas gdy sprawa Gongadze odbiła się szerokim echem w całej Europie, o zniknięciu Zawadzkiego zdawała się pamiętać jedynie jego rodzina.

Dokładnie 8 lat temu, 7 lipca 2000 roku, w drodze z lotniska „Mińsk-2” w nieznanych okolicznościach zaginął operator telewizji ORT, Zmicier Zawadzki. Za porwanie Zawadzkiego w 2002 roku oskarżono tzw. „grupę Ignatowicza”: dwóch byłych oficerów jednostki antyterrorystycznej „Ałmaz” Walerego Ignatowicza, i Maksima Malika, byłego kadeta Akademii Milicjii (skreślony z listy studentów za pobicie dowódcy grupy) Alaksieja Huza i Siergieja Sawuszkina.

Trzy lata wcześniej Zmiciera Zawadzkiego, Pawła Szeremieta i ich kolegę aresztowała milicja. Wszyscy pracowali dla ORT i kilka dni wcześniej nakręcili reportaż o łatwości przemytu alkoholu przez zieloną granicę białorusko-litewską. Dziennikarzy postawiono w stan oskarżenia pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy. Rodzin nie informowano o losie aresztowanych, przeszukiwano ich domy, w więzieniu kazano im rozebrać się do naga i sprawdzano czy nie ukryli niczego wewnątrz ciała, pozbawiono ich prywatności, nawet w toalecie. Gdy Paweł Szeremiet ogłosił głodówkę, zagrożono mu przymusowym karmieniem i jedzeniem przez rurkę, podczas których często wybija się więźniom zęby.

ImageTymczasem dziennikarze z Mińska manifestowali pod siedzibą MSZ, sam prezydent Rosji, Borys Jelcyn zabrał głos w sprawie zatrzymanych. Po trzech miesiącach pracowników telewizji wypuszczono z więzienia. Dopuszczono się jednak sabotażu. Wszystkie publiczne media przedstawiały rzekomy list Zawadzkiego do władz, w którym to kajał się za rzekome winy. Sprawa reporterów odbiła się szerokim echem na arenie międzynarodowej - nie tylko za sprawą prezydenta Rosji. Amnesty International ogłosiło Zmiciera Zawadzkiego i Pawła Szeremieta więźniami sumienia. Zmicier dostał propozycję pracy i azylu politycznego w Anglii, ale odmówił, tłumacząc, że „jego miejsce jest na Białorusi”.

Rodzinę Zmiciera Zawadzkiego zaczęły niepokoić głuche telefony. Dawano im do zrozumienia, że są obserwowani. Wyłączono więc telefon z gniazdka i powrócono do normalnego trybu życia. Siódmego lipca Paweł Szeremiet miał przylecieć do Mińska. Na lotnisko wyjechał po niego Zmicier. Gdy Szeremiet pojawił się na lotnisku znalazł samochód kolegi, ale jego samego już nigdy nie ujrzano… Po dwóch latach od porwania, odbył się proces. Ignatowicza skazano na dożywocie za porwanie Zawadzkiego, a także za udział w wymordowaniu całej rodziny emigrantów z Kaukazu (jakikolwiek udział Ignatowizca w tych zajściach jest jednak podejrzany, prawdopodobnie naraził się władzy i w ten sposób został „ukarany”). Dożywocie dostał również Malik, a Huzę skazano na 25 lat więzienia, zaś Sawuszkina na 12. Rodzina zmarłego, dowiedziała się później nieoficjalnie jak zginął Zmicier. Porwano go, wywieziono samochodem, torturowano, bito, wydłubano oczy, złamano kręgosłup i na końcu zastrzelono.

Białoruś nie była wówczas jedynym posowieckim krajem, gdzie ginęli dziennikarze. Niedługo po zniknięciu Zawadzkiego, na Ukrainie zaginął opozycyjny dziennikarz Georgij Gongadze. Sprawa Gongadze odbiła się jednak szerokim echem w całej Europie, zaś o zniknięciu Zawadzkiego zdawała się pamiętać jedynie jego rodzina, która każdego siódmego i szesnastego dnia miesiąca wraz z bliskimi innych zaginionych (Wiktora Hanczara, Anatola Krasouskiego i Jurego Zacharenki) manifestowała. Spotkania te określono mianem Dni Solidarności. Są obchodzone po dziś dzień, i to nie tylko na Białorusi, ale w wielu europejskich miastach, także w Polsce.

Od porwania Zawadzkiego minęło już wiele lat, ale sytuacja niewiele się zmienia. Niezależni dzienikarze i opozycjoniści wciąż giną w niewyjaśnionych okolicznościach, a tym, którzy wciąż są na wokandzie, możliwie jak najbardziej utrudnia sie życie. Zapewne jest to jeden z czynników, który solidaryzuje i determinuje do działania przeciwników Łukaszenki, którzy skutecznie zabiegają o wsparcie zagranicy.